kontur (2 kB)

wiking300. (17 kB)

Spływ Kajakowy – rzeką Radomką

14 - 15.08.2021 r.

Rzeka (łatwa malownicza)

na trasie:
Bartodzieje - Głowaczów - Kłoda

radomka (34 kB)

Radomka – rzeka, lewobrzeżny dopływ Wisły o długości 115,989 km i powierzchni dorzecza ponad 2000 km². Rzeka wypływa z Lasów Koneckich ok. 4 km na południe od Przysuchy na wysokości ok. 310 m n.p.m.

Program spływu:


Spływ rzeką Radomką
Na trasie : Bartodzieje – Ryczywół
14-15 sierpnia 2021
34 kilometry

radomka01 (114 kB)

Rzeka Radomka

Od ostatniego spływu z Wikingami minęło raptem trzy tygodnie i znów mam okazję pojawić się w tradycyjnym miejscu zbiórki na ulicy Bulwarowej w Nowej Hucie o tradycyjnej już godzinie szóstej trzydzieści. Gdy dotarłem już do punktu startu aż przystanąłem zdziwiony. Normalnie gdy tu przychodzę to jest cisza i spokój, a tu przed budynkiem schroniska PTTK już stał autobus, a wokół jak mróweczki uwijali się Wikingowie upychając w lukach pojazdu swoje bagaże, namioty, stołeczki,stoliczki i inne niezbędne rzeczy które mogą się przydać na dwudniowym spływie. Kurczę czyżby wszyscy aż tak byli spragnieni pływania czy może po całym cyklu dunajcowym chcieli odmiany i spokoju na łatwej rzece. Nie wiem, może wszystko to po trochu. Gdy wszyscy już się zebrali to jakimś cudem wystartowaliśmy prawie punktualnie w dość daleką trasę, a na pokładzie zebrało się czterdzieści osób. Czterdziesta pierwsza miała dołączyć do nas już na trasie. Po trzech godzinach dotarliśmy na miejsce startu. Znacznik GPS-a który dostała pilotująca nas Katarzyna kazał zatrzymać się na środku mostu.

radomka02 (87 kB)

Miejsce startu, a gdzie kajaki?

radomka03 (119 kB)

A tu są

Po krótkich poszukiwaniach odnaleźliśmy nasze „łódeczki”. Te kryły się pod mostem razem z panami z wypożyczalni . Zaczęło się tradycyjne od wybierania kajaków pod kolor koszulek, czapek, wioseł (tu na szczęście wybór kolorów był niewielki), pakowanie dobytku do wodoszczelnych worków, rozbieranie i ubieranie się. Po prostu ogólny zorganizowany chaos tradycyjnie towarzyszący nam na początku spływu. Kwadrans przed godziną jedenastą razem z moim Blondwłosym Pierwszym Oficerem trafiliśmy w końcu na wodę. Od samego początku w Radomce można się zakochać. Z wszystkich stron otaczają nas zielone brzegi. Rzeka ciągle meandruje. Dookoła latają kolorowe ważki. Cisza spokój, piękne niebo nad nami. Po prostu cudo, którego nie da się opisać. Tu trzeba po prostu popłynąć.

radomka04 (107 kB)

Radomka

Spokój i cisza ma nam towarzyszyć większą część spływu. Rzeka zaskakuje szybkim nurtem, który niesie nas nawet gdy nie wiosłujemy. Poziom wody jest silnie podniesiony więc nie wpadamy na przeszkody, które teraz w większości są bezpiecznie głęboko schowane pod wodą. Czasem trzeba manewrować wśród konarów powalonych drzew leżących w wodzie lub sterczących z brzegu, ale generalnie jest sielanka. Pierwszą tego dnia poważną przeszkodę słyszymy już z daleka. Szumi nie gorzej niż bystrza na Dunajcu. O jej obecności już z daleka informuje nas sylwetka człowieka chodzącego po wodzie. Jezus? Nie, to Bogdan który dopłynął jako pierwszy i teraz chodzi po betonowym stopniu i mówi gdzie trzeba dobić żeby bezpiecznie przenieść przez przeszkodę kajak. Dobijamy do brzegu i wciągamy na ląd nasze stateczki. No i robimy pierwszą tego dnia przerwę.

radomka05 (128 kB)

Przenoska i jak zwykle działania zespołowe przy przeciąganiu

radomka06 (113 kB)

Cała drużyna zagoniona jakimś cudem do wspólnego zdjęcia

Korzystając z przerwy i dogodnych warunków Andrzej zwany Neptunem składa ofiarę dla Króla mórz i oceanów żeby pogoda i wszystko inne sprzyjały nam przez te dwa dni. Tym razem już do wody zostaje wlana czysta a nie kolorowa. Raz wlaliśmy kiedyś kolorową. Oj jak nam wtedy dolało i dowiedzieliśmy się, że Neptun nie lubi barwionej wody. Więc już nie popełniamy tego błędu.

radomka07 (97 kB)

Mistrz ceremonii

radomka08 (99 kB)

Na zdrowie Neptunie bądź łaskawy dla swych dzieci

Po wszystkich ceremoniach ruszyliśmy w dalszą drogę. Przed nami były do pokonania dwa kolejne progi. Myśleliśmy, że będą tak samo proste jak ten pierwszy. Kolejny próg razem z moją drugą połową załogi przy pomocy innych sprawnie pokonaliśmy po prostu przekładając kajak prze betony mur. Już byliśmy na wodzie gdy spieniona woda ściągnęła jedną z załóg w swoje objęcia. Kajak, wiosła, rzeczy, załoganci popłynęli w dół rzeki już całkowicie samodzielnie. U góry progu zrobił się już za duży tłum oczekujących na przenoszenie i jeszcze jedna załoga, która dopłynęła się nie zmieściła i przegrała walkę z rzeką. Na szczęście nikomu nic się nie stało. Kajak , wiosła i większość rzeczy wróciła do właścicieli wyłapana przez innych. Oj nie takie wywrotki widzieliśmy i przeżywaliśmy, każda jest nieprzyjemna, ale czasem nie da się ich uniknąć. Przed nami był jeszcze jeden ostatni próg i tu miały miejsce jedne z „najciekawszych” na wodzie zdarzeń tej soboty. Już z daleka słyszeliśmy szum wody przetaczającej się przez betonową zaporę, który ostrzegał i budził respekt. I nagle, gdy dobijaliśmy do bezpiecznej prawej strony zobaczyliśmy razem z Joanną, z którą płynąłem coś niesamowitego. Nad murkiem przetoczyła się fala, po której na chwilę pojawił się sterczący w górę dziób kajaka. Już wiedzieliśmy, że mamy kolejną wywrotkę. Kolejna załoga, już wydawało się bezpieczna, po drugiej stronie progu zwodowała kajak ponownie na wodę. Poślizgnęli się i odwój przy progu ściągnął ich w swoje objęcia. Zbyszek Anitę, z którą płynął, praktycznie wepchnął w ramiona ratujących, ale jego samego odwój zabrał. Po sekundzie wypłynął i tytanicznym wysiłkiem wyrwał się z jego siły. Jeszcze tylko złapał się podanego wiosła i był bezpieczny. W tym czasie ich kajak i rzeczy, których nie uratowali były przemielane przez siłę wody przy progu. Kajak rzeka w końcu wypuściła i Zbyszek razem ze swoim starszym bratem Markiem ruszyli w jego poszukiwaniu. W międzyczasie reszta grupy już bezpiecznie wciągnęła na brzeg kajaki i debatowano co dalej. Po drugiej stronie rzeki został jeszcze w odwoju kapok Anity, który trzymał się w jednym miejscu jak przyklejony. Zaczęło się przekomarzanie co zrobić. Zostawić, nie zostawić nieszczęsną kamizelkę. Zrobić zrzutę żeby za nią oddać wypożyczalni czy jeszcze coś innego. W czasie gdy na prawym brzegu Radomki zapowiadała się już awantura, na lewym działał Mirek, który przy pomocy linki i scyzoryka złowił kapok jak rybkę i zakończył wszystkie spory.

radomka09 (83 kB)

Feralny próg. Przy drugim końcu widać tańczący kapok Anity

Po szczęśliwym zebraniu rzeczy rozbitków i odnalezieniu kajaka, znów ruszyliśmy w drogę już do miejsca gdzie miało być obozowisko i wieczorna impreza. Po drodze trafiła nam się jeszcze jedna fajna przerwa w urokliwym miejscu. Po prostu mieliśmy za dużo czasu i za wcześnie dopłynęlibyśmy do miejsca lądowania.

radomka10 (140 kB) radomka11 (129 kB) radomka12 (126 kB) radomka13 (123 kB) radomka14 (117 kB) radomka15 (167 kB) radomka16 (180 kB) radomka17 (154 kB)

Od miejsca ostatniej przerwy do mety zostało nam około godziny płynięcia. Na szczęście bez przygód na wodzie. Na lądzie czekało nas przedzieranie się przez zarośnięty brzeg, który przypominał dżunglę. Przy przeciąganiu przez te chaszcze kajaków, aż się prosiło żeby ktoś puścił główny temat muzyczny z Indiany Jonesa. Jeszcze tylko wciągnięcie kajaków po schodach na nasyp mostu. Przeciągnięcie ich przez drogę, zrzucenie po drugiej stronie do obozowiska i dzień spływowy można uznać za zakończony.

radomka18 (166 kB)

Tu wkrótce będzie osada Wikingów

No, ale to jeszcze nie był koniec atrakcji na ten dzień. Przed nami była jeszcze wieczorna impreza. Trzeba było się ogarnąć po pełnym wrażeń dniu na wodzie, zrobić zakupy i wrócić na wikińskie party. Doprowadzeni do porządku, zaopatrzeni we wszelkie wiktuały potrzebne na wieczorne biesiadowanie, pojawiliśmy się wszyscy przy ognisku, gdzie było wspólne pieczenie kiełbasek i opowieści wszelakie. Andrzej zwany Neptunem wraz ze swoją Piękniejszą połową Grażyną dokonali obrzędów odganiających Covida z naszego świata, co skończyło się tragicznie dla jednej maseczki, która skończyła swój żywot w ogniu.

radomka19 (147 kB) radomka20 (158 kB)

A później pojawiła się muzyka. Wpierw gitarowa w wykonaniu Michała, który przyjechał żeby płynąć z nami aż z Rybnika. Wraz z nim standardy polskiej muzyki wyśpiewywaliśmy wszyscy. Później do grania dołączył Zbyszek, który dał odpocząć Michałowi, a gdy zapadły ciemności zaczęły się tańce przy muzyce z głośnika. Jedna z koleżanek kajakarek porwała mnie do wspólnych tanów. Tańczenie w ciemnościach rozświetlanych tylko gdzieś z boku przez dalekie ognisko było czymś niesamowitym. Prawie jak jakieś obrzędy plemienne. Później jeszcze były nocne rozmowy Polaków i filozoficzna dyskusja z moim imiennikiem, która zakończyła się stworzeniem nowego kultu. Jedynym problemem jest to, że obaj nie pamiętamy jakiego. Na następnym spływie znów musimy powtórzyć jego stworzenie. No i w sumie dla sporej części z nas sobota skończyła się w niedzielę.

Kolejny dzień wstał o wiele za szybko, no ale tak już jest gdy dni spędza się tak intensywnie jak na spływach kajakowych. Niespieszne śniadanie, poranna kawa, pakowanie się i oczekiwanie na sygnał do zejścia na wodę. Gdy już siedzieliśmy sobie spokojnie przy kajakach usłyszeliśmy znajomy rozpaczliwy głos „On się utopi”. Marzena zobaczyła, że na rzece coś się dzieje. Wszyscy, którzy to słyszeli wstali szukając topiącego się człowieka, ale okazało się, że pomocy potrzebował gołąb, który nie mógł wydostać się z wody. Zamokły mu skrzydła i nie mógł wystartować. Walczył biedak o życie. Marzena i Michał nie zastanawiali się zbyt długo i ruszyli na ratunek. Zwodowanie naszych kajaków trwało by zbyt długo więc porwali omalże kajak obcym ludziom, którzy startowali na spływ z miejsca naszego obozowiska. Mina tych facetów bezcenna. Chwila wiosłowania i biedny ptak został uratowany.

radomka22 (158 kB)

Nasi ratownicy, faceci którzy „pożyczyli” im kajak i uratowany gołąb

radomka22 (264 kB)

Marzena i niedoszły utopiec

W końcu doczekaliśmy się na start do drugiego etapu. Znów cieszyliśmy się cudną przyrodą, słoneczną pogodą, fajnymi rozmowami na wodzie. Tym razem nie było jakiś przygód, wywrotek. Po prostu odpoczynek. W pewnym momencie zaczęły się nad nami zbierać ciemne chmury, a w oddali zaczęło grzmieć . Na szczęście tylko nas postraszyło i wróciło słońce. Mimo tego, że w pewnym momencie przestaliśmy w zasadzie wiosłować, żeby spływ trwał jak najdłużej to niestety niedzielny etap skończył się zbyt szybko.

radomka23 (124 kB) radomka24 (128 kB) radomka25 (132 kB) radomka26 (144 kB) radomka27 (144 kB) radomka28 (132 kB)

Jeszcze czekało nas tylko ogarnięcie się na brzegu i obiad w restauracji no i droga do domu. Kolejny super spędzony pośród „wariatów” weekend.

Dziękuję Wam wszystkim za te dwa dni usmiech (0 kB)

Andrzej „Szczypiorek” Pieniążek

Relacja fotograficzna - Andrzej Pieniążek
Powrót

copyright