kontur (2 kB)

Niech wiatr gra pieśń o Łemkowyni:
Beskid Niski - Wschodnia Łemkowszczyzna

Etap 1

18-20 września 2015 roku

Linia dzien2 (13 kB)
Rozdział III - Baranie

Z lasów na wzgórzach otaczających Rudawkę Rymanowską wolno unoszą się welony mgły. Ponad nami niebo zachmurzone. Wilgotny, ale ciepły poranek nastał nad doliną Wisłoka. Ostatnie dni lata to zapowiedź zbliżającej się jesieni. Dzień kurczy się co raz bardziej. Ma być dzisiaj pochmurno, może nawet deszczowo, ale to nic nie szkodzi... wkrótce ta jesień, która już nadchodzi zabarwi te lasy płomiennymi kolorami.

Przemieszczamy się do słowackiej wsi Šarbov, położonej pośród wzniesień liściastych lasów w dolince potoku Hrišov, na obszarze historycznej krainy Šariš (pol. Szarysz). Szarysz zaliczał się kiedyś do najbogatszych regionów całych Węgier. Leżał niedaleko znanego handlowego traktu. Dzisiaj jest jedną z uboższych miejscowości na Słowacji, zagubioną w górach. W wsi można „otrzeć się” o wilka, rysia, borsuka, kunę leśną, dzika, czy potężnego jelenia, których obecność przy tutejszych ludzkich domostwach nie jest czymś nadzwyczajnym, bo dolina leży w otoczeniu lasów będących ostoją dla tych i wielu innych zwierząt.

Wybraliśmy tą wioskę, bo stąd wiedzie najkrótsza droga na najwyższy szczyt Beskidu Dukielskiego - Baranie (słow. Nástavok; 754 m n.p.m.). Jednak przyjeżdżając do Šarbov wiedzieliśmy, że szlak ten (koloru zielonego) może być pozbawiony oznakowań. Dostaliśmy wcześniej informację o takiej ewentualności i byliśmy na nią przygotowani... faktycznie znaki szlaku zostały zamalowane.

Ruszamy w drogę spod przystanku autobusowego o godzinie 9.40. Stoi przy nim metalowy słupek, taki typowy na którym umieszcza się drogowskazy turystyczne. Tenże takich został pozbawiony. Przemieszczamy się kilka kroków w górę szosy i przed czerwonym budynkiem bufetu schodzimy na boczną dróżkę, którą dochodzimy na dolnej części jednej z dwóch równoległych nartostrad, tej północnej. Podchodzimy na grzbiet poruszając się wzdłuż talerzykowego wyciągu. Przez kilka chwil łapie nas chłodny, aczkolwiek bardzo krótkotrwały deszcz.

niski32 (46 kB)

Jesteśmy prawie w punkcie szczytowym grzbietu. Tutaj odnajdujemy ścieżkę odchodzącą w prawo na północ. Na jednym z drzew widzimy zamalowany znak. Ścieżką doprowadza nas na szerszą leśną drogę. Zatrzymujemy się by po intensywnym podejściu by odsapnąć pod parasolem drzew.

Deszcz ustaje, ale zostawiamy peleryny na ramionach. Odtąd poruszamy się na północny zachód. Droga wiodąca przez las jest wyraźna, choć mgły suną pośród drzew coraz gęściej. Krótko schodzimy lekko w dół, po czym dłuższy czas spokojnie w górę. Wzdłuż fragmentu naszej drogi stoją słupki orczyka narciarskiego, chyba nie używanego. Sprawdzamy na mapie rozwidlające się dróżki i pilnujemy północno-zachodniego kierunku marszu.

Wkrótce dróżka przechodzi w trawers zachodniego stoku grzbietu. Podążamy przez las wilgotny, srebrzący się od kropel wody. Tenże las jest jakby wyjęty z „Zapomnienia” Stefana Żeromskiego: Jak woda przypływają i otaczają nas zimne fale leśnego chłodu, nasycone zapachem poziomek, jałowcu, młodej wikliny, smoły sosnowej, całym tym nie dającym się opisać, wilgotnym, gęstym, duszącym, a lak zdrowym zapachem lasu, ukrytego w mgłach porannych. Pachnie to jak dziki bukiet.

niski33 (89 kB)

Kulminację grzbietu góry Lysý vrch (699 m n.p.m.) mamy już niedaleko przed sobą, ale nie jest łysa (może kiedyś była). Przechodzimy blisko szczytu zachodnim zboczem. Odtąd ścieżka nieznacznie zaczyna obniżać się, aż przecina dróżkę przechodzącą w poprzek grzbietu i wpada na niewielką polankę. Przechodzimy środkiem polanki na jej przeciwległy skraj, gdzie znów zagłębiamy się w lesie wypełnionym mgłą. Pozostało nam jakieś 200-300 metrów do granicy państwowej. Po przecięciu polanki pniemy się w górę grzbietu. Nasza dróżka niknie nieco pod przykryciem starych liści i gałęzi, ale widać jak odchodzi w prawo. Parę minut później docieramy do granicy państwowej.

niski34 (64 kB)

Przez polsko-słowacką granice przebiega czerwony szlak słowacki i niebieski szlak polski. Skręcamy w lewo i granicą państwową podchodzimy ku wierzchołkowi góry Baranie. Po krótkim podejściu ścieżka szlaku wypłaszcza się, jednocześnie skręca tak jak granica w prawo. W tymże miejscu od słowackiej strony dochodzi tutaj z bocznego grzbietu Skalné (715 m n.p.m.) nie ujęty jeszcze na mapach nowy zielony szlak. Stąd zostało nam już tylko 300 metrów drogi do szczytu.

niski35 (49 kB)

Baranie (754 m n.p.m.), najwyższy szczyt Beskidu Dukielskiego zdobywamy o godzinie 11.00. Stoi na nim drewniana wieża widokowa o wysokości około 17-metrów. To wystarczy, do rozejrzenia się ponad koroną drzew, lecz niestety jest ona dzisiaj bezużyteczna ze względu na chmurzastą pogodę. Szkoda, bo przy sprzyjającej przejrzystości powietrza widać z niej nawet Tatry odległe o około 100 km.

niski36 (55 kB)

Wieżę wznieśli w 2006 roku słowaccy turyści ze Svidnika i okolic. Wcześniej stała tutaj stalowa wieża obserwacyjna wybudowana przez Niemców w okresie II wojny światowej, która zimą 1999/2000 runęła ze starości. Obok wieży przy słupku wysokościowym w skrzyneczce znajdujemy zeszyt na pamiątkowy wpis i pieczątkę. Obok stoi również tablica z mapą szlaków oraz drewniany schron z ławkami w środku wybudowany przez Magurski Park Narodowy.

O godzinie 11.25. rozpoczynamy zejście ze szczytu kierując się żółtym szlakiem na polską stronę. Ten odcinek szlaku jest płatny, gdyż przechodzi przez obszar Magurskiego Parku Narodowego. Opłatę za wstęp do parku można uiścić poprzez wysłanie SMS-a (procedura jego wysyłania opisana jest na tablicy informacyjnej stojącej na szczycie góry).

Początkowo szlak dość ostro opuszcza wierzchołek. Nie trwa to jednak długo i po kilku minutach schodzenia zbocze przechodzi w znacznie wygodniejsze nachylenie. Szlak wprowadza nas do leśnego jaru, którego dnem wypływa ze swych źródeł Olchowczyk. Obniżyliśmy swoją wysokość na tyle by wyjść z chmur, leżących na wierzchołkach Beskidu Niskiego. Las choć dziki, robi się bardziej przejrzysty. Wydaje się nawet, że odpłynęło z niego wcześniejsze mgły, ale nic podobnego - one wciąż zalegają w wyżej położonych partiach.

Podążamy już dość płasko przekraczając raz i drugi potok Olchowczyk, przelewający się przez kamienne koryto. Omijamy powalony na ścieżkę konar starego buka, gdzie leży zostawiony na żer przyrodzie. Z lewej nad jarem potoku wznosi się Ruban (621 m n.p.m.), zaś z prawej Kury Wierch (601 m n.p.m.), na którym ponoć znaleźć można kamienie z różnymi napisami, znakami, datami, czy krzyżami.

niski-2-01 (101 kB) niski-2-02 (113 kB) niski-2-03 (245 kB)

Około godziny dwunastej opuszczamy Magurski Park Narodowy, a chwilę później las – wchodzimy do przysiółka Kolonia należącym do leżącej po przeciwnej stronie wzgórza Horb (516 m n.p.m.) wsi Olchowiec. Nazwa wsi pochodzi od drzewa olchy. Olchowiec założony został przez osadników wołoskich w I połowie XVI wieku. Przed wojną mieszkało w nim około 80 rodzin łemkowskich oraz kilka cygańskich. W czasie II wojny światowej Niemcy wywieźli ludność cygańską do obozów koncentracyjnych. Po wojnie w ramach akcji „Wisła” większość mieszkańców przymusowo przesiedlono na tereny ówczesnego ZSRR. Część rodzin uniknęło przesiedlenia, dzięki fikcyjnym metrykom chrztu rzymskokatolickiego, wystawionym przez proboszcza ze Żmigrodu (wyznanie było ważnym kryterium przy przesiedleniach). Dzisiaj Olchowiec zasiedla kilkanaście rodzin, potomków rdzennych Łemków zasiedlających wieś przed wojną. Z kolei w przysiółku Kolonia mieszka też człowiek niezwyczajny i nie jest to Łemko. Spotkanie z nim mieliśmy umówione już od dawna i nie mogliśmy się go już doczekać. Z zasięgiem jest tutaj kiepsko, ale udało się nam skontaktować z nim telefonicznie... czeka na nas, więc maszerujemy co tchu, bo czas nam się nieco obsunął.

niski-2-04 (87 kB) niski-2-05 (23 kB)

Zgodnie z otrzymanymi instrukcjami przed niewielkim wzniesieniem Horb (516 m n.p.m.) opuszczamy żółty szlak, który biegnie dalej asfaltówką do centrum Olchowca. Odbijamy w lewo i maszerujemy na południowy zachód utwardzoną drogą. Droga delikatnie pnie się do góry dając nam ładny pejzaż okolicy, zielonych pastwisk ograniczonych łagodnymi wzniesieniami porośniętymi gęstym lasem. Podchodzimy niemal pod sam las pokrywający boczny grzbiet odchodzący od Baranie, gdzie droga łamie się ostro na północny zachód. Ten las który był przed momentem przed nami, a teraz jest po naszej lewicy rośnie w obszarze Magurskiego Parku Narodowego, Cały przysiółek Kolonia leży na pograniczu parku.

Z prawej dość okazale widać Horb, który jest jak wysepka otoczona pastwiskami. Jego wierzchołek też porośnięty jest lasem. Jest zbyt niski, aby pokryły je chmury, tak jak wierzchołek Baranie, które wciąż w nich tonie. Mijamy ciąg kilku obejść. Droga stopniowo obniża się ku widocznym zagajnikom mijając kilka obejść, po czym skręca na chwilkę w prawo, a potem zataczając łuk na północ dochodzi do bocznej drogi odchodzącej na lewo. Skręcamy w nią przechodząc mostkiem nad strumieniem.

niski-2-06 (71 kB)

Podążamy w górę zbocza, mijając z prawej domostwo, po 150 metrach mamy skręt w lewo, a zaraz potem w prawo i mijamy kolejne domostwo tym razem z lewej. Z prawej pasą się cztery młode byczki, na szczęście odgrodzone od nas elektrycznym pastuchem. Powyżej pastwiska stoi stara łemkowska chyża.

niski-2-07 (31 kB)

Zbliża się godzina trzynasta, gdy wchodzimy na teren obejścia, podchodzimy do drzwi i stukamy w nie pięścią: - Jest tam kto? Otwierają się drzwi, w progu staje szczupły, starszy mężczyzna w białych spodniach nohałkach, białej koszuli zwanej soroczką, z przywdzianym z wierzchu lajbikiem... - Dzień dobry, panie Tadeuszu! Nie mogliśmy doczekać się spotkania!










Rozdział IV - Muzeum Kultury Łemkowskiej w Olchowcu

Olchowiec to wioska zagubiona gdzieś niemal w sercu Beskidu Niskiego, położona w uroczej krainie zamkniętej ze wszystkich stron lesistymi wzniesieniami, niemalże odizolowana. Wioski łemkowskie miały przeważnie zabudowę szeregową, co warunkowało naturalne ukształtowanie dolin, w których lud ten osiedlał się. Tutaj jest trochę inaczej, bo w centrum tej krainy wznosi się Horb.

Wieś Olchowiec założona została w I połowie XVI wieku na prawie wołoskim, u zbiegu potoku Wilsznia z potokiem Olchowczyk. Jej nazwa pochodzi od olchy, drzewa, które w języku ukraińskim nazywane jest wilcha. Długo, bo aż do połowy wieku XIX leżała w dobrach rodziny Stadnickich. Pierwsza cerkiew dla wsi została zakupiona i przywieziona z terenu ówczesnych Węgier, a dzisiejszej Słowacji. W 1880 roku wieś liczyła 400 mieszkańców (390 grekokatolików i 10 Żydów). W 1934 roku obok starej, chylącej się ku upadkowi i zbyt małej cerkwi, wybudowano nową unicką cerkiew pw. Przeniesienia Relikwii św. Mikołaja z Myr Licejskich do Bari. Przed II wojną światową wioska liczyła blisko 90 gospodarstw i około 500 mieszkańców. W okresie międzywojennym, w 1935 roku przeprowadzono komasację gruntów wsi, w wyniku której część mieszkańców mogła przenieść się w nowe miejsca. Wydarzenia poprawiły byt mieszkańców wioski i dały zaczątek przysiółkowi Kolonia.

Podczas II wojny światowej okupanci wywieźli do Niemiec 48 mieszkańców wioski, z których do domów powróciło zaledwie 5 osób. W tymże czasie wywieziono do obozów koncentracyjnych niemal całą ludność cygańską. Po wyzwoleniu wioski jeszcze w 1944 roku znaczną część mieszkańców wioski (75% ludności) przesiedlono w głąb ówczesnego ZSRR na mocy zawartych umów polsko-sowieckich. Trzy lata później pozostałą część rodzin objęto przesiedleniami w ramach akcji „Wisła”. Dziesięciu rodzinom udało się jednak pozostać w wiosce, a to dzięki fałszywym metrykom chrztu rzymskokatolickiego, wystawionym przez proboszcza ze Żmigrodu.

Dzisiaj Olchowiec jest jedną z niewielu łemkowskich wsi Beskidu Niskiego, w których mieszka ludność łemkowska wyznania grekokatolickiego. Zachowały się też oryginale chyże łemkowskie. W jednej z nich w latach 70-tych zamieszkał łodzianin, niezwykle sympatyczny 85-latek, który...

niski-2-08 (27 kB)
Wszystkie góry przeszedł, wszystkie przewędrował,
Zaszedł do Olchowca, tam się ulokował.
Kupił sobie chatę, pobratał z Łemkami,
Ich życie pokochał z wszystkimi trudami.
Łemku Ty nasz Łemku, przyjacielu drogi,
Niech Ci szczęście dadzą te nabyte progi.
Niech Twoja żoneczka uśmiechem Cię darzy,
Radość niech nie znika z Waszych miłych twarzy.
Niech Wam drzewa szumią i ptaki śpiewają,
A owieczki w górach na dzwoneczkach grają.
Niech Wam słonko świeci, strumyk szeleści,
I wietrzyk z gór niesie same dobre wieści.
Będziem się spotykać u Was na gościnie,
przy ognisku śpiewać o tej Łemkowinie,
co przyszła do Łodzi po miejskich górali,
By przez dalsze lata w górach gazdowali.
Ty wiesz co pokochać, co wiernym zostaje,
Czemu można ufać, co życia dodaje.
To góry, to lasy, bezkresne przestrzenie,
To ścieżki zawiłe, duchów leśnych cienie.
To kwiatki przy drodze niewinnie rosnące,
To zioła i trawy wśród lasów kwitnące.
Czy w upalnym słońcu, czy w blasku księżyca,
Wszystko co jest górskie serce Twe zachwyca.
My również jesteśmy pod wpływem natury,
I chętnie chodzimy właśnie z Tobą w góry.
Dziś też tu jesteśmy żeby razem z Wami,
Zwiedzić okolicę i poznać z Łemkami.

Tenże list zatytułowany „Do Tadeusza K.”, a napisany blisko ćwierćwiecze temu, 29 sierpnia 1981 roku przez przyjaciół pana Tadeusza Kiełbasińskiego, również i dzisiaj idealnie oddaje to, co sami chcielibyśmy opowiedzieć o tym niezwykłym człowieku i o tym co sami czujemy w sercach ogarnięci jego ogromną serdecznością i gościnnością. Troszku nas dużo, ale jakoś sadowimy się w obejściach przed jego chyżą: – Добриден! Витайте! – oficjalnie wita nas pan Tadeusz w łemkowskim języku i rozpoczyna gawędę o świecie Łemków stojąc przed progiem pod okapem strzechy chyży. Jest to opowieść o radościach i smutkach codziennego łemkowskiego życia, o zwyczajnej ludzkiej miłości i tęsknocie, o małej ojczyźnie ludu rozproszonego po świecie. O tychże sprawach rozmawia się i śpiewa na Łemkowszczyźnie. Bardzo piękne są łemkowskie pieśni i spiwanky, zaś muzyka kapel łemkowskich porywająca do tańca. Pan Tadeusz przerwał w tym miejscu opowieść bo z głośnika ustawionego w oknie izby wydobyły się łemkowskie rytmy... A jakże! Zatańczyliśmy!

niski-2-09 (173 kB) niski-2-10 (103 kB)

Wkrótce przenosimy się do wnętrza drewnianej chyży. To typowa, o zrębowej konstrukcji, oryginalna chałupa łemkowskiej rodziny - ocalona przez naszego gospodarza i zachowana w swoim pierwotnym kształcie . Wszystko jest w niej zadaszone pod jednym dwuspadowym dachem krytym słomianą strzechą: pomieszczenia mieszkalne, alkowa i sień, a także pomieszczenia gospodarcze, czyli stodoła, komora i obora.

Gospodarz zaprasza nas do pomieszczania z piecem kuchennym i chlebowym, gdzie trwa dalsza gawęda. Siedzimy zasłuchani, zajmując wszelkie dostępne miejsca w izbie, włącznie z podłogą. A czas - jak to bywa przy tak wciągających gawędach - szybko mija. Każdy kawałek drewna znajdujący się pod strzechą tej starej chałupy kryje w sobie przynajmniej drobny szczegół godny uwagi, czasem smutny, czasem wesoły, a czasem tajemny i magiczny, jak cały nasz pobyt w Olchowcu.

niski-2-11 (71 kB) niski-2-12 (59 kB)

W izbie znajdują się zwyczajne dla łemkowskiej chyży sprzęty: łóżko, stół, ława, zydle i kołyska, są też łemkowskie zabawki, pisanki, ikony, a także modele łemkowskich cerkwi wykonane przez Zdzisława Hibszera.

Pan Tadeusz zaraz po tym, jak został właścicielem chyży zaczął w niej gromadzić pamiątki z Łemkowszczyzny, które wpadały mu do rąk podczas wędrówek po terenach Beskidu Sądeckiego, Niskiego i Bieszczadów. Znaczna ich część eksponowana jest w pomieszczeniu dawnej obory i stodoły. Ekspozycję poszerzają sprzęty z Bojkowszczyzny i Huculszczyzny, a uzupełnieniem ją znalezione pozostałości po walkach o Przełęcz Dukielską.

niski-2-13 (35 kB)














Zbyt krótka była nasza wizyta u pana Tadeusza Kiełbasińskiego. To człowiek nadprzeciętnej natury, który urzekł nas swoimi opowiadaniami, a przede wszystkim wszechogarniającym ciepłem i dobrodusznością. O godzinie 14.20 z żalem do upływającego czasu żegnamy się, życząc gospodarzowi i jego żonie Krystynie wszystkie dobrego: – Дай вам Боже щастя и здоров'я!

niski-2-14 (74 kB)

Opuszczamy łemkowskie obejście otoczone płotem z drewnianych drągów, wspartych na słupkach przykrytych dwuspadowymi daszkami. Gospodarz w łemkowskim stroju chciałby jeszcze wiele nam opowiedzieć, ruszamy w drogę gdy przywołuje z powrotem pokazuje i daje do przymierzenia tradycyjną czuchanię. Niestety musimy iść, znów żegnamy się, wracamy na drogę, a za sobą słyszymy jeszcze: – Щестливой дорогы!

Schodzimy dróżką na północ, potem na rozwidleniu skręcamy na wschód. W ten sposób obchodzimy wzniesienie Horb i docieramy do centrum Olchowca. Stoi tutaj cerkiew pw. Przeniesienia Relikwii św. Mikołaja z Myr Licejskich do Bari, przy niej druga oryginalna chyża, zaś przed cerkwią mamy rzadkość na Łemkowszczyźnie: zabytkowy kamienny mostek. Przerzucony nad Olchowczykiem prowadzi do świątyni. Nam pora jednak przemieścić się do innego miejsca znajdującego się nieopodal, gdzie czekają na nas potomkowie rdzennych Łemków.

niski-2-15 (93 kB)

W Olchowcu zobaczyliśmy jak mieszkała tradycyjna łemkowska rodzina. O godzinie 14.45 wyjeżdżamy z wioski i przejeżdżamy do innego miejsca istotnego dla zachowania kultury łemkowskiej. Tam chcemy zobaczyć jak mieszkali inni Łemkowie, bo „my również jesteśmy pod wpływem natury”, chcemy „zwiedzić okolicę i poznać z Łemkami”.


Rozdział V - Muzeum Kultury Łemkowskiej w Zyndranowej

Wieś miał założyć niejaki Zyndram z Maszkowic herbu Słońce, który otrzymał za zasługi wojenne obszary leśne od króla Władysława Jagiełły. Zyndram przybył tutaj z jeńcami pojmanymi w bitwie pod Grunwaldem, których skierował do wyrębu lasu. Tak miała powstać osada przy potoku Panna, zwanym niegdyś Sołotwyna. Nie ma pewności, czy faktycznie tak było, bowiem pierwsze wzmianki o wsi Zyndranowa pojawiają się dużo później.

Zyndranowa rozwijała się na styku różnych kultur i grup etnicznych. Mieszkali w niej Łemkowie, Żydzi i Cyganie. Przed II wojną światową wioska liczyła 180 rodzin, w przeważającej części łemkowskich. Po wojnie mieszkańcy wioski zostali przesiedli na ziemie zachodnie. Po wojnie pojawiła się tu inna ludność napływowa, która zajęła 10 zabudowań Zyndranowej. W późniejszych latach powojennych powróciło do swojej rodzinnej wioski kilka rodzin łemkowskich. Bez problemów rozpoznali swoje góry, strumyki i lasy, za wyjątkiem zniszczonej wsi. Jednym z powracających do wyludnionej wioski był Teodor Gocz. Przywitał go jego pradziadek - Teodor Kukieła, który miał wtedy 91 lat (zmarł dwa lata później). Pradziadek był pisarzem gromadzkim, dzięki czemu lepiej mu się powodziło. Jego dom różnił się od typowych chat łemkowskich. Wybudowany został w 1860 roku jako kurna chata, ale w 1901 roku dobudowano w niej kuchnię i komin. W roku 1923 dobudowano w jej obejściach oddzielną koniusznię, a w roku 1934 chlewik.

niski-2-16 (34 kB)

Teodor Gocz zamieszkał w starej chyży, założył rodzinę i rozpoczął budowę nowego domu. W roku 1968 nowy dom był gotowy - przeniósł się do niego, a w chyży z pomocą przyjaciół, działaczy społecznych urządził wystawę pamiątek łemkowskich i eksponatów z czasów wojny, które od lat gromadził. Tak w Zyndranowej zaczęła funkcjonować Izba Pamiątek Kultury Łemkowskiej. Placówka ta rozwijała się mimo trudności finansowych, mimo niejednokrotnego niski-2-17 (22 kB)braku przychylności władz, czy urzędników, popularyzując kulturę Łemków i chroniąc ją od zapomnienia. Izba rozrosła się przekształcając we wspaniałe muzeum - skansen kultury łemkowskiej, który z czasem wzbogacił się zabudową. Stoją tu również.studnia z żurawiem, wiatrak z Wapiennego, kapliczka, cygańska kuźnia z Olchowca, karczma.

Spacer po Muzeum Kultury Łemkowskiej w Zyndranowej zaczynamy od obejrzenia ekspozycji pamiątek zgromadzonych w niedawno wybudowanym pawilonie wystawowym. Oglądamy m.in. tradycyjne stroje łemkowskie, liczne pamiątki z życia mieszkańców łemkowskiej wioski., a także związane z cerkiewnym duchowieństwem: ikony, szaty liturgiczne, krzyże.

Po skansenie oprowadzają nas pani Maria, żona Teodora Gocza oraz ich syn Bohdan. Spod pawilonu wystawowego prowadzą nas między budynki starej zagrody łemkowskiej. Wyróżnia się w niej wspomniana wcześniej chyża Teodora Kukieły, mieszcząca pod jednym dachem pomieszczenia mieszkalne, gospodarcze oraz pomieszczenia dla inwentarza. W pomieszczeniach gospodarczych znajdziemy mnóstwo przedmiotów codziennego użytku, różnorodne narzędzia, sprzęty rolnicze. W jednym z pomieszczeń zgromadzono sprzęty rzemiosła tkackiego, w stajni mamy sprzęty związane z utrzymaniem zwierząt hodowlanych.

W drugiej części domu znajduje się obszerna izba, z kompletnym, tradycyjnym układem mebli i wyposażeniem. Wszystko jak dawniej, tutaj można poczuć tamten klimat dawnego życia - ach jakby jeszcze napalić w tym starym piecu. Ślady przeszłości we wnętrzu tej starej chyży są przenikliwe. Z tyłu za izbą w malutkim pomieszczeniu odkrywamy pracownię pradziadka, kancelarię pisarza gminnego wypełnioną dokumentami i zdjęciami przybliżającymi jego historię oraz historię całej wsi.

niski-2-18 (50 kB)

Wewnątrz znajdziemy przedmioty codziennego użytku - w sieni żarna, wagi, narzędzia stolarskie, w stajni - ekspozycję dotyczącą pasterstwa i rzemiosła tkackiego, na boisku - narzędzia i sprzęt rolniczy. W izbie obejrzymy tradycyjny układ mebli, piec, sprzęt kuchenny, ale też łemkowskie stroje ludowe. Zaraz za nią znajduje się kancelaria pisarza wiejskiego - ze starymi banknotami i monetami, dokumentami i zdjęciami, opowiadającymi o życiu mieszkańca tego budynku, ale i całej wsi. W komorze zorganizowana została ekspozycja sztuki cerkiewnej: ikon, elementów wyposażenia, szat liturgicznych, krzyży.

niski-2-19 (62 kB)

Naprzeciwko chyży stoi koniusznia. Tam znajdują się pamiątki z czasów, które najtragiczniej odcisnęły się na barwnej kulturze Łemków. Pokazują one dramat wojny, są świadectwem niesprawiedliwego losu zgotowanego im przez powojenne władze rządzące naszym krajem.

We wnętrzu koniuszni zgromadzono pamiątki historyczne z czasów obu wojen światowych. Wiele z prezentowanych tutaj eksponatów pochodzi z najbliższej okolicy: broń, mundury, hełmy i inne sprzęty wojskowe. Łemkowie walczyli i ginęli podczas obu wojen światowych, walcząc m.in. w wojsku polskim. Jakże niedorzeczne w kontekście tamtych ofiar wydają się być represje wobec ludności łemkowskiej, pozbawiające ich prawa do życia na rodzinnej ziemi. Ponieśli ofiarę w walce o wolność, której po wojnie nie zaznali. Minęło już wiele lat od tamtego czasu, ale Łemkowie wciąż tęsknią:

„...ТУ ХОЧУ ЖИТИ, УМИРАТИ
ДЕ ЖИЛИ МІЙ ОТЕЦ І МАТИ...”
    Павлович

...głosi motto zyndranowskiego muzeum. Chcielibyśmy zmienić minioną historię, ale zrobić się tego nie da. Pamięć ofiar Łemkowszczyzny wyrażają dwa pomniki wzniesione na terenie muzeum. Jeden z nich poświęcony jest żołnierzom poległym w walkach na Łemkowszczyźnie. Ten drugi postawiony został w miejscu poprzedniego z 1975 roku, który został wysadzony w powietrze na rozkaz władz PRL, a.upamiętnia ofiary obozów w Talerhofie i Jaworznie.

niski-2-20 (57 kB)

Na zewnątrz po południowej stronie koniuszni wiszą stare trójramienne krzyże, prawdziwe dzieła sztuki kowalskiej, które pozostały po nieistniejących cerkwiach i zdewastowanych cmentarzach. Widać na nich upływ czasu, ale wciąż tutaj wiszą na tzw. „łemkowskiej ścianie płaczu” stanowiąc świadectwo o przejmującej, tragicznej historii. Podobnie jak te krzyże stojące samotnie wśród pól i łąk, przy wiekowych drogach przykazują pamiętać o przeszłości.

Krzyże po zniszczonych cerkwiach i zdewastowanych cmentarzach. niski-2-21 (34 kB) Nieopodal krzyży stoi mur z wmurowanymi tablicami oraz płaskorzeźbami przedstawiającymi nieżyjących artystów łemkowskich, reprezentowanych tutaj postaciami: Wołodymyra Chylaka (1843-1893), Epifaniusza Drowniaka (1895-1968), Iwana Rusenki (1890-1960). Kilka razy w roku zyndranowski skansen ożywa, gdy na jego terenie organizowane są różnorodne wystawy, plenery i imprezy folklorystyczne. Od 1992 roku skansen organizuje doroczne Święto Tradycji Łemkowskiej na Pograniczu Kultur „Od Rusal do Jana” („Од Русаля до Яна”). Przyjeżdżają wtedy tutaj Łemkowie z Polski i zagranicy, a także turyści.

niski-2-22 (66 kB) niski-2-23 (60 kB)

Kończy się nasz spacer po zyndranowskim skansenie. Zyndranowa to jedna z tych nielicznych łemkowskich wiosek, w których ożyła na nowo Łemkowszczyzna, choć naliczyć w niej można obecnie tylko około 30 rodzin pochodzenia łemkowskiego, w dużej części zasymilowanych już z inną napływową ludnością. Zawsze tu tak było, że we wsi ludzie dobrze żyli ze sobą mimo różnic kulturowych: Łemkowie, Żydzi, Cyganie i Polacy. Dzisiaj żyją tutaj wspólnie ludzie obrządku prawosławnego, grekokatolickiego i rzymskokatolickiego. Z dala od arterii komunikacyjnych mieszkańcy dzielą miedzy sobą malowniczą dolinę, bo jest ona jak oaza spokoju. Warto tu być, warto tu wracać, warto pamiętać.


Dorota i Marek Szala
www.gorskiewedrowki.blogspot.com

Linia dzien3 (12 kB)
Kliknij aby przejść na relację z trzeciego dnia Linia Powrot
copyright