kontur (2 kB)

Ochotnica Górna

Gorce zimą

03 - 05.02.2023 r.

Linia
Kierownik wycieczki:
Witold Bogacz
ochotnica-gorna01 (143 kB)

Ochotnica Górna

Ochotnica Górna – wieś w Polsce, położona w województwie małopolskim, w powiecie nowotarskim, w gminie Ochotnica Dolna. W latach 1975–1998 wieś administracyjnie należała do województwa nowosądeckiego. Przez miejscowość przebiega Droga Knurowska (zobacz Knurowska Przełęcz) od Ochotnicy Dolnej do Harklowej. Ochotnica Górna wraz z Ochotnicą Dolną – do czasu podziału administracyjnego w 1910 roku – tworzyły najdłuższą wieś w Polsce (Ochotnicę), która liczyła niespełna 25 kilometrów. Aktualnie (2018) tytuł ten należy do wsi Zawoja położonej w powiecie suskim. Miejscowość położona jest na bardzo zróżnicowanej wysokości. Zabudowania Ochotnicy Górnej sięgają od 550 m n.p.m. (na granicy z Ochotnicą Dolną) do nawet 1030 m n.p.m. (osiedle Skałka, jedno z najwyżej położonych w Polsce).

Źródło: Informacje z (WP)

Linia

Nie liczę godzin i lat,
czyli karnawał z Azymutem w Gorcach

azymut (157 kB)

- Zapisuj się na karnawał z Azymutem – głos Kaski w telefonie zupełnie mnie zaskoczył.
- Aleee, mam wtedy…
- To przełóż! 20 Wikingów jedzie, musisz jechać – odpowiedziała.
To przełożyłam. No i stanęłam przed próbą kreatywności. Bo wymagany strój to lata 60.
- Spodnie dzwony, dzieci kwiaty, hippisi albo króciutkie szerokie spódniczki i podkolanówki – planuje Anka Pawłat.
No, cóż… w króciutkiej szerokiej spódniczce wyglądałabym jak wieloryb w ciąży, więc szukałam własnego pomysłu na siebie, żeby nie świecić blaskiem cudzej inicjatywy.
Czasu mało, ale cosik tam zdążyłam uszyć.
Tuż przed wyjazdem pytam Azymuta:
- A śnieg tam jest? bo z kuligu na kołach rezygnuję.
- Tyle tam śniegu, że z zaspy nie wyjdziesz. Piliśmy trzy dni na tę okoliczność, żeby śnieg był. Zaklinaliśmy pogodę.

W piątek z trudem pchałam walizkę po zaspach na miejsce zbiórki, patrzyłam na lecący z nieba biały puch i myślałam: przeholowali z tym zaklinaniem! Tak samo uważali nasi koledzy ze Śląska, których droga do nas, z powodu zwiększonych opadów śniegu, stała się niemalże drogą ekstremalną. Już zapadał zmrok, kiedy wyruszyliśmy z Krakowa do Ochotnicy Górnej. Na karnawał. Na wypoczynek. Na trzy dni kontaktu z naturą. Zwolniona prędkość i przyprószone szyby uświadamiały nam, że ciągle pada… - oczywiście śnieg. Trasę, którą normalnie pokonuje się w dwie godziny, my jechaliśmy cztery.

Grill w blasku świateł traktora

Godz. 21.30 – jesteśmy na miejscu. Autobus z trudem zacumował na poboczu głównej drogi, przytulony do zaspy dużo większej od niego. Kółka walizek rzeźbią tory na śniegu, pachnie grill, ukryty gdzieś w śnieżnych altanach. Lokujemy rzeczy w domkach i schodzimy do wiaty na kolację z grilla. Jest mróz, para idzie z ust, marzną ręce bez rękawiczek. Nagle… zapada ciemność. Totalna. Czerń nocy przełamują ślizgające się języki ognia z paleniska. Nie widać kto z kim pije, kto z kim śpiewa. Co sprytniejsi uruchomili czołówki. Gospodarz, przygotowany widocznie na tę okoliczność, zajechał pod wiatę traktorem i włączył światła. I tym sposobem wiata zyskała nowy wymiar w nietypowym oświetleniu. Czołówki wydobywały z mroku przysmaki na stole: sałatkę, kiełbasę, karkówkę. W termosach parowała herbata.

fot-02 (68 kB)

Za moment pojawił się Dariusz z gitarą i ze swoim ochroniarzem, czyli kumplem Rambo. Michał już grał. Dariusz też. Jak zarąbisty to duet muzyczny, to nie jesteście sobie w stanie wyobrazić, dopóki ich nie usłyszycie. A my kołysaliśmy się w rytm piosenek, ściskaliśmy dłonie, by się ogrzać. Z ciemności mrugały do nas jasnością wielkie oczy traktora. Warkot silnika nieco kłócił się z dźwiękami gitar, więc impreza przeniosła się do budynku na jadalnię. Około północy prąd się pojawił, jednym pstryknięciem wepchał nas z powrotem w rzeczywistość. Impreza skończyła się po piątej nad ranem…. kucharki rozgoniły towarzystwo, bo… musiały przygotować śniadanie.

Na Gorc czy na spacer?

Po śniadanku jeszcze pogaduszki, jeszcze śpiewanki przy gitarach i wychodzimy. Nie, nie na Gorc – mierz siły na zamiary, wiec tylko na spacerek po wsi zagubionej w paśmie Gorców. Idziemy czytać krajobraz – przyglądnąć się zdobieniom drewnianych domów, malowanym gankom, pogadać z ludźmi, podpatrzeć zwyczaje. Słowo kluczowe spaceru to: tożsamość wsi. Ale nasi poszli na Gorc. Słyszałam tylko jak Beata mówiła:

- Mateusz będzie szedł pierwszy, w każdej zaspie będzie mu przynajmniej widać głowę.

Ma rację, Mateusz to najwyższy Azymuto-Wiking, ma 194 cm wzrostu, może przecierać szlak. No i poszli, a my z Anką, Markiem i Trojanką ruszyliśmy w kierunku Ochotnicy Dolnej. Zatrzymywały nas co rusz, wabiąc swym pięknem, urokliwe drewniane domki z malowanym gankami.

fot-03 (69 kB)

- To ornament laubzegowy, to charakterystyczne dla tej okolicy, takie zdobienia ścian szczytowych, ganków i werand, opasek okiennych i drzwiowych – pokazuje Anka. Marek potwierdza. Podziwiamy i idziemy dalej.

Przy każdym mijającym nas samochodzie musimy odskakiwać i wbijać się w śnieg na poboczu, bo szerokość odśnieżonej drogi nie pozwala na swobodne przechadzki.

Zagubiona Królowa

fot-04 (101 kB)

Przed sklepem – nasi. Tu zmieniliśmy plany – postanowiliśmy zawrócić do Ochotnicy Górnej. Ruszyliśmy z Joanną, Rambiakiem, dwoma Darkami, Kaśką, Kinią, Asią, Januszem i Michałem, a Trojanka kontynuowała indywidualny spacer do Ochotnicy Dolnej. Gdzieś pomiędzy nią, a nami przemieszczała się Teresa – królowa Wikingów. Sterowana była telefoniczne, w zamyśle niedługo miała nas dogonić.

A my urzeczeni pięknem zimy cieszyliśmy się jak dzieci, brodziliśmy po zaspach trzymając się za ręce, zgadywaliśmy co może być napisane na zaśnieżonych całkowicie drogowskazach, patrzyliśmy na dziwne śniegowe kształty, które dostarczały stymulacji intelektualnej – no bo cóż może być tu pod śniegiem? – zgadywaliśmy. Śmietnik? Ziemianka? Okazało się, że to auto z podniesioną pokrywą, na której leży 1,5 metra śniegu.

fot-05 (86 kB) fot-06 (77 kB)

- No, gdzie jesteście? – kolejny telefon od Królowej.

- Za znakiem: „uwaga krowy” i „nakaz łańcuchów” - skręć w prawo, przy OSP – informuję.

Kolejne pół godziny śniegowej zabawy, kolejne telefony od Królowej i kolejne nasze naprowadzanie, a jej jak nie ma, tak nie ma.

Zatrzymuje się samochód, spod łańcuchów na kołach odpada śnieg.

- Kajbyście się wybierali w stronę Gorca, to nie radza, bo po pasa śniega – woła do nas kierowca.

Dziękujemy, pozdrawiamy i przyglądamy się gospodarzom szuflującym łopatami podjazdy ze śniegu, gdzieniegdzie oprócz tradycyjnych łopat pojawia się traktorek-odśnieżarka.

- Wy macie cudną pogodę, a my klniemy. Damy Wam śniegu za darmo do Krakowa – mówi góral z traktorka.

Decydujemy się na powrót, bo musimy zdążyć na obiad. A Teresy nadal nie ma. Wkrada się lekkie zaniepokojenie.

- Gdzie jesteś? – dzwonimy z Kasią.

- No, przecież idę do Was – słychać śmiech w telefonie.

Zza zakrętu ktoś się wyłania. Czapka na bakier, policzki zaróżowione od mrozu czy wysiłku, rozwiązana sznurówka wlecze się za butem. Uśmiech znajomy. Toż to Królowa, nasza Tereska. Uffff! – westchnienie ulgi.
Padamy sobie w objęcia, przytulamy się wszyscy i śpiewamy, a bacowie sprzed domów pozdrawiają nas.

Bercik, jeszcze nie wiesz, że…

fot-07 (79 kB)

Dochodzimy do naszego domu, a tu świat całkiem inny – słońce wyziera zza chmur, śnieg jaskrawi się kryształkami lodu, czapy śniegu na jodełkach chybocą się niepokojąco nad nami. Zniknęła gdzieś zamieć i granat, dominuje przejrzystość i błękit. My zakutani w szaliki, czapki, kaptury, przestępujący z nogi na nogę, by się ogrzać, otwieramy usta ze zdumienia. Na śnieg wybiega Trojanka w krótkich spodenkach, koszulce z krótkim rękawem i boso zaczyna bieg po śniegu. Dołącza do niej Witek i Marta, po chwili dobiega do nich Królowa.
- Raz, dwa, skłon, wyprost, akcja! – dyryguje Trojanka.

fot-08 (73 kB)
fot-09 (69 kB)

Naprzeciwko stoimy i podziwiamy: ja, Anka Ryśkowa, Anka Pawłat, Mateusz, Michał zwany Bercikiem. Trojanka woła Bercika. I dołącza on do ćwiczeń, potężna kurtka ogranicza mu ruchy, ale stara się dotrzymać kroku morsom.
- Oj, Bercik, ty jeszcze nie wiesz, że będziesz morsować, ty jeszcze nie wiesz, że będziesz pływał z Wikingami. Ty jeszcze nie wiesz, że chcesz – śmieję się w myślach.

Zaginieni w akcji?

Poszli na Gorc. Kto? Witek, Monika, Ewelina i Mateusz. Tyle wiemy. Niepokój i niecierpliwość. Jak im tam? Nie ma szans, by doszli, nawet baca ostrzegał. Wrócili? Gdzie są?
- Na Gorc droga zasypana totalnie, wiec poszliśmy do Kauflanda – relacjonuje Mateusz.
- Kopny śnieg, doszliśmy tylko na górkę za domem. Za daleka droga i za dużo śniegu. Wycieczka niemożliwa – przekazała Ewelina.
Wrócili wszyscy cali i zdrowi. „Jeszcze nie teraz” – można by śpiewać.

Uwiedzeni…

Jedziemy do Kluszkowic. Na kulig. Dzielimy się na grupy, bo tylu koni górale nie mają, żeby nas zabrać razem.
- Pani, my tu hodujemy owce. Konie tylko na kulig, a utrzymywać je trzeba cały rok, w sezonie to i cztery kuligi dziennie mamy, a potem co?

fot-10 (103 kB)
Fot. Anna Trojan fot-10a (103 kB)

Wikingowie i Azymuty pakują się na sanie, baca sypie dowcipami, porywa nas w las, dzwonią dzwoneczki sań, skrzą się pochodnie, gwiazdy mrugają z ciemniejącego nieba – dajemy się uwieść temu miejscu, tej chwili…


Jadą, jadą sanie, góralskie koniki,
w saniach siedzą cepry, przy nich janosiki.
Sypie z nieba sypie, wielka zawierucha
A my się śmiejemy od ucha do ucha.

Tunelem śnieżnym bez potok, bez las
Tam ognisko czeka, już zabawy czas.
Konie cwałują, pochodnie durkają,
Spozieramy wokoło, bo ćmok rozjaśniają.

Królowa Teresa uśmiechy rozdziela,
a kielonkiem cichcem ludzi rozwesela.
Azymuty tańczą półnago na śniegu,
a Wikingów sanie jeszcze w pełnym biegu.

Udo tuż przy udzie, tyłek w baranicy
My dziś przyjechali z Górnej Ochotnicy
Barciarka zaczęta, baca na nas zioro
Watra już się pali wieczorową porą.

Syćko piknie było, wartko minął czas
Przeca pora wracać - nie zabacym Was.

fot-11 (103 kB)
fot-12 (75 kB)

Teleportacja w lata 60.

fot-13 (84 kB)

Późny sobotni wieczór. Wchodzę do sali balowej. Niczym Alicja, tu jakby przez niewidzialne lustro, teleportuję się na imprezę w rok 1960. Wzrok przykuwa Beatles z gitarą, duże czarne okulary ukrywają oczy, kosmyki niesfornej grzywki podrygują w rytm muzyki. Ciało wygina się w czarnych dzwonach, czarna koszula w białe kółka tańczy na biodrach. Całości dopełnia chusteczka zawiązana fikuśnie pod szyją. Atakuje mnie uśmiech. Michał? Taaaak. W każdym calu zarąbiście perfekcyjny.

No, nieeee! Obok rewelka – giba się drugi Beatles – czarne, kręcone loki opadają na szyję, ujarzmia je na czole opaska w oczonielubnym zielonym kolorze. Kołnierzyk w tym samym kolorze, zakończony niepokojąco ostro, dźga wzorzystą koszulę na wysokości piersi. W jej wzorach przebijają się, swym tradycyjnym kształtem, pacyfy - znak pokoju. Rękawy koszuli przy nadgarstku rozszerzają się nieskończenie i korelują z szerokością dzwonów.

Dłonie obu Beatlesów wystukują rytm, wybijają się pod sufit, palce pokazują znak V, znak Viktorii, ciała prężą sią, dyryguje nimi muzyka.

fot-14 (88 kB)

Zza nich dziewczęco spoziera kokardka na włosach na czubku głowy. Białoczarna króciutka sukieneczka otula ciało. To Kaśka. Jest i dama w jedwabnej chusteczce oplatającej i włosy, i szyję, o dużych intrygujących okularach. Jej obcisła suknia wabi, a buty na obcasie w zestawieniu ze skarpetkami przenoszą myśli w przeszłe lata. Teresa Królowa zawija szeroką spódnicą, piórko we włosach podryguje, uśmiech rozbraja. W rytmie muzyki wirujemy wszyscy i wirują nasze spodnie dzwony, pacyfy na piersiach, loki przewiązane tasiemkami, dzwonią uderzane o siebie korale i bransoletki. Trzymamy się za ręce 70-latkowie i 20-latkowie. Wszyscy jesteśmy uśmiechnięci. Wszyscy rozbawieni. Wszyscy zbratani. Wszakże mamy lata 60. I mamy Beatlesów wśród nas.

fot-15 (94 kB)
fot-16 (41 kB)

- Nie liczę godzin i lat… nuci królowa Teresa. A my powtarzamy razem z nią.

Mija niepostrzeżenie północ, mija godzina pierwsza i druga. O czwartej idziemy do pokoju. Ubieram piżamkę, przykrywam się kołdrą i…

- Nie spać! Wstawać! – wpada rozbawiona Teresa. Cóż było robić, oglądanie wschodu słońca było nieplanowane, ale przy Teresie trzeba aktualizować plany. Moje wyjście z łóżka wyglądało jak ostatnie podrygi nadepniętej ostrygi. Patrzę na zegarek – już piąta.

- Idziemy straszyć! - zadecydowała Teresa, zabrała dwie Anki, owinęły się w kołdry, wyglądały niczym babuszki z kołchozu i poszły w noc. Do wsi. Po śniegu. Do sołtysa. Poszły straszyć.

Po dobrze nieprzespanej nocy zwlekłyśmy się na śniadanko. I najważniejsze pytanie tego dnia:

- Kiedy wyjeżdżamy?

- Relaksuj się – odpowiada Witek.

To wlazłam z powrotem do łóżka.

Lata 60. Hmmmm, miałam wtedy pięć lat, nosiłam czerwoną spódniczkę z koła, szytą przez matkę, ogromną kokardę na czubku głowy i pamiętam, że uciekłam z przedszkola. Dzisiaj w reminiscencji do tych lat wybrałam strój hippiski, czyli „niech żyje wolność!”.

fot-17 (35 kB)
Fot. Kasia Nowaczyńska

Królowa wróciła po nocnym straszeniu jakby nigdy nic, popatrzyła na bałagan w pokoju, to jest na korale i bransoletki latające po stole, na spodnie dzwony zdechnięte na oparciu łóżka, na szpilki prowokująco ostrzące obcasy z walizki i stwierdziła:
- Warto żyć!

Ewa Bugno

Linia

Relacja fotograficzna - Ewa Bugno

Ochotnica Górna
Kluszkowce - kulig
Bal karnawałowy - lata 60.
Linia Powrót
copyright