Kierownik wycieczki: | Agata Wdowiarz |
2 odcinki do przejścia:
Data odbycia wycieczki |
Trasa wycieczki | Nr grupy górskiej wg reg. GOT |
Punktów wg reg. GOT |
Czy przodownik był obecny |
16.03.2024 | Dynów – Bachórz - 3.8 km ![]() |
BW.05 | 4 | Tak |
16.03.2024 | Bachórz - Kota nad Kosztową i Laskówką | BW.05 | 7 | Tak |
16.03.2024 | Kota nad Kosztową i Laskówką - Kopce | BZ.05 | 10 | Tak |
16.03.2024 | Kopce - 49.8797190, 22.4316250 4.3 km ![]() |
BZ.05 | 4 | Tak |
RAZEM | 25 |
Data odbycia wycieczki |
Trasa wycieczki | Nr grupy górskiej wg reg. GOT |
Punktów wg reg. GOT |
Czy przodownik był obecny |
17.03.2024 | Wapowce – Karczmarowa - 2.3 km 61 m | BW.05 | 3 | Tak |
17.03.2024 | Karczmarowa - Bukowy Garb | BW.05 | 4 | Tak |
17.03.2024 | Bukowy Garb - Helusz | BZ.05 | 7 | Tak |
17.03.2024 | Helusz - Kota nad Nienadową | BZ.05 | 6 | Tak |
17.03.2024 | Kota nad Nienadową – Hucisko Nienadowskie - 6 km 71 m | BZ.05 | 7 | Tak |
RAZEM | 27 |
W sobotę wczesnym rankiem ruszyliśmy na pierwszy etap naszej wędrówki po Pogórzu Przemyskim. Nie było nas wiele – sami starzy wyjadacze. Zaczęliśmy wędrówkę od Dynowa, na początek trochę asfaltem, ale po 4 kilometrach nasz zielony szlak odbił od drogi udając się w nieznane. Na krótkim fragmencie, niektórzy z nas mieli okazję przypomnieć sobie niedawną wędrówkę niebieskim szlakiem karpackim. Dalej jednak wędrując trochę po ścieżkach, trochę po błocie i ciut po asfalcie, poznawaliśmy całkiem nowe regiony Pogórza. Pogoda było w sam raz na wędrówkę. Peleton wycieczki od czasu do czasu mógł sobie pozwolić na krótki wypoczynek na trawie przy drodze i spałaszować przywiezione zapasy jedzenia i picia.
Szlak na ten dzień przewidziany był na 24 kilometry i pomimo przeszkód błotnisto-terenowych, wędrówka przebiegała sprawnie i w dobrym tempie. Pierwsi z nas dotarli do busa w Hucisku Nienadowskim przed godziną 16, a ostatni o 16.30 zgodnie z umową. Przy busie niektórzy próbowali ustanowić nową świecką tradycję – przodownik wycieczki myje buty uczestnikom.
Obiadokolacja zaplanowana była w Tawernie Fregata. Nie wiedzieliśmy co nas czekać może w podgórskiej tawernie. Jednak wystrój, jedzenie, ceny, a w szczególności wspaniała męska obsługa – na pewno na długo zapadną nam w pamięć i będziemy wszystkim to miejsce polecać. Żurek z kiełbasą, jajkiem i ziemniakami – super. Kotlety kurzane – wielkie i smaczne. Na ziemniakach nawet świeży koperek. A i sałatki do tego znakomite. Nie zabrakło też lanego piwa (nie w cenie obiadu - ale tanie). Panowie zachęcali do tańców, ale nasze nogi po 24 km marszu nie były tak chętne, jak nasze serca. Ustalając śniadanne spotkanie na ósmą rano, odjechaliśmy do Schroniska Młodzieżowego „Matecznik”. Pokoje mieliśmy przeciętne, ale czyste i ciepłe …i tanie. Nie było żadnych problemów noclegowych, a nawet wieczorem odbyliśmy małe turystyczne spotkanie w wąskim gronie niedobitków.
Rankiem wyruszyliśmy do tawerny na śniadanko. Panowie znów stanęli za wysokości zadania i wszyscy wyszli zadowoleni z pełnymi brzuszkami, gotowi do drogi.
W niedzielę ruszyliśmy w kierunku zachodnim zaczynając od Wapowców. Początek szlaku kolega Radek nazwał nudnym – w stylu „przejść i zapomnieć”. Za Bukowym Garbem, przy szlaku trafiła nam się miła altanka turystyczna. Skorzystaliśmy z niej chętnie, gdyż w nocy padał deszcz i usiąść na trawie nie było przyjemnie. Każdy wyciągnął co tam miał do jedzenia i picia i we wspólnym gronie, chwilę dobrą posiedzieliśmy na ławeczkach przy stoliku.
Niech no jeszcze raz ktoś ponarzeka na nudną szutrową drogę na szlaku. Nie minęło 1,5 km i zaczęło się to, przed czym ostrzegał nas jedyny napotkany na szlaku turysta – wielkie, przepaściste, mastne błoto. A ponadto, prócz błota, pojawił się u niektórych strach przed misiami budzącymi się ze snu zimowego i polującymi na wędrowników. „O głupi niedźwiedziu, gdybyś w mateczniku siedział, nigdy byś się o tym błocku nie dowiedział”.
Na szczęście dla nas i dla siebie, niedźwiedź pozostał tylko w wyobraźni strachliwych. Jednak błoto było rzeczywiste. Cała droga służyła leśnikom do ściągania drzew i w ten sposób powstała maź, której „pomogły” opady wiosennego deszczu. Jednak walczyliśmy dzielnie wędrując głównie bokiem drogi – po lesie. I tak doszliśmy do najwyższego - na tym etapie szlaku – wzgórza Partyja 438 m n.p.m. Tu większość z nas zrobiła sobie fotki z serii „może się przydać”.
Na końcu polany, na której znajdował się ów szczyt (i widoczne z daleka dwa przekaźniki), zrobiliśmy ostatni postój, na którym znów grupa ucieczkowa i peleton połączyły siły. Po skonsumowaniu reszty jedzenia, ruszyliśmy do busa, do Huciska Nienadowskiego.
Agata