kontur (2 kB)

Bieszczady, Połonina Bukowska, Tarnica
11 - 14.10.2014 r.

Prowadzący: Bogumił Borowiecki

Bieszczady

N-ta tradycyjna wyprawa w Bieszczady. Piszę o niej w imieniu wspaniałej grupy chodzącej swoimi ścieżkami. O podstawowej grupie to pewnie napisze Monika. Tylko proszę pisz bez och ! i ach! …ciągłego leżenia, widoków … Bo to mnie dobija i wkurza, że wszyscy oglądają widoki, a ja na swojej trasie liczyłem kamienie i schody, na widoki nie było czasu. Zresztą niepotrzebnie się wkurzałem, bo widoki takie same były dwa lata temu, jak i w poprzednich latach (a to ci siurpryza). Teraz już do rzeczy. Trasy logistycznie przygotowane beż zarzutu, Boguś włożył w przygotowanie wyprawy dużo serca, chwała mu za to. Praktycznie nie było się do czego Doczepić. A jednak !! - było tyle komunikatów, że jak grupa spod telewizora odebrała komunikat, to grupa spod baru już nie wiedziała o co chodzi i tak w kółko. Przypomniał mi się prezes Stefan z którego nie można było wydusić żadnego komunikatu (też metoda!). Tak źle i tak niedobrze. Grupa składa się z indywidualistów, tu Boguś musiał się dwoić i troić żeby wszystkim dogodzić i tu spisał się znakomicie. Również moja grupa z tego skorzystała, mogliśmy zaliczyć wszystkie zaplanowane trasy. Na temat kuchni i zakwaterowania się nie wypowiadam. Tylko mi się przypomniała ostatnio moja wyprawa do Grecji, po niej zostałem sprowadzony na ziemię. A jednak - zaskoczył mnie kierownik ośrodka ze swoim menu ,że kupiłem to w ciemno, a na koniec jadłem co podali. A teraz jednak coś o widokach, bo trochę jednak widzieliśmy. W rejonie Magury Stuposiańskiej, w widłach potoków Caryńskiego i Caryńczyka pozostałości po cerkwi i osady Caryńskie założonej w XVII w na prawie wołoskim zam. przez Bojków. Co jeszcze się działo, no mieliśmy wesele Basi i Marka, którzy składali przysięgę małżeńską. Marek wydukał jak leciało, ze strachu - natomiast Basia była czujna i zastanawiała się nad każdym wierszem, szczególnie chodziło jej, do której sąsiadki może marek chodzić a do której nie. Były tańce napitki a nawet konsumpcja. Ceremonię przysięgi przygotowały Alicja i Bogusia - bezpłatnie ( W obecnej dobie to się za wszystko płaci).
Obchodziliśmy imieniny Jagody i urodziny Jadzi i trzylecie członkostwa Marysi w kole ZA, przy ognisku przeczytaliśmy przy okazji trochę książek. To już wszystko na temat wyprawy w Bieszczady, nie dało się jej krócej opisać .Reasumując wyprawa udana dopisała pogoda i uczestnicy.

Krytykus d. Tytus

Bieszczady

Epizod z czterodniowego wędrowania po Bieszczadach "Idę w góry cieszyć się życiem, oddać dłoniom halnego włosy.....", im powierzyć troski malutkie, duże, podzielić się radościami a nawet najskrytszymi sekretami. Terapia w mieniącej się złocistymi barwami bieszczadzkiej, jesiennej scenerii, daje bardzo pozytywne efekty. Poza tym, im więcej zmagań ze słabościami tym większa satysfakcja z osiągnięcia wytyczonego celu - przejście wszystkich najważniejszych tras przygotowanych przez prowadzącego - Bogusia B. Udało się, przeszłam! Jednak ostatni dzień jest najtrudniejszy. Podejście na Dział to męczarnia nad męczarniami (za cóż tyle mąk, mam nadzieję, że teraz wszystkie przewinienia mam już odkupione!). Tutaj na górze dopada zwątpienie w sens dalszego wędrowania, organizm dezerteruje, sił brakuje, więc w tych okolicznościach wpadam w panikę. Na szczęście są blisko; Ala O. i Marta, widzą co się dzieje, na różne sposoby mobilizują mnie do przejścia szlaku np.: wabiąc wyjątkowym zdjęciem lub znikając z pola widzenia na krótkim odcinku, bo z ukrycia jestem w zasięgu ich pola widzenia (o tym nie wiedziałam, zdradziły po fakcie) a wszystko po to, by zmusić mnie do wykrzesała resztek sił. Oj, dobrze wiedziały jak bardzo zależy mi na zdobyciu Wielkiej Rawki. Najważniejsze, chcą abyśmy wspólnie zdobyły szczyt - to jest wyjątkowe - kochane, za to co dla mnie zrobiłyście, wielkie DZIĘKUJĘ!

O wszystkim co się działo i jak było na wycieczce Moniczka i Tytus "opowiedzą" na stronce.

Marylka

P.S.
Dla mnie - rewelacyjna pod każdym względem !!! Wycieczka super. Kolory jesieni cudne. Takie krajobrazy, taka przyroda, że dech zapiera ! Bieszczady to raj na ziemi. Wszystkim serdeczne dziękuję za towarzystwo. Szkoda było wracać do Krakowa. Może za rok znowu się spotkamy na szlakach. Jak w piosence: „…woła mnie ,woła mnie jesienią wiatr od połonin od Wetliny, dęby jak koral się czerwienią...” Bogusiowi dzięki, że zdyscyplinował całe grono miłośników Bieszczad.

Alicja M.

bieszczady02 (107 kB)
Relacja fotograficzna - Koło ZA
Powrot
copyright