kontur (2 kB)

wiking300. (17 kB)

Spływ Kajakowy – rzeką Czarną
dopływ Wisły

na trasie:
Niedziałki - Winnica

21.08.2022 r.

Program spływu:


Z Wami trudno o nudę!
Wariaci! – czyli Wikingowie na Czarnej

czarna-00 (122 kB)

- Jaka jest Czarna? Trudna? – pytam Kaśki przed spływem.
- No co Ty! Płyniesz jak kanałem, gdzieś mogą być zwałki, ale podobno jest zrobiona przecinka coby ułatwić kajakarzom – odpowiada.
Czy chcemy ułatwień? No pewnie, że nie! Po Rawce żadna rzeka, żadną zwałką, żadnego z nas nie zaskoczy. Dzisiaj ma być łatwo, lekko i przyjemnie. To jednodniówka i skrócona do 15 km ze względu na niski stan wody w Rytwianach, więc ludziska się garną na spływ drzwiami i oknami. Do tego stopnia, że dla komandora brakło kajaka, no ale los kogoś wygryzł i zmieściliśmy się wszyscy.

Po co Ci ta frustracja?

O 6.00 rano ruszamy z Bulwarowej po przygodę. W autobusie trwa walka o partnera, bo liderzy Wikingów pojechali zdobywać najwyższy szczyt Rumunii, toteż chłopów był niedostatek. Rumuńska przygoda wyrwała od nas m.in. Henia, Szczypiorka i Zygmunta. Ja przezornie zarezerwowałam wcześniej najlepszego wolnego Wikinga, czyli Reggiego. O Piotra Dyrektorka toczyły się boje kobiet, bo młody, bo wytrawny kajakarz, bo pozwala leniuchować na dziobie. Usidliła go Doris.

Radośni i roześmiani wysypujemy się z autobusu na starcie. To miejscowość: Niedziałki zamiast planowanych wcześniej Rytwian.

czarna-01 (122 kB) czarna-02 (124 kB)

Na starcie w poprzek rzeki kamienie zagradzają nurt, widać jak woda sączy się miedzy nimi leniwie. Sprawdzamy głębokość. Poniżej kostek. Ciągniemy kajaki dalej i dalej, tam gdzie kolor wody nieco się zmienia i sugeruje minimalną choć głębię. Idę rzeką naprzód, Reggi za mną z kajakiem na sznurze. Na lewo przy brzegu stoją w rządku: Asia, Kaśka, Jacek, Aneczka Jackowa, Terminator, Wiesia i z niedowierzaniem w oczach patrzą przed siebie. Podążam wzrokiem za nimi, a tam wystające z wody kamienie, kamyrdole i głazy atakują oczy.

czarna-03 (100 kB)

- Rany, powtórka z rozrywki. Był pieszy spływ po Sanie, to teraz będzie pieszy spływ po Czarnej – mówię do Reggiego nieco zaniepokojona.
On, wielkiej spokojności chłopak, każe wsiadać, więc wsiadam.
- Jakie stosujesz komendy: buda, napierdol, prawa, lewa, kryj ryj czy jak? – pytam, wszakże on w naszym duecie jest sternikiem.
- Po co ci ta frustracja. Żadne – odpowiada i dodaje – masz luz, tylko nie każ mi robić zdjęć i ostrzegaj przed bocznymi gałęziami.
No to ok. Będzie super – podpowiada mi intuicja.

Oddaj wiosła!

Odwracamy się, bo na starcie jakieś zamieszanie. Piotr Dyrektorek niemal w ogniu, a rzadko ulega emocjom. Okazuje się, że z Doris nie mają wioseł. A część kajaków już znika za zakrętem. Niemożliwe, żeby były dwa wiosła mniej. Precyzyjnie były liczone i kapoki, i wiosła. Rysiek stoi na kamykach i skanuje wzrokiem rzekę.
- Saaaaaabinaaaa – oddaj wiosła! – krzyczy po chwili widząc u niej w kajaku cztery.
Uf, to dobrze, że się znalazły.

Płyniemy. Znowu utykamy na kamykach. Reggi wychodzi i ciągnie mnie z kajakiem, końca tego pieszego pływania nie widać, przed nami plecy kolejnego Wikinga i kolejnego – wszyscy pochyleni ciągną kajaki za sobą.

Przez zwałkę dupnym półobrotem

Za moment pierwsza zwałka. Niepokojąca kombinacja drzew na sobie całkowicie w poprzek rzeki. I parę metrów dalej dokładnie to samo. W oddali widać pomarańczową koszulkę Marka jak gramoli się z drugiej zwałki asekurując Basię. Przed nami Jacek przepycha kajak pod drzewem. I jednocześnie pod tym samym drzewem Aneczka na kolanach we wodzie odwraca się do nas. Śmiesznie to tak, ona z kwiatami we włosach i rogami na głowie (element dekoracji, ale o tym później) na kolanach przeciska się pod zwałką i śmieje się od ucha do ucha.

czarna-04 (138 kB)

Ja decyduję się na przejście brzegiem. Wychodzę na kolanach w pokrzywy, bo innej możliwości nie ma i patrzę jak Reggi pomaga naszym. Rozgarniam wiosłem pokrzywska atakujące nogi, idę równolegle do rzeki, cały czas obserwując rozwój wydarzeń. Na zwałce utknęła Baśka Figlarka z Dorotą i Królowa z Anką. Jak następni nie przyhamują, to wylecą z kajaka jak gumka z majtek. Ślizgiem błotnym schodzę do powierzchni wody. Reggi sprawnie klinuje kajak i wsiadam. Chwilę płyniemy, jaka to radość poddać się nurtowi. Znowu zwałka. Reggi pokazuje gdzie mam przeleźć przez drzewo. Nie boję się, bo przecież płytko. Rozpaczliwie płytko. No to przełażę dupnym półobrotem przez zwałkę i czekam na mojego sternika. On asekuruje Marka z Basią.

czarna-05 (88 kB) czarna-06 (121 kB)

W oddali Vera i Losza walczą z nurtem przed drzewną barykadą. Patrzę na nich w skupieniu. Przypierdzielą jak dzik w sosnę czy nie? Nie. Zatrzymali się. Reggi się nie spieszy, pomaga im, super, daje mi czas na robienie zdjęć.

- Wracaj partnerze do mnie, nie zostawiaj na pastwę rzeki – żartuję i płyniemy.

Żyjesz? - pytam

Za moment po lewej jakaś niezidentyfikowana rzeka wpada do Czarnej i natychmiast poziom wody się podnosi. Jest super. Zapominamy o ciągnięciu kajaka i gadamy. Reggi opowiada o wędrówkach po Alpach, o tym jak odpadł od ściany na ferracie i poradził sobie w tej sytuacji, o rzekach po których płynął. Jego opowieści zabierają mnie w wysokie góry, czuję się jak w filmie akcji i bach. Zderzenie. W ostatniej chwili odgarniam ręką konary, smyrnęły mnie tylko lekko po twarzy. Nie zdążyłam ostrzec Regieggo - porysały mu głowę i zdarły czapkę, złośliwie rzucając ją w środek nurtu.
- Żyjesz? – pytam Regieggo i jednocześnie wołam do Marka przed nami:
- Łap czapkę, proszę łap czapkę!
Marek, jak to Marek, natychmiast zgarnął czapkę i podał nam na wiośle.
- Mam gratis chłodzenie – stwierdził Reggi i założył mokrą czapkę na głowę.
- Zdarło Ci bardzo skalp…? - pytam skruszona.
- Żyję. Ostrzegaj przed gałęziami – powiedział spokojnie, ale wyrzuty sumienia goniły mnie jeszcze parę kilometrów.

Wzajemna akceptacja. Wzajemna miłość

Przed nami pięknie na wodzie balansuje Kaśka na jedynce. Kajak ją słucha i rzeka wydaje się być jej posłuszna. To taka symbioza człowieka w kawałku plastiku i natury. Taka wzajemna akceptacja. Taka wzajemna miłość.

czarna-07 (95 kB)

Niedługo ważki granatowe i zielone zaczęły siadać nam na dziobie i na wiośle. Granatowe to moje ulubione, baśniowe, jak z nienapisanej baśni o rzece. Reggi stwierdził, że nazywają się świtezianki. No i fajnie. Więc przyglądam się świteziankom i usiłuję zrobić zdjęcie. Nie ma szans. Na taką bliskość nie pozwalają. Bronią swej ulotności. Bronią swej niezależności. Piękne w swej wolności oddalają się w trzciny machając granatowymi skrzydełkami na pożegnanie.

Niby modelka dla malarza portrecisty

Przed nami zakole z piaszczystym klifem na jednym brzegu i z plażą na drugim. Decydujemy na przerwę. Już Kaśka znalazła świetne miejsce do zacumowania kajaków. Dobijemy. Zaraz za nami komandor, Wiesia i Asia. Potem zza zakrętu pokazuje się dziób kajaka ze stopami wystawionymi do słońca.
- Kto? - usiłuję zgadnąć.
- Jak opala paznokcie u stóp to Marzenka albo Doris. Marzenki nie ma, to na pewno Dorota.
I nadpływa Dorota, jak zawsze w półleżeniu niby modelka dla malarza portrecisty.
Zaraz Piotr Dyrektorek bierze przykład z Reggiego pluskającego w wodzie i zanurza się w rzece, pływając od kajaka do kajaka i narzekając, że płytko. Po chwili następni załoganci meldują się na plaży: Terminator z Asią, Mateusz z Rusałką, Marek z Basią, Losza z Verą.

czarna-08 (109 kB) czarna-09 (92 kB) czarna-10 (97 kB)

Fajnie mam z Reggim

Wypływamy żeby nie kumulować się na palach, które są przewidywaną trudnością przed nami. Fajnie mam z Reggim, bo nie wymaga bezwzględnego posłuszeństwa, mogę decydować którędy płyniemy. Czasem szybciej podejmuję decyzję, niż on wyda polecenie. Czasem popełnię błąd, ale wybacza mi manewrując tak, że nie okazuje się to problemem. Czasem też, między konarami na szybko i na wysokiej adrenalinie, decydujemy razem i udaje nam się pokonać łamigłówkę drzewną nie wysiadając z kajaka. A potem patrzymy dumnie jak nasi koledzy przegrali w walce ze zwałką. Z małych sukcesów i małych błędów, z wielkich radości i z wielkiego luzu składa się nasza droga do mety.

czarna-11 (99 kB)

Czy anioł może krzyczeć?

Przed nami burza jasnych włosów, a na dziobie odcienie rudości mienią się w słońcu. To Asia i Wiesia. Ich kajak mknie szybko, bo chudzinki obie, to trudno je dogonić. Ale słyszę krzyk. Nieeeee, Asia? To niemożliwe! Jak anioł może krzyczeć? I to jeszcze na Wiesię?

- Reggi, gazu, napieprzamy, to jakiś ewenement, bo wiesz… nigdy w życiu nie słyszałam, żeby Asia podniosła głos.

Słyszę coraz wyraźniej ostry głos Asi, a ruda czupryna Wieśki potakująco się pochyla z każdym słowem. Zbliżamy się, ale chlupot wody nas zdradził, wiec milkną obie.

Pytam i owszem, anioł o imieniu Asia dostał ognia i krzyczał. Gdy dowiadujemy się o co – wszyscy wybuchamy śmiechem. Powód? niestety, nie zdradzę więcej.

czarna-12 (110 kB)

Środek ciszy

Woda niesie kajak, można odłożyć wiosła. Można przyjrzeć się brzegom. Dzikie łąki na prawo i na lewo przeplatają się z lasem iglastym, łachy piachu na dnie ze żwirowymi, szybszymi odcinkami. Po spokojnej toni wody nagle pojawia się bystrze i woda marszczy się w słońcu. Porywa nas, wybija w powietrze na minijazie - to jednak tylko barykada z kamieni – i lądujemy poniżej z ulgą i śmiechem. Wokoło zielono, gdy przestajemy wiosłować to wpływamy w środek ciszy. Dziwię się, bo ptaki odzywają się sporadycznie, nie widać ani domów, ani wędkarzy, a podobno rzeka Czarna słynie ze szczupaków, okoni, kleni i płoci.

czarna-13 (102 kB)

Zaburzona trajektoria ruchu

Za zakrętem stoi Kaśka na jedynce.

- Na prawo, na prawo! Od razu przed wysepką na prawo – drze się przekrzykując bystrze. Wskazuje ręką.

Odbijamy ostro na prawo. Ma racje. Przed nami sterczą z wody pale – może pozostałość starego drewnianego mostu – nurt trochę wibruje miedzy nimi, ma dziwnie zaburzoną trajektorię ruchu. Jednak po prawej przepływamy spokojnie. Zatrzymujemy się i czekamy na następnych. I drzemy się wszyscy:

- Po prawej! Na prawo!

Kolejne kajaki pokonują pale bez wywrotki. Wiemy że jeszcze jedna taka przeszkoda przed nami i tym razem mamy przepłynąć środkiem. I zupełnie bez problemu pokonujemy następne kilometry i następne niespodzianki rzeki. Nagle widzimy most i Kaśkę bez kajaka na środku rzeki z aparatem w ręce. To już meta, w miejscowości Winnica. No szkoda, że już. Ale dalej to już Wisła. No to finisz. Za moment dopływają następni. Daniel z synkiem nawet przepłynął metę, bo mu chyba było mało, ale sprawny kajakarz, to wrócił bez problemów. Komandor Ryszard z dumy pękał a w oczach lśnił podziw wielki, że osada Asi i Wiesi poradziła sobie tak doskonale.

Dożynkowy król i królowa Teresa

czarna-14 (118 kB) czarna-15 (37 kB)
Fot Katarzyna Nowaczyńska

Na brzegu już przygotowane drwa na ognisko. Kiełbasa na stoliku klubowym zaprasza na ucztę. A potem zaczyna się wielki show o nazwie dożynki u Wikingów. Bohaterem wieczoru jest dożynkowy król – nasz komandor Rysiek i królowa Teresa. Jest wieniec dożynkowy na głowie króla, berło i szarfa. Są przyśpiewki dożynkowe prowadzone przez naszego Marka i Basię, oczywiście z towarzyszeniem gitary.

czarna-16 (103 kB) czarna-17 (111 kB) czarna-18 (95 kB)

I taniec króla z królową. Oj, było to coś uroczego. Komandor ginął w czerwonych fałdach spódnicy królewskiej, szalejącej w tańcu i na wietrze. W końcu ujarzmił kiece partnerki, biorąc ją mocno w garść i wywijał polki, mazurki i inne tańce o trudnej do rozszyfrowania nazwie.

czarna-19 (62 kB)czarna-20 (120 kB)

A Marek grał. I Basia śpiewała. Król z królową wirowali pośród drzew, czerwień królewskiej sukni i kolorowe wstążki wianka dożynkowego na głowie komandora z każdym obrotem zlewały się w jedno. A potem król dożynkowy przykląkł na kolano i poprosił królową o dłoń do ucałowania. A Marek grał. I Basia śpiewała. Wiatr szumiał w koronach drzew. Aby tradycji stało się zadość, królowa Teresa przeszła z koszyczkiem dożynkowym z wiejską kiełbasą – po gryzie dla każdego. Szwedzki stół na ziemi i impreza na stojąco na polanie przyrzecznej. I w niebo leciały piosenki kajakowo-turystyczno-harcerskie.

Łączy nas miłość do natury

Teresa Królowa podsumowała:

- Dziś z nami na spływie są goście z Białorusi – Vera i Losza, działający na rzecz uchodźców w Wolontariacie 4. peron. Dostałam od nich wstążkę w barwach Ukrainy i Białorusi. Bardzo się wzruszyłam. Opowiadali o tym, jak ciężka jest ich sytuacja, jak marzą o wolności, jak musieli uciekać z kraju przed represjami. Rozumiemy ich. Tutaj na kajakach jednoczymy się. Nieważne z jakiego kraju jesteś, do jakiego klubu należysz, gdzie pracujesz i ile masz lat. Kochasz kajaki – pływaj z nami. Dzisiaj też mamy dwie osady z zaprzyjaźnionego Klubu Nowy Wierch z Nowohuckiego Oddziału PTTK. Łączy nas miłość do natury, łączy nas hobby.

czarna-21 (127 kB)

A mnie rozbawiła totalnie wiadomość od Małgosi, córki nieobecnego na spływie lidera Wikingów, która oglądając zdjęcia z kajaków i dożynek skomentowała:

„Z Wami trudno o nudę! Wariaci! Powinni Wam za to płacić!”

Tak, Małgosiu racja – z nami trudno o nudę…

Ewa Bugno (Pirania)

Relacja fotograficzna - Ewa Bugno
Powrót

copyright