kontur (2 kB)
matragona01 (7 kB)

Szlak Warowni Jurajskich etap 8

Grodzisko k/Ojcowa – Dolina Będkowska – Rudawa
04.09.2022 r.

Linia
Kierownik Wycieczki: Marzena Chyba
skala03 (250 kB)

odznaka-warownie-jurajskie (9 kB)
REGULAMIN
ODZNAKI TURYSTYCZNO-KRAJOZNAWCZEJ
„SZLAKIEM WAROWNI JURAJSKICH”
  1. Z okazji 100-lecia Oddziału PTTK w Zawierciu, 40-lecia wyznakowania Szlaku Warowni Jurajskich, 45-lecia powstania Klubu Turystycznego „Ostańce”, Oddział PTTK im. Aleksandra Janowskiego w Zawierciu ustanawia Odznakę Turystyczno-Krajoznawczą „Szlakiem Warowni Jurajskich” celem popularyzacji szlaków pieszych na Jurze.
  2. Odznaka posiada jeden stopień.
  3. Zdobycie odznaki następuje po przejściu pieszo, na nartach lub rowerem Szlaku Warowni Jurajskich między Rudawą a Mstowem.
  4. Przebycie szlaku może być jednorazowe lub etapami w dowolnej kolejności.
  5. Dopuszcza się przebycie tylko częściowo szlaku niebieskiego Warowni Jurajskich, minimum 60 km, uzupełnione do 160 km innymi szlakami Jury.
  6. Przebycie można udokumentować potwierdzeniami w książeczkach OTP lub KOT.
  7. Weryfikację odznaki prowadzi Oddział PTTK w Zawierciu, ul. Władysława Sikorskiego 6, tel. (0-32) 672-18-41.
  8. Po weryfikacji można zakupić metalowy znaczek w cenie 8 złotych.
Linia

Trasa:

niebieski (0 kB) Grodzisko k/Ojcowa – Ojców – Czajowice – Jerzmanowice – Będkowice (Dolina Będkowska) – Kobylany – Brzezinka – Rudawa (PKP)

Grodzisko k/Ojcowa - Rudawa (PKP) 6:14 h, 22 km

Linia

Punkty do odznak turystycznych:

Linia

Atrakcje przyrodnicze i krajoznawcze na trasie wycieczki:


Linia skala02 (246 kB)

W pogoni za kropką

4 września 2022 Szlak Warowni Jurajskich Grodzisko koło Ojcowa - Ojców - Brama Krakowska - odejście szlaku do Groty Łokietka - Dolina Będkowska - Schronisko Brandysówka - Brama Będkowska - Brzezinka - Rudawa schrony - Rudawa PKP
No i w domu wytrzymałem raptem osiem godzin z niewielkim hakiem i znów idę na zbiórkę na kolejną wycieczkę. I tu cieszę się, że w niedzielę jadę z "Matragoną" bo przynajmniej zbiórka jest o ludzkiej porze godzinie ósmej. Pod nowohuckim Techaemem zbiera się osiemnaście osób tworzących przekrój przez wszystkie możliwe petetekowskie kluby. Są Wędrowcy, Azymuty, Wierchy, cała Wierchuszka Matragony. Trafił się nawet jeden Wiking, ale całkowicie incognito bo tym razem hełm z rogami zostawił w szafie. No ale na tej osiemnastce się nie kończy. Ruszamy w trasę i już po chwili zatrzymujemy się i zabieramy córkę Szefowej Heleny, Elę z mężem i trójką córek Anią, Basią i Natalią które mimo młodego wieku radzą sobie doskonale na szlakach. Ostatnią parę turystów Jacka i Danusię odbieramy przy Placu Imbranowskim. Jesteśmy w komplecie. W sumie zebrało się dwadzieścia pięć osób dla których prowadząca wycieczkę Marzena zaczyna małą opowieść o dzisiejszej trasie. Jest to ostatni ósmy etap niebieskiego szlaku prowadzącego wzdłuż Warowni Jurajskich. Sporą część uczestników dzisiejszej wycieczki będzie miała zaliczony cały cykl wycieczek. Mnie niestety udało się załapać tylko na ostatnie trzy etapy. Kwadrans przed godziną dziewiątą dojeżdżamy do punktu startu w Grodzisku. Przed nami według mapy 22 kilometry do przejścia i całkiem sporo atrakcji do zobaczenia. Na początku cała grupa trzyma się razem co okazuje się całkiem potrzebne bo już na samym początku para zagadanych dziewczyn stanowiących forpocztę, gubi szlak i zamiast skręcić za szlakiem idzie prosto pociągając za sobą resztę. Na szczęście Pani Prowadząca czuwa. Dziewczyny dostają leciutki OPR, a grupa zmierza dalej w stronę Ojcowa. W końcu do niego docieramy, a ja trafiam w kąty które odwiedziłem dwa miesiące temu w czasie niespiesznego lipcowego spaceru. Zatrzymuję się przy źródle Świętego Jana i idę dalej niebieskim szlakiem który omija jeden z najfajniejszych zabytków w tym rejonie kościół na wodzie zbudowany na potoku Prądnik. Został tak zbudowany przez okolicznych mieszkańców żeby obejść przepisy zaborcze zakazujące budowy świątyń katolickich. Widzę kościółek z daleko wchodząc na małe zalesione wzgórze i nie wytrzymuję. Porzucam szlak i zbiegam żeby zrobić mu parę zdjęć. Zostaję sam bo nasza wycieczka jak zwykle zdążyła się już rozbić na grupy i podgrupki. Idę ulicą Ojcowską u stóp ruin Zamku Kazimierzowskiego. Mijam otoczoną rusztowaniem figurę Matki Boskiej która za jakiś czas po restauracji będzie wyglądała pięknie bo gdy widziałem ją ostatni raz była tak brudna i pokryta pyłem, że zlewała się ze stanowiącymi tło skałami. Skręcam z asfaltu. Dziś mijam zamek który zwiedzałem w lipcu i idę dalej w stronę centrum Ojcowa. Przechodzę między najbardziej okazałymi budynkami Hotelu Kazimierzowskiego i Muzeum Przyrodniczego które polecam do odwiedzenia. Na szerokiej alei ocienionej majestatycznymi drzewami mijam Elę ze swoimi pociechami stojącą przy wózku z obwarzankami. Słyszę ich cenę, ale mój mózg jej nie przyjmuje. Dociera do mnie jeszcze zdanie którym kwituje tranzakcję Ela zakończone "łacińskim" określeniem najstarszego zawodu świata i gonię dalej Przewodniczkę. Doganiam nie spieszącą się nigdzie Marzenę, a po chwili dogania nas Ela. Pytam się jej czy dobrze usłyszałem cenę obwarzanka. Tak potwierdza, że kosztują tutaj SZEŚĆ złotych. O Kurpie i Kujawy usmieszek (1 kB).
Dobrze, że się nie skusiłem. Teraz pewnie delektowałbym się każdym kensem rozkładając tą luksusową przyjemność na jak najdłużej. Docieramy do stawu z pstrągami zbudowanego poniżej Skały Jonaszówka gdzie zostaje zarządzona przerwa. Fajnie, że jesteśmy tu tak wcześnie i w sumie już po sezonie bo unikamy tłumu ludzi który przewalał się tu w lipcu. Zgodnie z planem kwadrans po godzinie dziesiątej ruszamy dalej. Po kilkuset metrach docieramy do monumentalnej skalnej bramy zwanej Krakowską. Tutaj była zarządzona zbiórka grupy żeby można zrobić sobie zdjęcie grupowe przy czerwonej tablicy Ojcowskiego Parku Narodowego. Po grupówce próbuję zrobić zdjęcie bramy bez ludzi, ale jest to prawie, że nie wykonalne, a na czekanie aż nie będzie bohaterów niezależnych nie mam czasu. Przechodzę przez bramę i wchodzę na chyba najładniejszy odcinek dzisiejszej wycieczki poprowadzony między skałkami w pięknym lesie który pamięta pobyt tutaj króla Władysława Łokietka. Ma on tutaj swoją jaskinię w której się ukrywał. Niestety dziś nie ma czasu żeby odbić do niej i ją zwiedzić. Dalszy odcinek szlaku jest poprowadzony wzdłuż pól i łąk obchodząc miejscowość Czajowice. Dochodzimy do drogi nr 94 którą przekraczamy i w miejscowości Lepianka przy stacji benzynowej doganiamy większą część grupy która zrobiła sobie śniadanie na trawie. Korzystając ze stołu piknikowego i zielonej trawki pałaszują niesione w plecakach smakołyki oraz zakupione na stacji lody, napoje chmielowe i inne słodycze. Szefująca dziś Marzena sprawdza jak nam idzie. Okazuje się, że jesteśmy tutaj wcześniej niż zaplanowała więc możemy sobie pozwolić na nie przewidywaną przerwę. Parenaście minut po wybiciu południa ruszamy dalej asfaltowymi uliczkami. Mijamy kolejną atrakcję Jury której dziś nie odwiedzimy Jaskinię Nietoperzową i dochodzimy do widocznych ze szlaku robiących wrażenie kamiennych ścian. I tutaj następuje dylemat czy iść szlakiem żeby mieć go zaliczonego całego czy wybrać przygodę dziką ścieżką. Większość z nas odbija od szlaku i zmierza ku skałkom opanowanym przez wspinaczy. Ci chyba wątpią w nasze umiejętności bo kierują nas na ścieżkę poprowadzoną niżej u podnóża skał. Przechodzimy przy skałach o ciekawych nazwach Przedszkole, Łabajowa Baszta, Mur Skwirczyńskiego, Misiaczek, Dwie Wieże jak u Tolkiena. Mamy nawet okazję trafić jak w Tatrach pod Turnie, Wielką i Małą. Pod nimi się zatrzymujemy i możemy posłuchać Marzeny opowiadającej o budowie geologicznej i powstaniu Jury. Wracamy na niebieski szlak i docieramy do Doliny Będkowskiej która nazwę wzięła od przepływającego przez nią potoku Będkówka do którego źródła początkowego docieramy. Jest ono pomnikiem przyrody i w małym rozlewisku widać wyraźnie wypływ wody wydostającej się przez piaszczyste dno. Może nie jest to tak imponujące jak tatrzańskie wywierzyska, ale i tak fajnie coś takiego zobaczyć. Na razie idziemy cały czas obok coraz bardziej poszerzającego się potoku zasilanego przez kolejne malutkie dopływy. Docieramy do głównej części Doliny Będkowskiej gdzie szlak jest niestety poprowadzony asfaltową drogą i oprócz nas na szlaku pojawiają się również samochody i rowerzyści. Dookoła nas wśród drzew i krzaków są ukryte skały o najróżniejszych nazwach. Mnie chyba najbardziej urzekła stojąca obok Babki Dupeczka usmieszek (1 kB). Przy tych właśnie skałach opada wodną kaskadą największy na Jurze wodospad. Mający cztery metry Szum. Po skończonym zachwycaniu się nad jego urodą mamy do przejścia raptem kilkaset metrów do kolejnej jedynej na Jurze atrakcji. Jest nią Schronisko Brandysówka. Tutaj mamy godzinną przerwę obiadową. Zamawiam cudownie smakującą zupę ogórkową i równie dobre naleśniki po meksykańsku. W niedzielne popołudnie jest tu tłum ludzi, aż nie chce sobie wyobrażać co tu się dzieje w wakacje. Kwadrans przed godziną piętnastą ruszamy w dalszą drogę asfaltówką odbijaąc tylko na chwilę przy wylocie Doliny na szlak żółty żeby zobaczyć kolejną skalną bramę. Brama Będkowska z powodu tego, że jest mocno zarośnięta nie robi takiego wrażenia jak Krakowska. W czasie powrotu do szlaku niebieskiego mam niespodziewane spotkanie. Z naprzeciwka widzę nadchodzącego kolegę ze szlaków górskich Waldka. Obaj jesteśmy zaskoczeni i zdziwieni swoją obecnością prawie, że na nizinach bo raczej widzimy się na trasach gdzie zdobywamy punkty GOT. Niestety mnie goni czas więc gadamy tylko chwilkę i już muszę gonić peleton. Cały czas korzystając ze zdobyczy cywilizacji w postaci asfaltu dochodzimy do miejscowości Łączki Kobylańskie gdzie nagle cywilizacja się kończy, a my zaczynamy "walkę o życie" usmieszek (1 kB). Trafia nam się wąziutka, momentami pochylona ścieżynka, coraz bardziej śliska od padającego od kilkunastu minut deszczu. Odpinam od plecaka kijki jak dotąd odpoczywające po trudach dnia wczorajszego. Szczytem jest obejście zaoranego pola dookoła którego jest poprowadzony szlak. Szlak który gospodarz dokładnie zaorał włączając go do swojego areału. Dobrze, że deszcz jest przelotny bo inaczej do jego przejścia potrzebne by były gumofilce, a nie niskie podejściówki. No dobra udaje się pokonać część terenową wycieczki i wracamy do cywilizacji dochodząc do Brzezinki. Tu zaczyna się dla mnie wysyp przeszkód w postaci najróżniejszych kapliczek i krzyży przydrożnych. Do każdej muszę podejść, oglądnąć, znaleźć jakiś smaczek. I tak jest aż do Rudawy gdzie przy odrestaurowanym poniemieckim biernym schronie piechoty (dla ludzi normalnych usmieszek (1 kB) bunkrze) robimy sobie przerwę. Niestety schron jest zamknięty. Można tylko wejść do otwartego stanowiska dla karabinu maszynowego. Do podobnego schronu udało mi się wejść kilka tygodni temu na innej wycieczce Matragony. Ten tutaj stanowił kiedyś jeden z elementów niemieckiej linii obrony razem z innymi sześcioma obiektami aktualnie ukrytymi na okolicznych posesjach. Po przerwie do przejścia zostaje nam ostatni odcinek do dworca PKP żeby wszyscy chętni mogli dojść do końca/początku niebieskiego szlaku prowadzącego po Warowniach Jurajskich i zrobić sobie pamiątkową fotkę. No dobra pogoń za kropką zakończona jeszcze tylko powrót do Krakowa i koniec kolejnego intensywnie spędzonego weekendu.

Dziękuję
Endrju Szczypiorek

skala01 (249 kB) Linia
Relacja fotograficzna - Helena Grzywacz
Linia
copyright