kontur (2 kB)

wiking300. (17 kB)

Spływ kajakowy Pilicą:
Maluszyn – Krzętów - Przedbórz

29 - 30.08.2020 r.

Program spływu:


Nad wodą, w wodzie, pod wodą
– czyli Wikingowie na Pilicy

foto czolowe (115 kB)

Będzie lało? Nie będzie! – licytujemy się. Będzie tylko w nocy, sprawdzałam prognozy – oznajmia Marzenka. Wierzymy jej rozpaczliwie i nie myślimy o kroplach pojawiających się od czasu do czasu na szybach busa. Jedziemy ku środkowej Polsce, na Pilicę. Andrzej zwany Neptunem, a to z racji stałej funkcji w chrztach wodniackich, opowiada, że rzeka dużo nauczy człowieka, że zdarzyło mu się raz być nad wodą, w wodzie i pod wodą. I wszystko w jednym dniu. Nawet nie przypuszczamy, że to jego doświadczenie powtórzy dziś Marek, Henryk i Zbyszek. Marka i Henryka pokonała rzeka, a Zbyszek? Tradycyjnie jak to on. Podobno wpadł dla jaj. Na starcie w Maluszynie wita nas nieśmiało słońce. Oki, zdążymy przed deszczem – myślimy.

A jak Neptun nie lubi kolorowej?

Andrzej-Neptun z poważną miną schodzi nad wodę i odprawia swój rytuał: powoli wylewa kieliszek wódki do wody. To przekupienie prawdziwego Neptuna czy powitanie rzeki? Słychać słowa:
- Neptunie, za opiekę nad naszą grupą. Dla Ciebie – mówi pokornie i po chwili dodaje – mam nadzieję, że lubi kolorową, bo jak nie, to będzie niedobrze…
Kajaki ustawione do zejścia na wodę, bukłaki i wiosła w kajakach, kapoki ubrane i… zaczyna padać. Mocniej. Coraz mocniej. Po prostu rąbie deszczem. W tył zwrot. Do busa. Z tobołków wyciągamy peleryny przeciwdeszczowe i kurtki. Grzmot. Błyskawica przecina niebo. W przyspieszonym tempie walą na nas hektolitry wody. Z kapelusza Neptuna leci strumyczek na kapok i spływa po rękawach kurtki na portki, Heniowi kropla za kroplą skapuje ciurkiem z wąsów i brody, Andrzej-Szczypiorek zza zaparowanych okularów, zamotany w kaptur kurtki, usiłuje dojrzeć świat, a palacze walczą, by deszcz nie zagasił papierosów.

Błyskawicznie robią się ogromniaste kałuże, trawa nasiąknięta wodą chlupie przy każdym kroku. Znowu grzmot.
- Pod most! – krzyczy Kaśka.
- Do busa! Wszyscy spod mostu do busa! – komandor przekrzykuje grzmoty.
W kapokach, pelerynach, foliowych płaszczach i totalnie mokrzy gnieździmy się w busie z nosami przytkniętymi do szyby.
- Widać trzeba poczekać, żeby się doczekać – filozoficznie stwierdza Kaśka.
Jak długo będzie padać? – oto jest pytanie.
- Sprawdziłabym prognozę, ale telefon został w kajaku – nieśmiało mówi Marzenka.
No to siedzimy. Jest gorąco, nie ma czym oddychać. Czekamy. Pada i pada. Z czasem grzmoty ustają.

Trzeba być twardym!

Po godzinie siedzenia w busie Neptun stanowczo przerywa czekanie:
- Kto robi grupę płynącą? Ręka do góry! Płyniemy. Tu chodzi o zasady – ogłasza.
- Trzeba być twardym. Ja chcę, ale matka nie pozwala – mówi odważnie Justynka, patrzy na Andrzeja i dodaje - Neptun, Ty to nie masz żadnych układów z prawdziwym Neptunem.
- Cóż… konkurencja – odpowiada Andrzej.
- Kto chce płynąć, to może – jest decyzja komandora Ryśka.

Pierwszy na wodę w strugach deszczu schodzi Andrzej-Neptun z Grażynką, za nim Beata ze Zbyszkiem, przygotowuje się Kaśka z Piotrem i Marzenka ze Szczypiorkiem.

foto 1 (102 kB)

Marzenka ma piankę od stóp po szyję, na nogach wodne skarpetki, na nich buty z pianki.
- Jak Ty będziesz opalać paznokcie u stóp? Tradycja zostanie przerwana! – śmieję się robiąc im zdjęcia na starcie.
- Mam jeszcze u rąk – odkrzykuje.
- Szczypiorek, nie zajedź jej wiosłowaniem, to ozdoba Wikingów – przestrzegam Andrzeja, zwanego Szczypiorkiem z racji młodego wieku.
- Jesteś cała mokra, weź moją bluzę, jest w busie – troszczy się o mnie.
Wszyscy zeszli na wodę w strugach deszczu. Ostatni zwodował się komandor na jedynce. Była godzina 11.00. Wtedy właśnie przestało padać. Wyszło słońce. Ten to ma układy z Neptunem – myślę.
Totalnie przemoczona drżącymi z zimna rękami wciągam bluzę Szczypiorka. Dygoczę. Jedziemy na metę.

Pilica - zachwyca!

Pole namiotowe Krzętów „Chata u Brata” wita nas przelotnym deszczem, część Wikingów zarezerwowała domki, część będzie spać na podłodze w świetlicy, a miłośnicy ekstremy – czyli Piotr i Baśka mają swoje namioty. Oglądamy miejsce mety spływu – klimat czasów PRL-u, sympatycznie, czysto, część sanitarna i kuchenna jest, przyjazny gospodarz. Czego może chcieć od życia taki człowiek jak my? – można by śpiewać. Przypominam sobie nocleg w pokrzywach i chaszczach bez dojścia do wody na spływie na Litwie i Łowie, wydeptywanie trawy tyłkiem pod namiot, mycie zębów w rzece. Życie jest nieprzewidywalne. I to jest piękne. Tłucze się telefon po stole. To mmsy, fotki z trasy od Wikingów. Już pół godziny po starcie Marzenka przysyła kapitalne zdjęcie łaciatych krów do połowy w rzece. Kolejna fotka – to od Szczypiorka – krowy w wodzie i kiełbaski na grillu. Następna od Marzenki przedstawia zwierzę stojące w rzece, wielkie jak krowa, z prostymi rogami i okrutnie owłosionym ciałem. I komentarz: Pilica – zachwyca!

Dzwoni Kaśka - jak u mnie? To mówię, żeby uważała, bo śpimy razem, a mogę mieć erotyczne sny, bo czuję męski zapach na sobie, wszak siedzę otulona bluzą Szczypiorka.
Rozmawiam z Wiesią, jest ok, ale Adam na nią podnosi głos. Bo ją uczy.
Wbijamy baner klubowy na brzegu, by żadna osada nie przepłynęła mety. Powiewa jak skrzydło husarskie. Mam czas, bo komandor mówił, że dopłyną na 17. Bawię się z Tinką – i telefon. Odbieram. To Jacek. I krzyk:
- Gdzie jesteś? Czemu mnie nikt nie wita?
Patrzę na zegarek. Jest 14.30.
- E, pieprzysz, nie ma szans, byś był na mecie. Bez jaj. Nie żartuj – odpowiadam.
- Jestem! I kto mi zdjęcie zrobi? – śmieje się.
Idę. Jako nadworny fotograf Wikingów muszę być na posterunku. Totalny szok. Przypłynęli 2,5 godziny przed czasem. Jacek i Ania, czyli Jacki. Okrutnie mokrzy.

To już jest meta!

foto2 (85 kB)

A ja spaceruję po wodzie pod parasolem. Ciepło. Temperatura powietrza jest taka sama jak temperatura wody. Oglądam niebieskie ważki na liściach. Czekam na naszych. Widzę w oddali kajak. Nie nasz, bo żółty. Głos po wodzie niesie:
- Kur…. I słyszę jakieś nerwowe mamrotanie.
Zza zakrętu wyłania się facet z dziewczyną. On coś do niej mruczy.
- Dzień dobry – mówię.
Facet patrzy na mnie ze strachem w oczach. Dziwne. Nie kapuję. Co jest?
- Przepraszam czy daleko za panem są czerwone kajaki? – pytam.
- O, kur… A ja myślałem, że pani sprawdza maseczki – mówi i widać jak powoli napięcie z niego uchodzi. Śmiejemy się wszyscy.
Dowiaduję się, że nasi są już niedaleko za zakrętem.
Po chwili widzę ich.
- To już jest meta, nie ma już nic. Jesteście wolni. Możecie iść – śpiewam w wodzie.
Dobija do mety Justynka z Anią, potem Neptun i Grażynka. Niedługo pozostałe kajaki meldują się na brzegu.

foto3 (87 kB)

Adam uprowadził Wiesię. Jak śmiał?

Widzę Adama z Wiesią. No to drę się:
– Jak tak możesz Wiesię traktować! Podnosić głos? Ona jest nasza! Musisz zasłużyć na taką partnerkę w kajaku.
- On mnie tylko uczył! – Wieśka się śmieje.
- Jeszcze raz, to Cię przytopię – wołam do Adama.
Nagle, w sekundzie, Adam zawija kajakiem w tył i ucieka z Wiesią płynąc pod prąd. Wraca? Porywa? Znikają za zakrętem. Jak śmie? Naszą Wiesię? - Wracaj cholero! Oddaj Wiesię! Chcesz okup czy co? – przekrzykuję deszcz.
Ale myślę: - No, no.. ma facet jaja. Pasuje do nas.
Po chwili wrócił. No, ma szczęście. A Wiesia śmieje się do rozpuku, jest śmiech niesie się po wodzie.

Henryk zakochał się… od pierwszego wejrzenia

foto4 (85 kB)

A Wikingowie komentują na mecie:
- Piękna zabawa na wodzie, płynęliśmy spokojnie. A że meta tak była blisko, to co zrobić? - Jacek.
- Na wodzie przyjemnie, tylko szkoda, że tak mokro – Grażynka.
- Fajnie, bez grzebania się w krzakach. Tylko raz było: kryj ryj – Kaśka.
- Nie chce się nam wychodzić z kajaka, nam tu dobrze – Rysiek, Gienek, Zbyszek.
- Na całej trasie było aż siedem sklepów, co chwilę budka z żarłem – Marzenka.
- Jedna ekspedientka mnie nęciła zimnym piwem. Nie uległem, bo zimno to miałem wokoło. Powinna mieć zmienną reklamę, na przykład: grzane piwo. Wtedy bym poszedł – Jacek.
- Zakochałem się w kajakach od pierwszego wejrzenia – Henryk.
Teraz pozostało Wikingom ciągnięcie kajaków na brzeg według słów piosenki „Wio koniku, a jak się postarasz, na kolację zajedziemy akurat”.

foto5 (120 kB)

Przebieranie. Suszenie. I rozpakowywanie. Andrzej-Szczypiorek taszczy toboły do domku i mówi:
- Na pierwszy spływ pojechałem tylko z plecakiem, karimatą i śpiworem, a teraz mam tobołków jak członek plemienia wędrówki ludów.

Zaliczyliśmy w tym dniu obiad w romantycznym starym spichlerzu, lody w wiejskim sklepie i piwo w „Barze pod Różą”. Nawet ognisko i filozoficzno-kabaretowe rozmowy z Piotrem. Niestety nie było kociołka, bo Misiek - szef kuchni Wikingów, nie pojechał z nami, ale mieliśmy rarytas. Ogromny prawdziwy wiejski chleb. Prezent od Grażynki i Neptuna. Jak duży? Grażynka podzieliła na 21 osób, była repeta i zostało jeszcze na śniadanie. Pajda chleba ze smalczykiem i ogórkiem o zmroku na świeżym powietrzu, po męczącym dniu… smak nie do opisania.

foto6 (63 kB)

I pijemy zdrowie Jacka – pierwszego Wikinga na mecie.
- Ale to ja siedziałam przed nim w kajaku - zaznacza Ania Jackowa.
- Ale ja pierwszy wysiadłem – broni swej pozycji Jacek.
O godz. 2.00 w nocy opuściłam biesiadowników. Na placu boju zostały Ryśki dwa, Ania Ryśkowa i Gienek. Umawiamy się z Kaśką i ze Szczypiorkiem na pobudkę o 5.00 rano, by zrobić zdjęcia o wschodzie słońca. W puchówce wchodzę do śpiwora. Obok na łóżku już Kaśka chrapie. Zasypiam natychmiast.

Orgia na niebie, czyli spektakl błyskawic, grzmotów i wiatru

Coś rąbnęło. Okrutnie. Jednocześnie z Kaśką podskakujemy na łóżkach i otwieramy oczy. Świadomość podpowiada: burza. Błysk, przez parę sekund jasno jak w dzień. I znowu huk. Aż mózg się trzęsie. I drży nasz dom z płyty pilśniowej.
- Kaśka, a jak drzewo pierdyknie na nas? – pytam.
- O tym samym pomyślałam – odpowiada.
- Oby wpadło między łóżka – mówię cicho.
Leżymy. Bo cóż było robić? Zamykamy oczy lub podskakujemy razem z materacem w zależności od tego czy błyskawica czy grzmot. Słychać jak deszcz bębni po dachu. To jakaś traumatyczna muzyka o zmiennym natężeniu. Natura jest bezlitosna.
- Ty, Piotrka zaleje w namiocie. Niech wlezie do nas do przedpokoju na podłogę – mówię do Kaśki.
- Patrzyłam, nie stoi przy namiocie woda – odpowiada.
Jak my wstaniemy na ten wschód słońca? – myślę zasypiając ponownie.

Nowy dzień wstaje

Obudziły nas rozmowy. Patrzę na zegarek. Jest po 8.00
- Co za cholera ten Szczypiorek! Miał nas obudzić – wściekam się.
- Widziałam przez okno jak wracał po 5.00, to będziemy mieć zdjęcia. Śpij. Wypływamy o 11. Aha, napisał smsa o 5.40: pobudka. Ale ja miałam wyciszoną komórkę – mówi Kaśka.
Patrzę na swoją. Też o 5.40 jest sms od Szczypiorka: pobudka. Wybuchamy śmiechem.
A na polu słońce, pachnie kawa, Beata ogarnia wspólne śniadanie, Ania Jackowa zarządza wikingowe SPA w standardzie: natura-ekstrema. Nakładamy maseczki na twarz. Kosmetyczne. Nasi koledzy patrzą na nas dziwnie. Ale to ich problem.

foto7 (115 kB)

Ania Ryśkowa donosi, że wczoraj w nocy były zaręczyny. Basia i Grażynka uśmiechają się tajemniczo. Zbyszek ma odarte kolana do krwi. Mówi, że klęczał. Ale… szczegóły zostaną tajemnicą wczorajszej nocy.

Przed 11 wodowanie kajaków. Dziś na jedynce jest Marek, a Zbyszek płynie z komandorem.
- Za karę czy w nagrodę? – tego nie wiemy.
Jest ciepło, ani śladu deszczu, słońce przypieka. Osady sprawnie schodzą na rzekę, jest wysoki stan wody, nie będzie przenosek.

Meta jest w Przedborzu. Tym razem znowu Wikingowie przypłynęli przed czasem mimo postojów po drodze. Opowiadają, że niewiele było wiosłowania, nurt sam niósł. Zero zanurzeń, zero strat. Nawet Gienek nie wywrócił Basi – swojej partnerki. Z reguły tak robił, wywracał, by ratować, by miała dług wdzięczności. Ale Basia była oporna na jego plany.
Marzenka skomentowała podboje Gienia:
- Źle dobrane oczka w sieci do gatunku ryby.
Dzisiaj pierwsza na mecie była Kaśka z Piotrem. Wykorzystujemy słońce i pływamy w Pilicy, wygłupiamy się w wodzie. Piotr na brzegu parzy na kuchence kaweczkę. Dla nas. Fajnie jest.

Po powrocie wszystkich osad komandor decyduje, że jedziemy na jedzonko do Przedborza. Dobre zakończenie dnia. W drodze do Krakowa dopada nas burza. Teraz? – to niech se będzie…

- Gdzie następny spływ? – ktoś pyta.
- Następny będzie internetowy – odpowiada Beata.
Życie jest nieprzewidywalne. Zobaczymy co nam przyniesie.

Ewa Bugno (Pirania)

foto 8 (95 kB)
Relacja fotograficzna - Barbara Sokołowska
Relacja fotograficzna Ewa Bugno (Pirania)- sobota
Relacja fotograficzna Ewa Bugno (Pirania)- niedziela
Relacja fotograficzna - Andrzej Pieniążek (Szczypiorek)
Powrót

copyright