kontur (2 kB)

V CENTRALNY RAJD HUTNIKÓW
"Pieniny 67"

ZAKOŃCZENIE V  CENTRALNEGO RAJDU HUTNIKÓW.

V CENTRALNY RAJD HUTNIKÓW "PIENINY 67" zgromadził na kilku malowniczych szlakach turystycznych ponad 900 osób, z czego aż 725 startowało w dyscyplinie turystyki górskiej.
Przytaczamy relację jednej z uczestniczek kol. W. Czyż z tej pięknej hutniczej imprezy z trasy dwudniowej, wiodącej z Rytra, przez Przehybę, Krościenko do Sromowiec Niżnych, a następnie tratwą do Szczawnicy.

RYTRO. Punkt wyjściowy. Kierowca bezwzględnie wysypuje nas z autobusu w dogodnym dla siebie miejscu. Nie, pod szkołę, już nie pojedzie, bo mu się spieszy. Odrywam się od tłumu i łączę z grupą,do której przypisane jest moje nazwisko. Idziemy luźno, swobodnie, nawiązujemy dyskusję turystyczną i staramy się wzajemnie poznać. Przed nami kilkugodzinna wędrówka.

Temperatura wzrasta. Słońce coraz intensywniej opiera na nas swoje promienie. Wymieniamy więc "pozakrzakowo" część garderoby na krótszą i przewiewniejszą. Po chwili idziemy dalej. Grupy rozsypują się w zależności od temperamentu i upodobań turystów. - Ta wybrała się w takich butach, ciekawe jak w nich dojdzie. Tamta ubrała sukienkę, szkoda, że nie spodnie. Ci zabrali dziecko, jak dojdą z tym dzieckiem. Inni wzięli psa, a pies ma krótkie nogi. Na pierwszej polance odpoczynek konsumpcyjny. Siadamy odruchowo na czym kto może. Siadają wszyscy, którzy stopniowo dochodzą. Pękają jajka, sieją się skorupki, pestki, papierki, niby niechcąco, bo któż tego nie wie, że nie pozostawia się po sobie tego rodzaju znakowania trasy? Stopniowo podnoszą się grupki ludzi i ruszają w dalszą drogę.

Pierwsze podejście jak zwykle najwięcej forsowne. Buntują się nieprzyzwyczajone nogi. Wypchane plecaki bezwzględnie utrudniają podejście, a bezmyślnie zabrana torba swoim cienkim uchem wpija się raz w jedno,raz w drugie moje ramię. Udało jej się ulokować w swoim wnętrzu fragment mojego dobrego humoru. Nad naszymi głowami czarna, brzęcząca aureola much. Przehyba! Szczyt zdobyty. Sapiemy zwycięsko. Rozciągamy koc, a na nim siebie w powiewach wiatru, w blasku słońca. Później długo, długo jemy, oddychamy rześkim górskim powietrzem, patrzymy na malowniczą panoramę lesistych stoków i w oddali rysujące się na horyzoncie tatrzańskie turnie. Chciałoby się ją jak gdyby wywalać i utrwalić na zawsze. Po kilku godzinach marszu dobijamy do Krościenka, gdzie w PTTK otrzymujemy skierowanie na nocleg. Przyjęcie przez gospodarzy mile. Pokój typowo zarobkowy. Niewygodne łóżka, nieświeża pościel, mycie w potoku. Wyciągamy zmęczone nogi z westchnieniem ulgi i zapadamy w turystyczny sen. Rano pieją koguty i pada deszcz. Gospodarz niczym Wicherek zapowiada nam stopniowe przejaśnienia z możliwością niewielkich opadów. Już tylko rosi. Dziękujemy za gościnę i mleko prosto od krowy.

Powoli podchodzimy na Przełęcz Sobczańską. Pięknie ukwiecone łąki wywołują zachwyt i pragnienie rozbicia tu namiotu. - Och, tu, tylko tu, najlepiej we dwoje i... księżyc. Pragnienie to natychmiast gasimy czymś w rodzaju maślanki od autentycznych góralek na szczycie. Odpoczynek. Seria zdjęć i dumne urzekające Trzy Korony. Zawsze te same, a równocześnie ciągle inne. Ostatnie zejście do Sromowiec Niżnych. Miła niespodzianka. Na trasie spotykamy I Sekretarza KF PZPR tow. TADEUSZA WACHOWSKIEGO, sekretarza Rady Zakładowej Kombinatu ANTONIEGO DAŁKOWSKIEGO i prezesa Oddziału PTTK HiL mgr inż. STANISŁAWA SUCHOŃSKIEGO, którzy nie zważając na wzmagający się upał ochoczo podążali na Trzy Korony. Chwila pogawędki, pamiątkowe zdjęcia i dalej w drogę.

W Sromowcach zakończenie rajdu. Odznaki "Pieniny 67", losy szczęścia, punkty na GOT i bigos.Słońce za chmurami. Opalanie mamy już z głowy. Siedzimy nad Dunajcem i zniecierpliwieni oczekujemy na tratwy. Nareszcie spływamy. Urocze widoki zmieniają się jak w kalejdoskopie.- Po której stronie zostanie ta góra, a ta po której? Góral - przewoźnik szuka u nas entuzjazmu. Nadrabiamy miną żeby mu zrobić przyjemność. Przełom nam się oczywiście bardzo podoba, ale nawet zachwycać się nie można zbyt długo, bo oto i Szczawnica. Miejsce odjazdu. Nasze pożegnalne spojrzenia z autobusu przysłania deszcz,-Spojrzę kiedyś na zdjęcie z rajdu, na uśmiechniętą twarz z rozwianymi włosami i odnajdę wspomnienie.

Jak w poprzednich latach Komandorem Rajdu był Adolf Roman.
Z licznego grona organizatorów, "Głos Howej Huty" wyróżnił: Antoniego Dałkowskiego, Władysława Frączka, Czesława Gierulskiego, Antoniego Kruczka oraz Zygmunta Matuszewskiego.

Zakończenie rajdu odbyło się w Sromowcach.

Linia
Powrót
Linia

kontur (2 kB)
copyright