Kierownik wycieczki: | Agata Wdowiarz i Adam Gaweł |
![]() |
![]() |
![]() |
Dzień 1. Barwinek –Wola Wyżna
Dzień 2. Ożenna – Konieczna - Barwinek –Wola Wyżnaujawa
Nocleg w Rzepedzi OW „Pod Suliłą”
Trasa: 22,5 km, ok. 7 h, suma podejść652 m
Data odbycia wycieczki |
Trasa wycieczki | Nr grupy górskiej wg reg. GOT |
Punktów wg reg. GOT |
Czy przodownik był obecny |
24.06.2023 | Barwinek – Jałowa Kiczera | BW.02 | 7 | Tak |
24.06.2023 | Jałowa Kiczera - Czeremcha | BW.02 | 5 | Tak |
24.06.2023 | Gogołów - Klonowa GCzeremcha – Kamień, szczyt południowyóra | BW.02 | 7 | Tak |
24.06.2023 | Kamień, szczyt południowy – Wola Wyżna | BW.02 | 9 | Tak |
RAZEM | 28 |
Trasa: 21 km, ok. 7 h, suma podejść 734 m
Przez dwa dni zdobędziemy 52 pkt GOT
Data odbycia wycieczki |
Trasa wycieczki | Nr grupy górskiej wg reg. GOT |
Punktów wg reg. GOT |
Czy przodownik był obecny |
25.06.2023 | Wola Wyżna – Pole namiotowe Jasiel | BW.02 | 11 | Tak |
25.06.2023 | Pole namiotowe Jasiel - Kanasiówka | BW.02 | 6 | Tak |
25.06.2023 | Pole namiotowe Jasiel - Kanasiówka | BW.02 | 10 | Tak |
25.06.2023 | Pod Garbem Średnik – Przełęcz Radoszycka | BW.02 | 4 | Tak |
RAZEM | 31 |
Dojeżdżamy do „Obajtka” pod Przełęczą Dukielską, gdzie skończyliśmy ostatni etap naszego szlaku. Pada. Pada jak cholera. Głos rozsądku podpowiada, żeby założyć pelerynę. Z filmów i książek wiem jednak, że osoby, który słyszą w głowie różne głosy zazwyczaj źle kończą. Postanawiam więc zignorować ten głos i przeczekać deszcz. I bardzo słusznie, bo mimo że nadal pada jak cholera, to po 10 minutach wyciąganie peleryny przestaje mieć jakikolwiek sens. Każda część odzieży, do majtek włącznie jest już mokruteńka. Przyjemna wilgoć rozlewa się równomiernie po całym ciele.
Nic to, idziemy. Jeszcze chwila i dochodzimy po słowackiej stronie granicy do muzeum z czasów II Wojny Światowej. Przed budynkiem muzeum eksponaty, a nad budynkiem wieża widokowa.
Zamknięta, ale i tak nie żal, bo idziemy w chmurach, więc widoków żadnych by nie było.
Za chwilę doganiamy kilka osób z naszej grupy, które kontemplują jakieś znalezisko na ścieżce. Poziom zafascynowania, jakby znaleźli co najmniej samorodek złota… a to tylko zwierzęca kupa. Rzekomo niedźwiedzia. Rzekomo, bo nigdy nie widziałem srającego niedźwiedzia, to i skąd mam wiedzieć, jak jego kupa wygląda? Sławek, który chwilę wcześniej wyrwał do przodu, czeka na mnie i na Gosię, bo ponoć, gdy spotka się niedźwiedzia, nie trzeba być szybszym od niego. Wystarczy być szybszym od najwolniejszej osoby z grupy. Sławek pewnie pomyślał o mnie!. Jego obawy są jednak przecież niczym nie uzasadnione. Gdyby w dzieciństwie oglądał misia Yogi lub Colargola, to wiedziałby, że niedźwiedź to zwierzę towarzyskie, przyjaźnie nastawione do człowieka, które co najwyżej ukradnie ci dla żartu kosz piknikowy.
My na razie mijamy Jałową Kiczerę i po jakimś czasie niebieski szlak, odchodzi od granicy, by opaść w stronę strumyczka Bielcza. Strumyczek jest tak mizerny, że nawet nikt nie pomyślał, by budować tam jakąś kładkę. Ot przechodzi się go w bród, pewnie nawet nie mocząc butów. Nie dzisiaj!!! Jak wiemy, pada jak cholera. No i gdzieś te wody opadowe spłynąć muszą. Postanowiły spłynąć do tego strumyczka, który tym samym strumyczkiem być przestał, a stał się imponującą rzeką. Na szczęście w rejonie brodu rzeka jest rozlana, przez co jej nurt jest znacznie łagodniejszy. Teraz okazuje się, jak trafnym pomysłem było nieubieranie peleryny. Ponieważ i tak jestem cały mokry, idę jako pierwszy, by zbadać na czym stoimy. Przy brzegu woda po kostki… kolana… uda… a nadal nie jestem w środku nurtu! W ostatniej chwili przypominam sobie, żeby wyciągnąć portfel i komórkę z kieszeni spodni. I słusznie, bo pępek jest już pod wodą.
To już jednak środek nurtu… uda… kolana… kostki… i jestem na drugim brzegu.
Reszta grupy jeszcze chwilę się waha, ale po chwili grupkami wkraczają w nurt. Jeśli ktoś chce sobie wyobrazić, jak to wyglądało, to niech sobie odtworzy jakiś filmik z Serengeti, czy Parku Krugera. Stado zebr stoi na brzegu. Najpierw jedna, a potem coraz więcej wskakuje do nurtu i przeprawiają się na drugi brzeg. Tu nie było tak dramatycznie, bo w trzcinach nie czaiły się krokodyle. W każdym bądź razie my już na drugim brzegu, a deszcz jakby trochę zelżał, choć padać nie przestaje.
Dochodzimy do granic rezerwatu przyrody Kamień nad Jaśliskami. Teraz odrobina podejścia i jesteśmy w miejscu, gdzie znajduje się odbicie szlaku na szczyt. Wielu z nas robi różne odznaki, toteż liczna grupa decyduje się na jego „zdobycie”. Efektowność szczytu – 2/10, no ale sztuka jest sztuka. Wracamy do granicy i dalej przez Jasieniki idziemy pod Koprzywniczną, gdzie trzeba podjąć decyzję. Skrótem na siagę w dół do parkingu w Woli Wyżniej, gdzie czeka bus, lub w to samo miejsce okrężną drogą za szlakiem przez Jasiel. Ci, którzy wybrali drogę okrężną, wybrali dobrze. Ścieżka w dół, mimo że początkowo obiecująca, w dolnym odcinku wykorzystywana jest do zwózki drzewa. Jak taka ścieżka wygląda po całym dniu opadów, nie trzeba chyba opisywać? Większość z tych, co wybrali ten wariant, decyduje się na pójście lasem. Na szczęście chaszcz nie jest wielki, a odcinek nie długi, więc zaraz docieramy do szlaku, a po drugim zarazie do busa. Ponieważ cały dzień padało, więc każdemu zostały rezerwy w plecaku i popijając nie nerwowo oczekujemy na grupę ze szlaku okrężnego.
W końcu są. Przebrani (albo i nie) pakujemy się do busa i szybko dojeżdżamy do ośrodka Pod Suliłą w Rzepedzi. Większość z czytających zapewne ten ośrodek zna, więc nie ma się nad czym rozwodzić. Jest tam fajnie.
Niedzielny odcinek ze względów transportowo-logistycznych decydujemy się robić w kierunku przeciwnym. Tym razem przy słonecznej pogodzie, po więcej niż obfitym śniadaniu, zostajemy dowiezieni na Przełęcz Radoszycką.
W mniej lub bardziej wysuszonych butach wyruszamy stamtąd na trasę, Dzisiaj będzie to takie góra-dół, choć kopki nie są imponujące. Po kolei przez Kĺučkov, Stredný hrb i Danawę dochodzimy na Pasikę, gdzie znajduje się wojskowa wieża obserwacyjna z możliwością wejścia przez coś na kształt drabiny na platformę obserwacyjną.
Po krótkim postoju na Kalinovskim sedle z pomnikiem upamiętniającym wkroczenie jednostek Armii Czerwonej na teren Czechosłowacji w 1944 r. docieramy na Kanasiówkę.
Koncepcja identyczna jak wczoraj w przypadku Kamienia. Krótkie odbicie, zdjęcie przy tabliczce szczytowej i powrót na granicę, którą dalej idziemy w kierunku pola namiotowego w Jasielu.
Rejon Jasiela to zdecydowanie najładniejszy odcinek naszej dwudniowej wędrówki. Doliną płynie Jasiołka, na której znajdują się niezliczone żeremia i naprawdę imponujące rozlewiska.
Teraz, będąc już za polem namiotowym, można pójść prosto do busa; na co decydują się osoby, które wczoraj poszły okrężną drogą
My dalej idziemy szlakiem niebieskim, jeszcze raz wychodząc pod Koprzywniczną. Było warto! Wokół kwietne łąki, no i widoki nieporównywalne z dniem wczorajszym.
Nawet ścieżka wykorzystywana do zwózki zdążyła już od wczoraj obeschnąć, więc i zejście łatwiejsze. O dziwo nikt się nie spóźnił i już przez piątą wyruszamy do Krakowa. Po drodze jeszcze postój w Taurusie na golonkę, abo i co innego
i przed zmierzchem jesteśmy w mieście. Do zobaczenia na szlaku.
KG Wędrowcy