kontur (2 kB)

Czasopismo: "Na Szlaku"
Data publikacji: Lipiec - Sierpień 2002
Autor: Stanisław Grabowski

Małe szlaczki Beskidu Niskiego

Na wiosnę lubię wyjeżdżać na 2-3 dni do Wysowej, obecnie już Wysowej - Zdroju, bo wabi mnie tam świeża zieleń, niskie ceny w kempingowym ośrodku wczasowym "Zacisze" w Dolinie Łopacińskiego i oczywiście wachlarz wspaniale smakujących wód mineralnych. Bez recepty i bez ograniczeń piję chętnie zarówno w Parku jak i na wycieczce z butli.
Wody wysowskie to szczawy wodorowęglanowo-chlorkowo-sodowe z domieszkami magnezu, wapnia, bromu jodu, arsenu, żelaza. Silnie zmineralizowane nie nadają się do przewożenia i przechowywania, bo mętnieją i wytrącają osad, ale słabego np. Józefa I, zawsze przywożę parę litrów do domu. Oprócz rozmaitości wód cieszy ich łatwa dostępność - wszystkie w Parku, w stylowych altankach, bez recepty. Ogółem stwierdzono występowanie ponad 20 źródeł, a udostępniono aktualnie 6: Franciszek,Aleksandra, Józef I, Słone, Józef II, Henryk a są jeszcze Anna, Władysław, Bronisław. Niektóre bardzo wydajne, co stanowi dodatkowy atut uzdrowiska. Udokumentowane źródła podają, że już w XVIII w. właściciele Wysowej (np. wojewoda bracławski) zażywali kąpieli.
Ale ja przecież przyjechałem również po to, aby połazić po górkach Beskidu Niskiego, a zwłaszcza odbyć nową drogę przemalowanym czerwonym szlakiem na stromą ze wszystkich stron, podobną do kopy siana Rotundę (771 m). Nie mogłem tam być w marcu br. razem z kolegami z KTG z O/PTTK przy HTS i teraz to uzupełniam.
W maju 2000 idąc głównym szlakiem beskidzkim z Izb do Ropek natknąłem się na trójkę gorlickich znakarzy, którzy fachowo konserwowali szlak. Pogadaliśmy co nieco, przypomniałem sobie znajomych, których oni też znają, a potem dowiedziałem się, że właśnie parę dni temu zmienili przebieg w/w odcinka.Na mojej mapie nanieśli długopisem poprawkę (dobrze, że nie pędzlem!). Dojeżdżam w maju 2002 z Wysowej do Regietowa razem z Krysią, Mateuszem i kolegą Stefanem; zatrzymuję się w dolinie potoku Regietówka przy zejściu czerwonego szlaku z Koziego Żebra (848 m). Szlak teraz skręca w prawo i po kilkudziesięciu metrach schodzi w lewo, przekracza czysty potok i zaczyna się rozgrzewka - pięcie pod górę; ok. 250 m różnicy wzniesień, cały czas mieszanym lasem, wyraźnie przedeptaną drożyną. 3 - cio majowy upał daje się przeżyć. Na szczycie spotykamy grupkę rozebranych turystów siedzących na zarośniętym, jeszcze widocznym wale cmentarza z I wojny światowej. Fotografuję sterczące resztki z 5-ciu kamienno-drewnianych wież/pomników stojących wewnątrz cmentarza.

Umierający cmentarz na Rotundzie.

Tabliczka sygnowana: SKPB Warszawa (najpewniej Studenckie Koło Przewodników Beskidzkich) informuje o miejscu spoczynku żołnierzy austriackich, niemieckich, rosyjskich i przypomina, że twórcą tej architektury był Jugosłowianin Dusan Jurkowic. Po wielkiej bitwie gorlickiej z 2 maja 1915 roku i przesunięciu frontu, specjalny austriacki oddział wojskowy nie tylko grzebał żołnierzy, ale i stawiał pomniki. W latach powojennych dwaj oficerowie austriaccy wydali nawet monumentalne dzieło opisujące m.in. miejsca pochówku bohaterów.
W tym miejscu mam mieszane odczucia, czyi to byli bohaterowie? Zaborczych cesarzy? Wiadomo, że wielu żołnierzy było Polakami, bili się bo musieli, a obcy generałowie planowali im kampanie.
Myślę, że na polskiej ziemi, gdzie mieszała się historia, to trzeba ją dokładnie komentować. Na szczyt Rotundy wychodzą nowi turyści, niosą spore plecaki, a jednemu z nich, który patrzy na wykuty w kamieniu napis w języku niemieckim sprzed ok. 87 lat, wyjaśniam od razu na jego zapytanie tragiczną, naszą, a nie obcą historię.
Schodzimy z Rotundy do Zdyni dalej czerwonym szlakiem, napotykając nowych plecakowiczów. Zdziwiłby się Władysław Krygowski, który w swoim przewodniku pisał: "Rotunda należy do rzadko zwiedzanych szczytów, choć godna jest poznania".
Po wyjściu z lasu, w oddali widzimy drogę Gładyszów - Konieczna, na poboczach świeże ślady jej poszerzania, bo bliska granica ze Słowacją zobowiązuje do podniesienia standardu i położenia nowego asfaltu. Widać jadące samochody. Ale mnie nie interesuje turystyka alkoholowa, jaką uprawiają liczni Polacy wydający złotówki już za szlabanem.
Do Regietowa postanowiliśmy wrócić innym szlakiem, a raczej bez kolorowego szlaku. Widać wyraźnie drogę, która prowadzi ze Zdyni-Ługu w kierunku zachodnim, a z mapy wynika, że prowadzi również między kopę Rotundy, a jej miniaturkę po stronie południowej (Dział 712 m). Skręcamy na nią mocno na prawo i potem trzymamy się cały czas dna potoku Sidława i kierunku południowo zachodniego, bo jak zwykle są rozwidlenia, a nie ma czasu na pomyłki. Droga coraz mniej widoczna, pniemy się do góry, potok zostaje gdzieś po lewej ręce w dole. Czy trafimy prosto na przełęcz (603 m) między kopami? Ostatni krótki odcinek przez grzbiet to szlak "jeleni" i zejście na dół - przełęcz została po lewej i wychodzimy niespodziewanie na wygodną dróżkę leśną, którą skręcamy w prawo, a dalej schodzimy prosto bez zmiany kierunku, do "głównej" drogi prowadzącej z Przełęczy Regietowskiej. Tutaj jest już żółty szlak i nim znowu w prawo ok. 2 km do Regietowa. Koniec marszu po obwodzie trójkąta. Obliczam potem punkty GOT: jest 16. Rzeczywiście mały szlaczek, ale godny polecenia.
Mniejszy szlaczek zrobiliśmy następnego dnia w poszukiwaniu wodospadu i siarczanego źródła, jakie wymienia Stanisław Kłos w swoim przewodniku opisując okolice Uścia Gorlickiego.
Jadąc z Wysowej należy 2 km przed Uściem skręcić na drogę do Florynki i po ok.3/4 km opuścić pojazd w przysiółku Kijów. Po lewej ręce mamy długi, zalesiony grzbiet Bordiów Wierchu (755 m), przez który przebiega niebieski szlak Wysowa - Grybów. Lokalizujemy wąski przesmyk między Kiczerą (654 m) a Groniem (743 m). Najpierw polami, a potem lasem prowadzi wąska droga. Po prawej ręce bystry potoczek, szukamy więc wzrokiem wodospadu. Jest ! Na 2 - 3 metrach woda przelewa się w dół przez bloki piaskowca. Idziemy dalej do góry, droga leśna rozwidla się wkrótce, wybieramy wariant w lewo i jeszcze ok. 200 m pod górę. Jest piękna śródleśna polana, pochyła niczym rynek w Gorlicach. Obchodzę ją sam z zaciekawieniem, znajduję ambonę myśliwską i stary dach od jakiegoś fiata z pozostawionymi słupkami. Dach zardzewiały, z dziwnymi paskami na wierzchu. Wracam pod wodospad; ale co to? Z oddali słychać miarowy warkot motoru, zbliża się pomału do nas. Spoza zakrętu wytacza się traktorek ciągnący długie patyki; od razu widać, że traktorek jest domowej roboty.
Dzień dobry! Nawiązuję rozmowę, chcąc się czegoś więcej dowiedzieć od kierowcy. Okazuje się, że serce traktora pochodzi z ... pompy.
Zdolni są ci beskidzcy górale-inżynierowie, choć bez dyplomu! Wiele takich konstrukcji można przecież zobaczyć na górskich szlakach. A o źródle siarczanym słyszał? - Pewnie, jest koło wodospadu, takie białe, ale deszcze i wzbierający potok często je zmieniają.
A o hucie szkła słyszał? - Coś tam jest u góry na polanie (ale na rozwidleniu trzeba skręcić w prawo), bo jak drzewo ściągają, to kawałki szkła wyłażą z ziemi. A co to za złom na tej polanie po lewej?
Panie, to używają myśliwi dewizowi do transportu zabitej zwierzyny, Żeby futra nie uszkodzić i posoką nie znaczyć ziemi. Ale troskliwi strzelcy karpaccy! Do widzenia! - I pyrkoczący traktorek zjeżdża na dół, a my rzucamy się z powrotem do szukania źródła. Chodzimy wzdłuż prawego brzegu potoku tam i z powrotem, między kamieniami i porastającą roślinnością. Nie ma? Nagle Krysia woła - jest! Delikatnie wysącza się z boku wprost do potoku woda o innym zapachu i tworzy białe zacieki na powierzchni najwyżej kilkunastu centymetrów kwadratowych. Oczywiście zaczerpuję wodę dłonią i łyk. Ma dodatkowy smak heureki. Jak zwykle nie starcza czasu na wszystko i trzeba będzie tu wrócić dla spenetrowania śladów starej huty szkła. Skarbów nie będzie, ale już czuć następny przygodowy szlaczek.
Jeszcze na koniec trzeci szlaczek, przespacerowany wczesnym rankiem z Zacisza. Wyszedłem tylnym wyjściem tzn. przez dziurę w płocie i leśnymi drogami skręcając cały czas w lewo znalazłem się na polanie. Na jej końcu wśród drzew zamajaczyły jakieś ruiny. Już jestem przy nich. Wysoka kamienna podmurówka, prymitywne zabezpieczenia przed wchodzeniem do środka. Zachodzę z drugiej strony i niespodzianka! Duża kolorowa tablica z informacjami, a nawet ze zdjęciami (sprzed II wojny św.). Toż to resztki pensjonatu dr Łopacińskiego! Stare zdjęcia pokazują okazały budynek w czasie jak go wznoszono i potem jak królował na polanie. Pierwszy raz widzę prywatną informację na nie wiekowej przecież budowli. Idę kilkadziesiąt metrów dalej, widać, że teren zadbany. W sumie 9 budynków wzniesionych w latach 1934-35: dom mieszkalny, domek ogrodnika, garaż, parnik, stodoła, obora, wozownia, kurnik, lodownia. Było to "wzorowe i nowoczesne gospodarstwo górskie". Było, bo decyzją Starosty powiatowego z Gorlic, z dnia 27.10. 1949 nakazano opuścić rodzinie Łopacińskich teren przygraniczny. Na tablicy jest fotokopia oryginalnego dokumentu starostwa. W zamian mieli dostać rekompensatę na drugim końcu Polski w Piszu, bo wysowski majątek upatrzył sobie na sanatorium (?) ówczesny Urząd Bezpieczeństwa. Obecnie spadkobiercom udało się odzyskać część majątku.
Wychodzę z obejścia główną dróżką i na jej końcu, a raczej na początku widzę znak zakazu wjazdu i tablicę "Teren prywatny". A więc nie ma zakazu wejścia! Żeby dokładniej zlokalizować ową dróżkę, to odchodzi ona z drogi, którą prowadzi bardzo dobrze znany zielony szlak z Wysowej na Kozie Żebro (847 m). Przechodziłem tutaj zielonym szlakiem wiele razy i nie wiedziałem co w lesie piszczy.
Po śniadaniu prowadzę tam jeszcze Krysię, Mateusza oraz Stefana z jego rodziną. Robię zdjęcie i załączam jako żywą historię Doliny Łopacińskiego w spokojnej Wysowej.

Linia
Powrót
kontur (2 kB)
copyright