kontur (2 kB)

wiking300. (17 kB)

Spływ Kajakowy - rzeka Wisłoka etap 2

Mielec - Rożniaty (Wisłoka - Wisła)

01.10.2022 r.

PROGRAM SPŁYWU:

Trasa:

Wisłoką do Wisły, czyli nieprzyzwoicie normalne zanurzenie się w naturze

wisłoka-01 (87 kB)

O czym marzy dziewczyna, kiedy spływ swój zaczyna? O supermenie na rufie oraz o rzece pełnej niespodzianek, która będzie i wyzwaniem, i odpoczynkiem jednocześnie. Dlaczego wyzwaniem? Bo Wikingowie nie pamiętają już lajtowych spływów typu: woda sama niesie, opalam nogi wywalone na dziobie, wyłączam się myślowo. Dla nas - im trudniej, tym ciekawiej. Kiedy spływ jest dobry? Gdy pracują i mięśnie ciała, i szare komórki w głowie, kiedy decyzja godni decyzję tak szybko, że nie zdążysz podnieść komórki i zrobić zdjęcia. Kiedy nie potrzebujesz kosmetyków, bo adrenalina maluje Ci na policzkach rumieńce, a oczom dodaje blasku.

Marek Pawlik zawsze twierdzi, że pokonywanie przeszkód na rzece to ciężka praca intelektualna. Ale tym razem Marka nie było. Przy alternatywie: góry czy kajaki, wybrał góry. Zabrakło też, ze starej załogi Wikingów, Teresy Królowej i Szczypiorka. Ale zyskaliśmy nowego kumpla – Tediego. Zakochał się w kajakach jak my. I pasuje do nas. Dlaczego? Trojanka wypunktowała priorytety Wikingów: ciekawa osobowość; zdrowe i dobre serce, żeby wszystko przeżyć; brak narzekania. No to Tedi – witamy w grupie usmieszek (1 kB).

wisloka-02 (40 kB)

Wodnik Szuwarek w kapeluszu z płetwy rekina

Przed 6.00 rano, na miejscu zbiórki przy Bulwarowej, w egipskich ciemnościach odnajdujemy siebie. Jeszcze za wcześnie na rozświetlenie czerni nocy promykami słońca. Jeszcze natura śpi. Jeszcze Kraków śpi.

wisloka-03 (57 kB)

Tym razem jednodniówka, to betów i bambetli niewiele. Pakujemy się do busa, chłopaki przy blasku czołówek dopinają przyczepę z kajakami i ruszamy w noc. Jest nas tylko 15, mamy siedem dwójek i jedną jedynkę. Zarezerwował ją Wiesiek. Komandor w skupieniu czyta kto z kim płynie. Kobiet niewiele, nie każda tym razem ma swojego supermena, ale mnie nie interesuje rozkład osad, bo ja mam już dożywotnią rezerwację na kapitana Henryka.

wisloka-04 (41 kB)

Komandor wygląda jak Wodnik Szuwarek - zielona koszulka z wyprawy do Nepalu, zielony kapelusz z rondem niby z płetwy rekina, długie włosy czesane wiatrem. Zdradzę w tajemnicy, że dostał zakaz ich obcinania. Jest osobowością, osobliwością i twarzą Wikingów.

- Zostałem zmuszony przez niektóre osoby do zmiany trasy. Startujemy nieco dalej niż było planowane, mianowicie za mostem w Mielcu i przedłużany trasę. Wpływamy Wisłoką do Wisły, meta jest ponad 2 km od ujścia Wisłoki. Zmiana jest celowa, żeby ominąć trzy przenoski. Mamy mało mężczyzn, w ten sposób oszczędzimy naszym kobietom ciągnięcia kajaków – padły słowa kapitana na dzień dobry.

- Hmmm…. „przez niektóre osoby” – jaki niepoprawny epitet… jak pan może panie komandorze - myślę i uśmiecham się tajemniczo do Kaśki, a ona do mnie, Heniuś też dołącza uśmiech, bo wiedział o tajnym spisku i loobingu na komandorze w tej sprawie.

Żarty i śmiechy w autobusie rozbija informacja komandora o wypełnianiu przez niego książeczek wodniackich. Zapłatą za uzupełnienie wpisów, bo to rzekomo ciężka praca, ma być piwo.

- Ja mam promocję – stwierdza Adam, bo jestem na każdym spływie.

- A ja abonament – dodaje Trojanka.

Przepraszam, że nie ma atrakcji pogodowych

wisloka-05 (75 kB)

Szybko dojeżdżamy na miejsce startu. Dziwnie tak, bo nie pada. Nie ma nawet wiatru.
- Jejku, ja mam pelerynę i płaszcz na deszcz, chciałem wypróbować, a tu tak spokojnie – ktoś mówi gramoląc się z busa.
- Trochę Was przepraszam, że nie ma atrakcji pogodowych – mówi komandor patrząc na spokojne i jasne niebo.

Nie spieszymy się. Tylko 20 km, cóż to dla nas… Wiesiek znajduje grzyby w lesie, kanie chyba, Marzenka wprowadza Tediego w sztukę wiosłowania, bowiem dostała go jako Świeżynkę do przyuczenia, ostrzegamy go, że Marzenka to nie tylko doświadczona kajakarka, ale ozdoba Wikingów i za to będzie dopłacał do spływu, ja z Trojanką całujemy kapitana Henia na szczęście, Kaśka z Adamem komunikują, że płyną na szpicy, Trojanka prezentuje nowy krzyk mody kajakowej – gumowce w szkocką kratkę.

- Są super pod warunkiem, że nie będzie wywrotki, w przeciwnym razie nabiorą wody i jak obciążenie będą ciągnąć na dno – ostrzega Marzenka.

Takiej rzeki dawno nie widziałam

wisloka-06 (139 kB)

Czas na wodowanie. Schodzę ze skarpy nadbrzeżnej nad wodę podpierając się wiosłami, bo ślisko i zamieram. Przede mną Heniek stabilizuje kajak. Za nim wiruje woda. Dużo wody. Błotnistej, burej, niespokojnej. Nurt szybki. Płaszczyzna wody nierówna, na powierzchni kołyszą się dziwne kształty niczym wodne wydmy poganiane wiatrem. Przy przeciwnym brzegu fale jak na morzu, wpadają na siebie, rozbijają się, bryzgają wokoło.

Takiej rzeki to dawno nie widziałam. Totalnie dawno. Wyświetlają mi się w głowie obrazy, jak Heniuś ciągnął na smyczy kajak ze mną po Sanie, bo woda była do kostek, pamiętam Reggiego brodzącego po wodzie i kajak obijający się mu o łydki, pamiętam płyty na dnie rzeki pokryte wodorostami jak dywanem i zalane wodą ledwo o głębokości 10 centymetrów. Pamiętam naszą tęsknotę za głębokością i za nurtem.

Teraz jest adrenalina, jest ciekawość, jest napięcie. Wpuszczam do wody wiosło na sztorc, wpada jak do studni bez dna, wyciągam szybko trzymając za koniec pióra. Lęk? Nie, nie ma, bo Henkowi ufam bezgranicznie. Schodzimy na wodę i nurt nas porywa. Poddajemy się mu, Heniek od czasu do czasu grzebnie wiosłem, ja wczuwam się w bujanie kajaka na falach, kontempluję naturę i odpływam myślowo. Świat zatrzymuje się w czasie i przestrzeni. Nie ma wczoraj, nie ma jutro, nie ma przeszłości, nie ma przyszłości. Jest teraźniejszość. Ta teraźniejszość wypełnia nas całkowicie. Powala nas swoim pięknem, uwodzi spokojem, otula ciszą. Nie ma planów, celów, zadań, rzeczy zrobionych i do zrobienia, nie ma problemów ani własnych, ani cudzych, nie ma nic poza Tu i Teraz.

wisloka-07 (76 kB)
Fot. Katarzyna Nowaczyńska

- Czemu nic nie mówisz? – dobiega z rufy głos mojego Kapitano.
- Bujam się… Zawiesiłam się w czasie i w przestrzeni. Odpłynęłam myślowo – melduję.
- Patrz, kaczki, na jedenastej, całe stado – mówi.
Daleko przede mną zrywają się do lotu i suną jedna obok drugiej po płaszczyźnie wody machając skrzydełkami. Takie dalekie, takie wolne, takie piękne.

Słońce maluje świat paletą jesieni

Słońce nieśmiało wychodzi zza chmur i maluje świat paletą jesieni. Drzewa odbijają słoneczne promienie rudością i żółcią liści. Brzegi przyciągają oczy plejadą kolorów. Zgniła zieleń, bura zieleń i szmaragd drzew przeplata się nieregularnie z rudością, złotem i pomarańczą krzewów i pnączy. Mija nas Kaśka z Adamem. Patrzę na nich jak urzeczona, bo kolorowe postacie odbijają się na powierzchni wody jak w lustrze. Oni suną po wodzie, a razem z nimi sunie symetrycznie i równiutko ich odbicie lustrzane, odbicie wodne. Dwie uśmiechnięte Kaśki i dwa zamyślone Adamy. Nurt ich porywa, mijają nas szybko, nie gonimy ich, wszakże to oni mają być na szpicy.

wisloka-08 (49 kB)

Zastajemy posłuszni nurtowi, nie wiosłujemy, nie ma takiej potrzeby, bo woda popycha nas w zżółkniętą zieleń zamykającą się przed nami na granicy horyzontu.

Za moment Asia i Terminator mijają nas roześmiani, potem Wiesiek na jedynce, później równa się z nami Marzenka z Tedim.

- Jak się sprawuje nowy nabytek? – pytam Marzenki pół żartem pół serio.

- Super. Na 10 kilometrze opanował wszystkie komendy i radzi sobie rewelacyjnie.

wisloka-09 (100 kB)

Na brzegu nasi. Przerwa. Pachnie kaweczka z imbirem, układamy kanapki na burtach, częstujemy się wzajemnie. Wspólny szwedzki stół na kajaku w naszej wikingowej rodzinie. Potem zbieramy muszle, małe i duże, mięczaków i małży. Z tego zrobimy pamiątki ze spływu. Kreatywność już podpowiada jak zatrzymać wspomnienia.

wisloka-10 (69 kB)
Fot. Katarzyna Nowaczyńska wisloka-11 (115 kB) wisloka-12 (111 kB)

Wracamy na wodę. Oddajemy się nurtowi. A on nas niesie swoim tempem, swoją rzeczną ścieżką.

Popłyniesz ze mną pod prąd?

Słuchajcie, ale jaja, nie wiosłujemy i mimo tego płyniemy z nurtem 7 km na godzinę. Będziemy na mecie trzy godziny przed czasem. Nigdy tak nie było! – zauważa komandor.

To robimy tratwę. Kajak przytula się do kajaka. Dryfujemy na wodzie. Zewnętrzne osady od czasu do czasu zanurzają wiosło, żeby złączone dzioby nie uciekały na boki. Rozmawiamy o życiu, o nas, o przyrodzie.

wisloka-13 (100 kB)
wisloka-14 (54 kB)
Fot. Katarzyna Nowaczyńska

- Jejku nie mam małego pomarańczowego bukłaka – zaniepokojony głos Ani Trojanki przerywa rozmowy.

Patrzę, a obie nasze Anki robią rewizję osobistą kajaka. Wyciągają kolejno rzecz po rzeczy, kajak chybocze się niepewnie, Trojanka wsuwa się w dziób. Grzebie i gmyra. I nic. Nie ma.

- Cholera, musiałam zostawić gdzieś tam na brzegu, gdzie była przerwa. Rysiek – popłyniesz ze mną pod prąd z powrotem? – pyta zmartwiona.

- Trzeba by Ankę przesadzić do Wieśki, a Ryśka do Ciebie do kajaka, ale nie na wodzie… – zaczynam i patrzę na Ryśka.
Anka w międzyczasie prawie znika w dziobie kajaka.
- Jeeeeest! – krzyczy i stopami wygrzebuje bukłak wbity w dziób kajaka.
Uffff, to dobrze – myślę i płyniemy dalej.

wisloka-15 (52 kB)
Fot. Katarzyna Nowaczyńska

Marzy mi się jedno drzewo w poprzek rzeki

Widzimy przed sobą wędkarzy na pontonie i innych na brzegu, i następnych dalej. Jest dziwnie. Nurt uspokaja się i znika, jakieś rozlewisko po lewej, jakaś wielka wyspa naprzeciwko.
- Co to? - dziwimy się

- Hurra! Wpłynęliśmy do Wisły - słychać radosny okrzyk obu Anek, Tediego i Marzenki, Asi i Terminatora.

Znowu przerwa na brzegu, przytulanie, zdjęcia, jedzonko, kaweczka i dalej. Rzeka szeroka, nurtu nie ma, bujnie kajaka się skończyło. Spokój na wodzie i przewidywalność rzeki aż boli.
- Heniuś, marzy mi się jedno drzewo w poprzek rzeki, jedno, jedyne, jakaś choćby miniprzeszkoda. Płyniemy jak po stole… – żalę się.
Nie odpowiada. Na brzegu po lewej widać skupisko ptaków. Stoją nieruchomo, inne brodzą po wodzie. Są piękne, wyniosłe. Podpływamy bardzo blisko. Heniek rozpoznaje siwe czaple, żurawie i kaczki. Część z nich zrywa się do lotu – naruszyliśmy ich przestrzeń, ich poczucie bezpieczeństwa. Latają nisko nad nami, nisko nad kajakiem. Podążam wzrokiem za nimi, podziwiam ich wolność, zastanawiam się czy nas widzą i jak nas odbierają: jako intruzów w czerwonym kajaku?

Brzegi tutaj są bardziej zielone, jeszcze niedotknięte jesienią. Wiosłujemy, bo inaczej się nie da, nurtu prawie nie ma. Nagle baner po lewej przykuwa wzrok.
- Nasz? – już? Nieeeestety tak – zauważamy oboje.
Dobijamy. Kaśka pokazuje gdzie wyjść na brzeg. Adam, Terminator i nasz kierowca pomagają wyciągnąć kajaki, a brzeg stromy, to nie jest lekko.

wisloka-16 (113 kB)

To już jest koniec. Za szybko. Za krótko. Za łatwo. Dziwnie, bo bez deszczu. Dziwnie, bo bez zwałek. Dziwnie, bo bez przenosek. Czyli jakoś nieprzyzwoicie normalnie. Lajtowo i leniwe zanurzyliśmy się w naturze.

wisloka-17 (74 kB)

Dla mnie i Henia to koniec kajakowego sezonu, razem przepłynęliśmy 282 km. Tylko w tym roku. A moje osobiste statystyki życiowe to 1063 km w kajaku z Wikingami.
Heniu – mój Kapitano – dziękuję.
Komandorze Ryszardzie – dziękuję.

Ewa Bugno (Pirania)

Relacja fotograficzna - Ewa Bugno
Powrót

copyright