Wschodnia część ukraińskich Karpat, najbardziej oddalona od naszego kraju Huculszczyzna była celem tej kilkudniowej wyprawy. Poprzecinane ciasnymi dolinami Czeremoszu, Prutu i ich dopływami obszary górskie, skrywające zaciszne wioski, przepełnione duchem przenikliwego spokoju, życiem w jedności z przyrodą stały się obszarem naszych wędrówek. Spotkaliśmy w nich mieszkańców, niezwykle życzliwych, serdecznych i otwartych. Z tychże dolin wyruszaliśmy w góry, na najwyższe szczyty odwiedzanego regionu.
Pierwszego dnia wschodnia Huculszczyzna przywitała nas deszczem z zadowoleniem przyjętym przez mieszkańców Werchowyny, w której zlokalizowana była nasza baza wypadowa – z zadowoleniem, bowiem tego dnia był to pierwszy deszcz jaki pojawił się tutaj po kilku tygodniach suszy. Po zakwaterowaniu ruszyliśmy jednak na pobliskie wzniesienie Magurki górującej nad miasteczkiem – tak na „rozruch kości” po kilkunastogodzinnej podróży autokarem.
Następnego dnia zbudziła nas mglista i mżysta aura – mało zachęcająca do górskiej wędrówki. Nie zrezygnowaliśmy jednak z górskiej eskapady i z pobliskiej wioski Wołowe wyruszyliśmy na Połoninę Wesnarka. Przemierzyliśmy najpierw wioskę kłaniając się na powitanie jej mieszkańcom, potem leśnymi ścieżkami wspięliśmy się na halę pokrywającą wierzchowinę grzbietu, spowitą bielą mgły. Tutaj nieopodal pasterskiego szałasu kończył się znakowany szlak górski – było nieco trudniej maszerować dalej przez połoninę, ale grupa w kilku podgrupach bezbłędnie dotarła na szczyt Rotyło okryty skalnymi głazami. To najwyższe zwieńczenie Gór Pokuckich, a tym samym pierwszy szczyt Korony Beskidów zdobyty podczas tej wyprawy, mimo trudniejszych warunków atmosferycznych.
W poniedziałek przyszedł czas bodaj na najtrudniejsze cele wyprawy, bynajmniej nie pod względem technicznym, ale ze względu na trudnodostępną lokalizację. Karpaty Bukowińskie leżące przy granicy ukraińsko-rumuńskiej były problematyczne pod względem planistycznym. Organizatorzy długo szukali odpowiedzi na pytanie: jak dotrzeć do góry? Chodzi tutaj oczywiście o Jarowicę, najwyższy szczyt pasma. Pierwsze projekty tras prowadzących na ten szczyt wiodły od strony południowej, czyli przez Rumunię. Tygodnie, ba miesiące analiz i przygotowań, wizje lokalne przeprowadzone przez organizatorów pozwoliły jednak na wdrożenie innego wariantu. Podjechaliśmy do wioski Szepit lokalnymi środkami transportu tzw. marszrutkami – to trzy i pół godzinny jazdy niezwykle trudnymi, śródgórskimi drogami oraz wnikliwa kontrola paszportowa podczas wjazdu do strefy przygranicznej. Od Szepit pozostało nam już piesze przejście przez widokowy grzbiet do malowniczo ulokowanego Górnego Jałowca, położonego u zbiegu potoków spływających z okolicznych wzniesień. Jarowicę zdobywamy przy cudownej pogodzie, w plenerach górskich okraszonych białymi barankami obłoczków. Cudowność tego dnia utrwala (o dziwo) chłodny deszcz, który dopada nas na kilka chwil w drodze powrotnej. Jego złociste krople mieszają się z promykami słońca spozierającego spomiędzy chmur, ukazując kilkakroć tego dnia barwny znak jedności Stwórcy i człowieka: wspaniałe tęcze łączące górskie hale z dolinami. Do Szepit wracamy przechodząc przez wzniesienie Tomantyk na którym stoją efektowne potężne białe kule, będące świadectwem nie tak dawnych układów militarnych w Europie, zupełnie nikomu niepotrzebnych jak okazuje się z perspektywy minionego czasu. Wydają się one obecnie zupełnym bezsensem, szczególnie tutaj w Karpatach, gdzie mieszkańców łączy ten sam wołoski rodowód, pasterzy wędrowców – których dziedzicami są dzisiaj górale, huculi i ciobani. Regiony, które zamieszkują cechuje oczywiście różnorodność kulturowa, niezwykle bogatą, ale też nacechowana tymi samymi pierwiastkami karpackiej wspólnoty.
Kolejny dzień, to odsapnięcie od gór – przeciągający się w nieskończoność przejazd do historycznych miejsc, nie tylko dla Ukraińców, ale również dla nas Polaków: Chocim i Kamieniec Podolski. W miejscach tych zwiedzamy stare fortece, wzniesione z niejakim polotem i pięknem przy korytach wielkich rzek – stare i zasłużone w obronie przed tureckim agresorem - oj szkoda tylko że tak szybko, że czasu nam na to tak mało zostało. Ukraina to kraj wielki rozległy, kryje mnóstwo perełek, które chciałoby się zobaczyć, ale częstokroć są one znacznie oddalone od siebie. Dojazd to tych miejsc zabiera nam sporo czasu, kosztem tego jaki możemy poświecić na ich zwiedzenie.
Po nocy przenosimy się do wioski Szybene skąd stromymi, leśnymi stokami wspinamy się na Połoniny Hryniawskie. Tam osacza nas znów fenomenalny pejzaż wzniesień falujących po kres horyzontu, pokrytych naprzemiennie zielenią lasów i rudziejących o tej porze roku muraw. Po męczącym podejściu mamy tutaj fantastyczną ucztę dla oka i w ogóle dla ludzkich zmysłów. Przyjemnym przemarszem po łagodnie pofalowanym grzbiecie połonin zbieramy do kolekcji dwa szczyty: Pochrebtynę i Babę Ludową. Tenże dzień jest szczególny dla siedmiu szczęśliwców, którzy na Pochrebtynie skompletowali ostatnie brakujące im ogniwo w Koronie Beskidów. To niełatwa sprawa zebrać wszystkie szczyty w tejże górskiej koronie ze względu na rozległość obszaru na którym są one „porozrzucane”.
W przedostatni dzień przyszła pora na pierwszy dwutysięcznik Karpat Ukraińskich, nie najwyższy, ale niewiele odbiegający wysokością od najwyższego ukraińskiego szczytu. Przejeżdżamy do Dżembroni, skąd rozpoczynamy podejście na Popa Iwana. Podążamy najpierw pośród pastwisk, a potem świerkowym lasem, aż w końcu przez łany kosodrzewiny przedostajemy się na odkryte stoki Uchatego Kamienia. Tamże uświadamiamy sobie fakt, iż ciepło zostało tam niżej, na łąkach z pasącymi się krowami i końmi, tam gdzie stała bacówka z leniwie sączącym się ku górze dymem. Tutaj nawet ten nieduży wietrzyk niesie nam przenikliwy chłód. Nie na darmo jednak dźwigamy w plecakach ciepłe ubranie, a nawet czapki i rękawiczki. Opatuleni dodatkową odzieżą po żmudnej wędrówce zdobywamy wierzchołek naszej góry, choć ten schował się w chmurze. Chowamy się na nim przed wiatrem pod murami dawnego polskiego obserwatorium astronomicznego, które w okresie międzywojennym było najnowocześniejszym tego typu obiektem w Polsce i jednym z dwóch najnowocześniejszych wysokogórskich obserwatoriów w Europie (obok obserwatorium na Pic du Midi w Pirenejach).
Ostatni dzień to wędrówka na najwyższy szczyt Ukrainy, zwany Howyrlą przez niektórych miejscowych Hucułów. Wspinaczkę rozpoczynamy przy dość obiecujących warunkach pogodowych. Po opuszczeniu strefy lasu, jak też później po wyjściu z kosodrzewiny zapowiadało się, że Howerla obdarzy nas dość dobrą panoramą. W górach jednak często tak bywa, że pogoda zmienia się w mgnieniu oka i tak też się stało tego dnia. Pozostało wspomnienie widoków na podejściu – niespełna pół godziny przed osiągnięciem szczytu został on ogarnięty chmurą, która wkrótce zaczęła „popłakiwać”. Tak żegnały nas wschodnioukraińskie Karpaty.
I nastał ostatni wieczór. Udaliśmy się na jadalnię, która wypełniła się zapachem huculskich potraw, a także muzyką kapeli „Перевал”. Werchowinę okryła noc, ostatnia pożegnalna z Ukrainą. Przez te kilka dni zakarpacka Huculszczyzna obejmowała nas swoistą gościnnością, urzekała spokojem i życzliwością jej mieszkańców. Przeleciał nam tu miło czas. Chcielibyśmy w tym miejscu bardzo podziękować uczestnikom wyprawy w Ukraińskie Karpaty za serdeczność na co dzień i za rozwagę w górach. Słowa uznania kierujemy do Gienka Halo i Marka Prostackiego, którzy pokonując trudności różnej natury podjęli się trudu organizacji wyprawy na Ukrainę i poprowadzili po zaplanowanych trasach. Chylimy też nisko czoła przed kierowcą Markiem, który tak bezpiecznie podrzucał nas autokarem tam, gdzie tego potrzebowaliśmy po trudnych zakarpackich drogach. Przeleciał nam tu miło czas, na co najbardziej znacząco przyczynili się uczestnicy tej wyprawy – za to dziękujemy Wam wszystkim.
Dorota i Marek
Data odbycia wycieczki |
Trasa wycieczki | Nr grupy górskiej wg reg. GOT |
Punktów wg reg. GOT |
Czy przodownik był obecny |
5.09.2015 | Werchowyna (609) - Magurka (1024) 8.45 km, 433 m | Ukraina Góry Pokuckie | 13 | Tak |
5.09.2015 | Magurka (1024) – Werchowyna (609) 5.9 km, 35 m | Ukraina Góry Pokuckie | 6 | Tak |
RAZEM | 19 |
Data odbycia wycieczki |
Trasa wycieczki | Nr grupy górskiej wg reg. GOT |
Punktów wg reg. GOT |
Czy przodownik był obecny |
6.09.2015 | Wołowe (745) – Połonina Wesnarka – Rotyło (1483) 13.7 km, 930 m | Ukraina Góry Pokuckie | 23 | Tak |
6.09.2015 | Wołowe (745) – Połonina Wesnarka – Grehit (1472) – Rotyło (1483) 14.7 km, 1130 m | Ukraina Góry Pokuckie | 26 | Tak |
6.09.2015 | Rotyło (1483) – Połonina Hermaniwka – Wołowe (745) 10 km, 100 m | Ukraina Góry Pokuckie | 11 | Tak |
RAZEM | 34/37 |
Data odbycia wycieczki |
Trasa wycieczki | Nr grupy górskiej wg reg. GOT |
Punktów wg reg. GOT |
Czy przodownik był obecny |
7.09.2015 | Szepit (967) – Przeł. Dżogul – Górny Jałowiec - Jarowica (1574) 12.3 km, 834 m | Ukraina Karpaty Karpaty Buko- wińskie | 21 | Tak |
7.09.2015 | Jarowica (1574) - Tomnatyk (1565) – Szepit (938) 17 km, 222 m | Ukraina Karpaty Buko- wińskie | 19 | Tak |
RAZEM | 40 |
Data odbycia wycieczki |
Trasa wycieczki | Nr grupy górskiej wg reg. GOT |
Punktów wg reg. GOT |
Czy przodownik był obecny |
9.09.2015 | Szybene (850) – Burkut - Pochrebtyna (1605) 12 km, 796 m | Ukraina Połoniny Hrynia-wskie | 20 | Tak |
9.09.2015 | Pochrebtyna (1605) – Baba Ludowa (1586) – Połonina Łukawica – Szybebe (850) 19 km, 322 m | Ukraina Połoniny Hrynia-wskie | 22 | Tak |
RAZEM | 42 |
Data odbycia wycieczki |
Trasa wycieczki | Nr grupy górskiej wg reg. GOT |
Punktów wg reg. GOT |
Czy przodownik był obecny |
10.09.2015 | Dżembronia (825) – Uchaty Kamień (1864) – Pop Iwan (2022) 11.8 km, 1364 m | Ukraina Czarnohora | 26 | Tak |
10.09.2015 | Pop Iwan (2022) - Smotrec (1898) – Dżembronia (825) 11.5 km, 222 m | Ukraina Czarnohora | 14 | Tak |
RAZEM | 40 |
Data odbycia wycieczki |
Trasa wycieczki | Nr grupy górskiej wg reg. GOT |
Punktów wg reg. GOT |
Czy przodownik był obecny |
11.09.2015 | Zaroślak (1250) - Howerla (2061) 4 km, 810 m | Ukraina Czarnohora | 12 | Tak |
11.09.2015 | Howerla (2061) - Zaroślak (1250) 5 km, 20 m | Ukraina Czarnohora | 5 | Tak |
RAZEM | 17 |