kontur (2 kB)

Czasopismo: Magazyn turystyki górskiej npm.
Data publikacji: Lipiec 2005
Autor: Stanisław Grabowski

SPOD WAGI

Koniec września. czas sprzyjający tatrzańskim eskapadom: ludzi na szlakach mniej, powietrze zimniejsze, a słońce nie spala skóry. Rozpatrując swoje białe plamy w słowackich Tatrach natknąłem się (na mapie) na Małą Wysoką - 2429 m n.p.m. Tam jeszcze nie byłem, choć rok wcześniej byłem blisko, na Przełecz Polski Grzebień, wychodząc z południowej strony, od Wielickiego Stawu. Może by tak teraz spróbować dojścia od północy? W ciągu jednego dnia tam i z powrotem? Trzeba dojechać do Łysej Polany, przekroczyć granicę polsko-słowacką i pomaszerować niebieskim szlakiem na Polski Grzebień. Sprawdziłem w przewodniku - do przełęczy jest 13,5 km plus znaczna różnica wzniesień, a stamtąd jeszcze wydrapanie się na Małą Wysoką (no, wcale nie taką małą!). W sumie 1,5 km wysokości do pokonania i wg opisu w literaturze bite 10 godzin tam i z powrotem.
Telefony: do Ryśka - nie ma go, do Gienka - wyjechał z Krakowa, do Adama - odradza. Wziąć żonę? Idąc jej tempem, nie zdążylibyśmy przed zmrokiem. Może wobec tego nigdzie nie jechać?

W piątek wieczorem przeglądnąłem prognozy pogody na wszystkich możliwych kanałach. Będzie na pewno słonecznie, ale mogą być w najwyższych partiach gór resztki pierwszego śniegu, jaki spadł 2 tygodnie temu. Następnego dnia o wpół do szóstej zbudziłem się i już wiedziałem, że pojadę sam, ku szczytom i skałom, ku widokom i wiatrom.

Podróż maluchem do Łysej trwała niewiele ponad 2 godziny. Krótko zastanawiałem się, czy auto zostawić przed przejściem granicznym, czy za granicą na płatnym parkingu. Zaryzykowałem i wykorzystałem wolne miejsce po polskiej stronie, choć informacja zezwalała na postój do pół godziny.

Pokazanie paszportu, most graniczny, skręt w prawo i już sunąłem drogą, w rześkim powietrzu w Dolinie Białej Wody, największej i najwspanialszej z dolin Tatr Słowackich.

Na początku miotały mną dwie sprzeczne tendencje; pierwsza - iść jak najszybciej i rozgrzać się, oraz druga - zacząć wolno, rozkręcać się, bo droga daleka. Zrobiłem tak jak mi doświadczenie kazało, czyli wariant drugi. Ale już po kwadransie musiałem zrzucić skafander. Mając po prawej ręce bystro płynącą Białkę, wyciągałem krok, aby szybko gubić pierwsze dość płaskie kilometry.
Polana Biała Woda, pusta i uśpiona. Otwarły się widoki na południe, na szczyty w grani głównej, polskie i słowackie. Przed następną, piękną Polaną pod Wysoką, wyprzedziłem i pozdrowiłem Słowaka, który mozolnie pokonywał drogę, innego schodzącego w dół wyminąłem.

Wreszcie pierwszy postój, po 2 godzinach od Łysej. Parę łyków płynu izotonicznego, garść rodzynek i po 5 minutach dalsza wspinaczka. Seria zakosów wyprowadza na złączone progi dwóch dolin Litworowej i Kaczej. Sceneria jest prawdziwie wysokogórska. Za chwilę Litworowy Staw. Rozglądam się wkoło zdumiony potęgą gór, rozkładam mapę i identyfikuję piękną Hrubą Turnię, masywy Rysów, Ganku, Rumanowego.

Jeszcze jedno krótkie wspięcie i znajduję się nad Zmarzłym Stawem; woda jest nie zamarznięta, a jej zielony kolor kontrastuje z błękitem nieba i...cienką pokrywą śnieżną wokoło. Więc trzeba iść ostrożniej, ślisko. Między Rohatką, a Polskim Grzebieniem, gdzie pojawia się odgałęzienie zielonego szlaku, skręcam w prawo. Dróżka jest nieprzyjemna, stroma, przez chwilę zastanawiam się, czy iść dalej?

Jest cienka warstwa śniegu, na niej ślady stóp, gdzieniegdzie wystaje skała. Wspinam się jednak pomału z pomocą rąk.
Już widać turystów powyżej - na przełęczy. Jeszcze parę minut i zmiana nastroju. Polski Grzebień: skała jest sucha, wielu Słowaków wychodzi tu z Doliny Wielickiej. Słońce opiera się na wietrznej grani; na szlaku ku wierzchołkowi Małej Wysokiej spory ruch. Kolorowo ubrani schodzą i wychodzą coraz to nowi turyści. Większość jednak nie pozdrawia się.

Wyżej już nie można, - udało się! Panorama jest dookolna; po jednej stronie króluje Gerlach, po drugiej Lodowy i Łomnica. Dałem sobie pół godziny podniebnego relaksu, ale trzeba schodzić. Na przełęcz bez problemów, potem do Zmarzłego Stawu znowu ostrożnie, pomocny jest kijek teleskopowy. Jeszcze rzut okiem na północno zachodnie zerwy Małej Wysokiej. Byłem tam! - uczucie satysfakcji, ale od stawu nogi muszą nieść szybko w dół.
W drodze powrotnej mijam turystów, którzy dopiero wychodzą do góry. Wyprzedzam też parę osób, które schodzą do Łysej.
Już wiem, że zdążę przed czasem. Nagle po wejściu na Polanę Białej Wody widzę z przodu sylwetkę, która nie daje się szybko dogonić. Sylwetka ma rude, rozwiane włosy. Dziewczyna idzie tak szybko? Mija może dziesięć minut, zrównujemy się.
- Dzień dobry.
- Dzień dobry - pada odpowiedź.
Mam już przejść dalej, ale przychodzi mi jeszcze do głowy z głupia frant pytanie:
- Skąd Pani idzie ?
- Spod Wagi.
- Spod Wagi? (szybko odtwarzam w pamięci tatrzańskie szlaki i coś mi tu nie pasuje).
- Tak, ale musi Pan wiedzieć, że mam kartę taternika, szłam pod Wagę przez Ciężką Dolinę znaną mi percią. Chciałam od Wagi złapać czerwony szlak na Rysy, przekroczyć granicę i zejść do Morskiego Oka. Było zbyt ślisko, komórka bez zasięgu, szłam sama. Wycofałam się i wracam do Łysej.
Ruda wyraża mi pewne uznanie za dobrą kondycję, jaką wykazałem przy zdobyciu Małej Wysokiej. Wystarczyło 7,5 godziny.
- Jak Pan trenuje? Żartuję, że trenuję tylko w zimie, a latem czerpię z tego korzyści.
Dochodzimy razem do granicy.
- Proszę mi jeszcze powiedzieć, gdzie Pani się wspinała?
- W kraju czy za granicą?
- Może za granicą?
- Jestem pierwszą Polką, która zdobyła Vinson, najwyższy szczyt na Antarktydzie. Na Evereście byłam na wysokości 7400 m, ale nikt z tej ekipy nie zdobył szczytu...
Do widzenia ! Każdy skręca w swoją stronę.
W domu znalazłem w dostępnych publikacjach, kim była Ruda, a moje wejście na Małą Wysoką nabrało znacznie skromniejszego wymiaru.

Linia
Powrót
kontur (2 kB)
copyright