kontur (2 kB)

Góry Świętokrzyskie - Pasmo Oblęgorskie



Góry Świętokrzyskie są najstarszymi górami w Polsce. W ich obrębie skupiała się też najstarsza gałąź przemysłu metalurgicznego - hutnictwo żelaza. Powstały tu pierwsze w Polsce wielkie piece. Plan dzisiejszej wycieczki łączy pasję wędrowania z poznawczym powrotem do korzeni polskiego hutnictwa. Program taki jest nieprzypadkowy dla sympatyków i członków Koła PTTK Zakładu Stalownia przy Hutniczo-Miejskim Oddziale PTTK w Krakowie, zrzeszającego nie tylko zapaleńców pieszej wędrówki, ale najprawdziwszych hutników jednej z największych hut w Polsce - ArcelorMittal Poland S.A. Oddział Kraków, powszechnie znaną pod dawną nazwą Huta Sendzimira.

O godzinie 950 przyjeżdżamy do Kuźniak. Po wyjściu z autokaru wita nas lekka siąpanina i chłód napływającego z północy powietrza. Według prognoz aura taka nie będzie trwać długo i spodziewamy się jej poprawy, aczkolwiek nie jest źle.

W Kuźniakach zaliczamy pierwszy punkt programu - ruiny wielkiego pieca wybudowanego w 1782 roku, w pobliżu rzeki Łosośna, znanej skądinąd z powieści "Wierna rzeka" Stefana Żeromskiego. Piec ten jest pozostałością ośrodka hutniczego i wydobywczego rudy żelaza "Jadwiga". Pracował on przeszło 100 lat do roku 1897.

Kuźniaki. Pozostałość wielkiego pieca z 1782 roku.
Kuźniaki. Pozostałość wielkiego pieca z 1782 roku.

Po przeciwnej stronie ulicy łapiemy czerwony szlak, Głównego Szlaku Świętokrzyskiego im. Edmunda Massalskiego, który w Kuźniakach ma swój zachodni kraniec. Szlak ten przeprowadza nas wpierw za domostwa, a potem pośród pól do lasu pokrywającego Kuźniacką Górę. Łagodnie wchodzimy na szczyt Kuźniackiej Góry (366 m n.p.m.), po czym równie łagodnie schodzimy w dół. Zanim będziemy wchodzić na kolejne zalesione wzniesienie przechodzimy przez otwarty teren, po czym ponownie wracamy do lasu, wkraczając jednocześnie do Rezerwatu Przyrody "Perzowa Góra". Niespodziewanie pojawia się przed nami bardzo strome zbocze i przez minutę lub dwie mamy do czynienia z forsowną wspinaczką. Potem nachylenie ścieżki wraca do można powiedzieć relaksacyjnego. Obok pojawiają się pierwsze bloki czerwonego piaskowca triasowego, omszałego i mokrego od wilgoci. W gęstwinę mieszanego lasu, składającego się z buków, grabów, dębów i jaworów, a także jodeł i sosen wciska się mgła. Nikły dopływ światła przez gęstą koronę drzew przynosi półmrok i dreszczyk tajemniczości.

W takich klimatach mijamy szczyt Perzowej Góry (395 m n.p.m.). Zaraz potem, o godzinie 1040 szlak wyprowadza nas na bloki skalne, wysokie na parę metrów. Na najwyższym stoi metalowy krzyż. We mgle lepiej się tu nie zgubić, bo niespodziewanie możemy stracić grunt pod nogami i spaść. Szlak prowadzi w ciasną szczelinę pomiędzy bloki, którą przeciskamy się po kamiennych stopniach w dół. Teraz możemy podziwiać okazałe bloki piaskowca z bezpiecznej perspektywy, ale cóż to... na skalnej ścianie widać drewnianą furtę. Otwieramy ją, a za nią mamy grotę, a w niej kapliczkę św. Rozalii.

Grota z kapliczką św. Rozalii na Perzowej Górze.
Grota z kapliczką św. Rozalii na Perzowej Górze.

Niegdyś w tym miejscu ukazała się pasterzowi o nazwisku Perz piękna pani w bieli. Wręczyła mu klucz i ostrzegła, że za chwilę będą dziać się tu rzeczy straszne, ale jeśli nie wypuści klucza, z ziemi wyrośnie wspaniała świątynia. Chwilę potem góra zatrzęsła się, zagrzmiało i zaczęły rosnąć mury świątyni. W tym samym czasie ze skał w kierunku pasterza zaczęły pełznąć potworne gady, węże i żmije. Perz wystraszył się no i wypuścił klucz. W tym momencie wszystko ucichło, a z wyłaniającej się budowli pozostały jedynie ogromne głazy, a wśród nich grota z kapliczką. Tak głosi legenda. Natomiast nauka mówi tu o pęknięciu tektonicznym, w wyniku którego rozsunięte skały utworzyły grotę, a właściwie szczelinę, której sklepienie zostało później wymurowane przez człowieka. Z kolei obraz świętej Rozalii, która miała chronić od zarazy okoliczną ludność kazał umieść w grocie ponoć sam król Kazimierz Wielki.

Pod grotą na Perzowej Górze

O godzinie 1110 zaczynamy schodzić leśną dróżką z Perzowej Góry. Kilka minut później wychodzimy z lasu na pofalowany teren pokryty polami uprawnymi, które opadają w kierunku południowym ku Padołowi Strawczyńskiemu, gdzie leżą osady ludzkie. Przed nami na południowym wschodzie rzuca się w oczy kościół pod wezwaniem św. Mikołaja i św. Magdaleny, stojący dumnie na wzgórzu.

Wkrótce przecinamy asfaltową drogę i dalej schodzimy lekko opadającą płaszczyzną do granicy lasu, którą osiągamy o godzinie 1135. Maszerujemy w dalszym ciągu szeroką drogą przez około 10 minut, po czym szlak kieruje nas na lewo na węższą dróżkę. Pniemy się powoli ku wierzchołkowi Siniewskiej Góry. Las pokazuje nam się w pełnej krasie zaawansowanej jesieni, której oznaką są wyściełana kolorowymi liśćmi ściółka leśna. Na gałązkach drzew pozostały tylko najbardziej uparte listki, ale i te niebawem odpuszczą, bo przecież nie mają innego wyjścia. Jesteśmy już coraz bliżej zimy, a czas lata z dnia na dzień pozostaje coraz bardziej odległym wspomnieniem.

Las, którym idziemy nie jest tak mroczny jak na ten Perzowej Górze. Nie ma zwartej korony i jest bardzo zróżnicowany gatunkowo. Dużą część stanowią tu drzewa młode, co raczej powinno skłaniać nas do mówienia o zagajniku, niż o lesie.

Około godziny 1225 na południową stronę otwierają się nam ładne, odległe widoki. Widać tam m.in. Strawczyn - rodzinną miejscowość Stefana Żeromskiego. Wśród jej zabudowań dostrzec można bryłę kościoła pw. Wniebowzięcia, wzniesionego w 1629 roku. Przez wioskę płynie rzeka Olszówka.

Strawczyn.
Strawczyn. Widać przepływającą przez wioskę Olszówkę oraz kościół pw. Wniebowzięcia z 1629 roku.

Nieoczekiwanie nasz szlak zamiast piąć się dalej ku wierzchołkowi Siniewskiej Góry skręca w prawo, na opadającą asfaltową drogę. Ładna panorama jednak nie odpuszcza, a nawet jest jeszcze bardziej ekscytująca, bo przysłania ją tylko kilka mijanych przy drodze domostw.

Po kilku minutach szlak skręca w lewo na utwardzoną drogę gruntową, kierującą nas z powrotem w pożądanym kierunku. Idziemy pod górę. Wkrótce żegnamy się ze wspaniałymi widokami na Padół Strawczyński, gdy droga przeistacza się w leśną ścieżkę. Zbliżamy się do wierzchołka najwyższego szczytu Pasma Oblęgorskiego. Niepozorny, nieco pozbawiony zadrzewienia wierzchołek Siniewskiej Góry zdobywamy o 1240. Jest on pozbawiony jakichkolwiek widoków, dlatego długo na nim nie zabawiamy.

Wierzchołek Siniewskiej Góry.
Wierzchołek Siniewskiej Góry.

Zgodnie ze znakami szlaku na szczycie Sieniawskiej Góry skręcamy 90 stopni w prawo i schodzimy w dół. Nieco stromy spadek terenu nie trwa długo. Szybko wychodzimy z lasu na drogę gruntową, niemal płasko biegnącą pośród pół i łąk. Doprowadza nas ona do drogi asfaltowej, na której skręcamy w prawo. Po krótkiej wędrówce asfaltem schodzimy z niego, skręcając w lewo na boczną drogę, którą o godzinie 1310 dochodzimy na skraj lasu pokrywającego Baranią Górę.

Na skraju lasu pod Baranią Górą robimy przerwę przy ognisku, na którym pieczemy sobie turystyczny lunch - kiełbaski na dzidkach. Nieco ponad godzinę odpoczywamy od wędrowania, zapełniając w niezbędnym zakresie brzuchy. O godzinie 1415 ruszamy dalej.

Turystyczny lunch.
Turystyczny lunch.

Wchodzimy do lasu i zbliżamy się ku szczytowi Baraniej Góry. W niespełna 15 minut dochodzimy do miejsca, gdzie do czerwonego szlaku dochodzi czarny. Znajdujemy się nieopodal szczytu Baraniej Góry, który jest widoczny na przedłużeniu drogi, którą wędrowaliśmy. Nasza wędrówka czerwonym szlakiem kończy się tutaj. Skręcamy na czarny, który szybko wprowadza nas na nieprawdopodobne zbocze leśne, objęte strefą chronioną Rezerwatu "Barania Góra". Ten krótki czarny szlak naprawdę wart jest przejścia. Robi wrażenie nie tylko dzięki naturalnym wielogatunkowym zbiorowiskom leśnym, ale też niesamowitym wytworom ukształtowania terenu - malowniczym, enigmatycznym wąwozom lessowym. To jedyne w swoim rodzaju miejsce.

Wąwóz lessowy.
Wąwóz lessowy.

O godzinie 1445 wychodzimy z Rezerwatu Przyrody "Barania Góra". Przed nami pojawiają się pierwsze posiadłości wsi Oblęgorek. Wioski, która jak każda inna w swej codzienności oszałamia ciszą i spokojem. Jest jeszcze w niej coś innego, co także zachwyca i urzeka. Wznoszący się na niewielkim wzgórzu niezwykły pałacyk, wkomponowany w piękny park w stylu angielskim. Na szczycie tego budynku stoi żołnierz husarii, który strzeże herbu jednego z największych polskich pisarzy - Henryka Sienkiewicza. Henryk Sienkiewicz otrzymał ten pałacyk w darze od narodu polskiego, w dowód uznania dla wielkiego twórcy. Rozpoczynamy teraz podróż w czasie - cofamy się 111 lat wstecz, kiedy to Henryk Sienkiewicz osiadł w majątku. Mieszkał w nim do sierpnia 1914 roku, używając go głównie jako letniej rezydencji.

Na parterze pałacyku odtworzony został wygląd i wystrój pomieszczeń z czasów pobytu pisarza. Mamy tu gabinet do pracy, salon dla gości, jadalnię, palarnię i sypialnię. Pomieszczenia zdobią liczne eksponaty, będące kiedyś w użytkowaniu pisarza, a także wiele pamiątek rodzinnych.

W gabinecie pisarza słychać skrzypienie pióra pisarza, a na ścianie zobaczyć pisane nim słowa z listu pisarza:

"Oblęgorek oczarował mnie zupełnie. Mało jest w Królestwie wiosek tak pięknie położonych. Drzewa bardzo porosły, park jest ogromny, kwiatów mnóstwo, a jabłonie, grusze i śliwy gną się literalnie pod ciężarem owoców..."

Wnętrze pałacyku. Wnętrze pałacyku, a w nim... czyżby sam Sienkiewicz... w turystycznym stroju? Chyba mamy omamy!

Nasza grupa

Pobyt w sienkiewiczowskim pałacyku kończymy o godzinie 1605. Wracamy na czarny szlak, który sprowadza nas z pałacykowego wzgórza, a potem wiedzie przez Aleję Lipową, którą kiedyś przechadzał się Henryk Sienkiewicz. Aleją Lipową docieramy do głównej ulicy przebiegającej przez Oblęgorek, gdzie kończy się nasz czarny szlak. Skręcamy w lewo na pobocze. Na pobliskim parkingu oczekuje na nas autokar.

Po drodze, mamy okazję obejrzeć wyroby kowalstwa artystycznego, znajdujące się w pobliskim Muzeum Kowalstwa Artystycznego rodziny Moćko. Oprócz funkcjonalnych i ciekawych zawiasów, zamków, krat i okuć, znaleźć można w nim prawdziwe dzieła sztuki kowalskiej: krzyże, żelazne kwiaty i świeczniki.

Muzeum Kowalstwa Artystycznego rodziny Moćko w Oblęgorku.
Muzeum Kowalstwa Artystycznego rodziny Moćko w Oblęgorku.

Nie kończymy jeszcze wycieczki. Autokarem przemieszczamy się do Bobrzy, w której na przełomie XVI i XVII wieku włoscy konstruktorzy, Jan Caccio z bratem Wawrzyńcem wybudowali wielki piec do wytopu surówki żelaza. Tutaj też w 1824 roku powstawała największa huta w Królestwie Polskim, w której miano wytapiać tyle surówki żelaza, ile dawały łącznie wszystkie ówczesne zakłady w całym kraju. Nad brzegiem rzeki Bobrzy miało powstać pięć wielkich pieców o wysokości 18 m, a ponad nimi na tarasie wzmocnionym kamiennym, 500 metrowym murem oporowym planowano wzniesienie całego zaplecza produkcyjnego: odlewni, hal do przygotowywania wielkopiecowego wsadu i magazynów na węgiel drzewny, które wówczas stosowane było jako paliwo do wytopu. Plany obejmowany również budowę tamy na rzece Bobrzy o wysokości 12 m, spiętrzającej wodę do poruszania olbrzymiego koła napędzającego dmuchawy pieców. Huta miała produkować od 5 do 9 tysięcy ton surówki rocznie. Jednak katastrofalna powódź w 1828 roku zniszczyła tamę, a dwa lata później wybuch powstania listopadowego położył ostateczny kres tej gigantycznej inwestycji.

Ruiny niedokończonej budowli zachowały się do dziś. Fragmenty muru oporowego o wysokości dochodzącej do 15 m oraz szerokości 3,5-5 m imponują do dziś. Przypomina on średniowieczny mur obronny, albo mur chiński, w założeniach miał mieć długość 500 m. Skarpą dostajemy się na taras, gdzie zachowały się ruiny węgielni, czyli magazynu na węgiel drzewny. W sąsiedztwie znajdują się zamieszkałe budynki będące pozostałością po dawnym osiedlu hutniczym.

Mur oporowy w Bobrzy.
Mur oporowy w Bobrzy - pozostałość po budowanej hucie.

O godzinie 1715 wyjeżdżamy z Bobrzy i kierujemy się dalej na zachód, gdzie nad rzeką Bobrzą znajduje się kolejna wieś o tradycjach hutniczych - Samsonów. Według podań wioskę tą założył rycerz Bolesława Krzywoustego - Marek herbu Topór, który ze względu na niebywałą siłę zwany był "Samsonem" i stąd wzięła się nazwa osady.

Jednak pierwsze historyczne wzmianki o tym miejscu pochodzą z 1584 roku i dotyczyły funkcjonującej tu kuźnicy. Jednym z jej dzierżawców był też łowczy królewski Łukasz Samson. Wtedy to kuźnicę zaczęto nazywać samsonowską (zarówno od legendarnego "Samsona", jak i nazwiska rodziny Łukasza Samsona) i niedługo potem również całą osadę nazywano Samsonowem.

W 1918 roku z inicjatywy Stanisława Staszica zbudowano to zakład wielkopiecowy. Jego siłą napędową była woda rzeki Bobrza, doprowadzana kanałem. Oprócz wielkiego pieca wybudowano odlewnię, modelarnię oraz suszarnię. Zakład wytwarzał około 800 ton surówki rocznie.

Ruiny huty „Józef” w Samsonowie.
Ruiny huty "Józef" w Samsonowie.

Huta samsonowska pracowała do 1866 roku, kiedy to została podpalona przez Rosjan w odwecie za to, że produkowano w niej broń dla powstańców. Do dzisiaj pozostały ruiny wielkiego pieca "Józef" wraz z wieżą wyciągową oraz hal produkcyjnych.

Minęła już 1730 i robi się szarówka, a przed nami jeszcze jednak atrakcja. Autokarem przenosimy się do niej w kilka minut. Przyjeżdżamy do Zagańska.

Dąb „Bartek”.
Dąb "Bartek".

Witaj dębie "Bartku"! Jak się masz? Do tej chwili znaliśmy Cię tylko z podręczników szkolnych. W końcu doczekaliśmy się spotkania. Wyglądasz wyjątkowo i potężnie: 30 metrów wysokości, 314 cm średnicy pnia i 985 cm obwodu. Ale jesteś jakiś inny niż na naszym podręcznikowym obrazku. Wyglądasz na znacznie bardziej wiekowego, niż sądziliśmy, zmęczonego. Powiadają, że masz 600 lat, ale wielu też twierdzi, że masz ich aż 1200. Niestety dokładny wiek jest niemożliwy do ustalenia, ze względu na spróchniały środek twego pnia. Ile lat naprawdę masz, tylko Ty o tym wiesz i szkoda, że nie jesteś nam w stanie tego zdradzić, opowiedzieć jak się zmieniał świat wokół Ciebie, o tym kto spoczął w kojącym cieniu pod Twoją koroną, czy faktycznie był to Bolesław Chrobry, Kazimierz Wielki, Jan III Sobieski. Dziś już Twój cień nie daje takiego ukojenia, jak wtedy. Czas niestety biegnie do przodu, a my rośniemy, uczymy się, nabieramy doświadczenia, żyjemy pełnią życia. W końcu dostrzegamy upływający czas i przekonujemy się, że jest to też czas przemijania - bezwzględny wobec każdego i wszystkiego co nas otacza. Do zobaczenia legendarny "Bartku". Miejmy nadzieję, że jeszcze się spotkamy.

Dziękujemy wszystkim za wspaniałą wędrówkę.

Dorota i Marek Szala
(http://gorskiewedrowki.blogspot.com/)

Linia

Powrót
copyright