Lp. | Nazwa drużyny | Prowadzący |
1. | MOZ NSZZ „Solidarność” ArcelorMittal Poland S.A. Kraków | Ryszard Wawiórko |
2. | NSZZ SOLIDARNOŚĆ 80 Małopolska MSP S.A. | Eugeniusz Hlek |
3. | Stalprodukt Bochnia drużyna 1 | Ireneusz Dudek |
4. | Stalprodukt Bochnia drużyna 2 | Stanisław Broszkiewicz |
5. | Koło PTTK TRAMP przy CMC Sp. z o.o. w Zawierciu | Jadwiga Jeziorko |
6. | Klub Wędrowcy Kraków | Jacek Wiechecki |
Meta – czyli wielki finał
|
Beskid Niski, czyli magiczna kraina Łemków i Pogórzan, stał się centrum 56. Ogólnopolskiego Centralnego Rajdu Hutników organizowanego przez Hutniczo-Miejski Oddział PTTK w Krakowie. Wszystkie trasy rajdowe wiodły do Wysowej-Zdroju, gdzie w Ośrodku Wypoczynkowym „Cztery Pory Roku” turyści z różnych oddziałów spotkali się na mecie rajdu i rywalizowali w konkursie wiedzy i turniejach sprawnościowych.
Czwartek. Pierwszy dzień rajdu to zderzenie krakowian z Beskidem Niskim. Niektórzy byli tu pierwszy raz. Zdziwienie na widok krów pasących się na polach, zdjęcia robione przydrożnym krzyżom, szczególnie łemkowskim, brodzenie po łąkach pełnych kwiatów i spojrzenia w dal – na cerkwie odcinające się wśród zieleni pagórków.
Ruszamy z Hańczowej przez Kozie Żebro do Wysowej. Wioska znana z pobytu Jana Pawła II, tutaj, przed laty, w czasach, gdy nikomu nie śniło się, że będzie papieżem. W Hańczowej zatrzymał się na nocleg w starej szkole u dyrektora Śliwińskiego i odprawiał mszę na polowym ołtarzu.
Sprzed szkoły w Hańczowej szlak czerwony prowadzi na Kozie Żebro 847 m. Czas dojścia: 1 godz. 30 min., nam zeszło dłużej, bo grupa była bardzo różna kondycyjnie. Na szczycie chwila wytchnienia, ogrom robionych zdjęć na tle tabliczki z nazwą góry i wysokością. A w sobotę na turnieju wiedzy nijak nie mogłam przywołać z pamięci dokładnej wysokości Koziego Żebra, bo takie było jedno z pytań.
Dlaczego taka nazwa? Dawno, dawno temu austriaccy kartografowie znaleźli na szczycie szkielet sarny, zwanej potocznie kozą. I nadali nazwę Kozie Żebro.
Piątek. Mieliśmy zaprawę na Kozim Żebrze to z Lackową nie będzie problemu – myślimy. Ruszamy z Izb. Pogoda cudna, tarzamy się w wysokiej trawie, podziwiamy soczystą zieleń pagórków. Miny rzedną, gdy zaczyna się podejście pod górę - najbardziej strome w Beskidzie Niskim – krok za krokiem, kamień, konar, kamień, konar i cały czas w górę. Przed oczami widać tylko buty poprzedzającej osoby.
- Ten Beskid wcale nie taki niski – słyszę za plecami komentarz poprzedzony sapaniem.
Wysoko, na linii horyzontu widzę niebieską koszulkę Marka - wicekomandora rajdu.
– Ten to skacze po kamykach jak kozica – myślę. I zazdroszczę.
Szef Wędrowców co jakiś czas czeka na swoich ludzi. I znowu pod górę. Ula wynalazła sposób łącząc przyjemność z udogodnieniem. Otóż Staś idzie za nią krok w krok i popycha ją do góry za pośladki.
A na szczycie czeka na nią niespodzianka. Jacek – główny Wędrowiec, czyli prezes naszego klubu – wręczył jej plakietkę Klubu Górskiego Wędrowcy. Ula jest nowym nabytkiem, bo zapisała się do klubu dwa dni przed rajdem.
– Będziesz pamiętać do końca życia, że na najwyższym polskim szczycie Beskidu Niskiego wstąpiłaś do Wędrowców – gratulował zdobycia pierwszej poważnej góry.
Zziajana Ula miała siłę tylko się uśmiechnąć. Staś „Pchacz” też.
Zaliczamy Ostry Wierch – drugi co do wysokości szczyt polskiej części Beskidu Niskiego i przez Cigelke schodzimy do Wysowej-Zdroju.
- Dwa najwyższe szczyty tego terenu w jeden dzień, ho, ho, dobra statystyka przejść – myślę.
Wieczorkiem we wiacie pod gwiazdami tańce, gitara i śpiew. W roli głównej kwartet: szalona Iwonka, subtelny Grzesiek, roześmiany Marek i melancholijny Paweł. Są skrajnie różni, ale razem tworzą grupę, która muzykując porusza dusze. Można ich słuchać bez końca. Jutro wielki finał rajdu: planujemy kto będzie rzucał kapeluszem hutnika, kto toczył piłkę miotłą, a kto strzelał z łuku. Jacek na turniej wiedzy zabiera siekierę, mam więc tremę, bo w nim uczestniczę, a chłopa z takim rekwizytem nigdy nie można być pewnym. No i oczywiście Lajkonik. To Teresa.
Sobota. Zaledwie 3 km od Wysowej, w przygranicznym pasie ze Słowacją, leży święte miejsce Łemków – Góra Jawor. Tu mieszkankom Wysowej objawiła się Matka Boża. W 1929 roku konsekrowano kaplicę Opieki Matki Bożej. Po dziś dzień na Górę Jawor przybywają pielgrzymi z całego świata. Pamiątką po pielgrzymach pozostają krzyże ustawione obok kaplicy.
Oczywiście pijemy wodę z cudownego źródełka na Górze Jawor, opuszczając wiadro na łańcuchu na dno studni. Idziemy czerwonym szlakiem na Cigelkę i zielonym wracamy do Wysowej. Po drodze Jacek pokazuje i nazywa szczyty na linii horyzontu, podziwiamy panoramę słowackiej części Beskidu Niskiego.
Na Górze Jawor, na Cigelce masa ludzi. Jacek co krok spotyka swoich znajomych.
- Cześć, dzień dobry, hej, skąd jesteście – słychać krok za krokiem.
Pod wiatą rozmowy różnych grup, powitania, wymiana wrażeń.
- Tyle ludzi nigdy tu na szlakach nie widziałam, a mieszkam w Beskidzie od 10 lat – myślę.
W tłumie gubię Stasia. Specjalnie i bez wyrzutów sumienia. To maskotka grupy, facet z dużym poczuciem humoru i dużą potrzebą mówienia. Bo ja… chcę popatrzeć na las, posłuchać swoich myśli, delektować się ciszą. Sielankę przerywa padający, coraz mocniej, deszcz.
Mówi się, że tu wrony zawracają, że to koniec świata. To prawda. Ale to bardzo urokliwy koniec świata. Pieszo można przekroczyć granicę w trzech miejscach: Blechnarce, Cigelce, Regetovce. Wysowa to idealna baza wypadowa dla turystów pieszych, rowerzystów i miłośników jazdy konnej. Zimą świetne miejsce dla narciarzy na biegówkach. Na smakoszy czeka łemkowskie jedzenie w „Gościnnej Chacie”, dla kuracjuszy – jest Park Zdrojowy i piękna pijalnia, dla pływaków - Park Wodny z sauną i masażami. Ludzie z zamiłowaniem do historii mogą wędrować po okolicy i szukać śladów szańców konfederatów barskich lub okopów z największej bitwy frontu wschodniego I wojny światowej – bitwy pod Gorlicami. Dobrze patrząc i mając nieco szczęścia można znaleźć łuskę od naboju.
Wysowa-Zdrój o każdej porze roku jest inna. Ale jest jedna rzecz, która łączy wszystkie pory roku w Wysowej. To cisza. W wysowskiej ciszy można odnaleźć siebie.
Niedziela. Ostatni dzień. Co można jeszcze zobaczyć typowego dla tego terenu? Jedziemy do Kwiatonia. Do cerkwi św. Paraskewii. Przewodnik Jan Hyra pięknie opowiada o Łemkach, o historii cerkwi, o kulturze łemkowskiej. To najpiękniejsza cerkiew zachodniołemkowska, w 2013 r. została wpisana na listę światowego dziedzictwa UNESCO.
Kolejna miejscowość, której nie można pominąć będąc w Beskidzie Niskim to Łosie.
Oglądamy cerkiew grekokatolicką p.w. Narodzenia Bogurodzicy. Pokazuję plebanię – tam mieszka ksiądz z żoną. Dla niektórych totalne zaskoczenie.
– To ksiądz ma żonę?
Ksiądz grekokatolicki może mieć żonę, musi jednak ślub zawrzeć przed przyjęciem święceń kapłańskich. Żonaty kapłan nie może zostać biskupem.
I ewenement tego regionu – jedyna w Europie Zagroda Maziarska jest w Łosiu. Dowiedzieliśmy się, że maziarz handlował mazią i smarami, które używane były do smarowania osi wozów oraz jako lek na choroby skóry, że Łosie od pięciu pokoleń jest najbogatszą wsią łemkowską i że wozy maziarskie jeździły przed 1914 r. z Łosia aż do Budapesztu i Debreczyna.
Koniec rajdu. Autobus z moimi Wędrowcami wraca do Krakowa, ja -zostaję. Patrząc na machające mi przez okno dłonie zastanawiam się ilu z nich tu powróci, bowiem starzy ludzie w Wysowej-Zdroju powiadają, że kto raz przyjechał w Beskid Niski to będzie zawsze tu wracał.
Ewa Bugno