kontur (2 kB)

Sudety (Góry Stołowe)
03.05 - 06.05.2012

Prowadzący: Stefan Jurkowski

Sudety

Krytykus d. Tytus

Koło ZA na wycieczce czterodniowej w krzywym zwierciadle. Jedziemy. Po cichu za plecami Prezesa tworzą się podgrupy. Już wiedzą, kto z kim będzie spał i nikt niepożądany nie wciśnie się do podgrupy. [Ile pokoi tyle podgrup] Jak dostaną rozpiskę już planują, że pójdą inaczej. Pewnie Stefan to przewidział, bo się nie spieszył z przekazaniem rozpiski. Jedna podgrupa wygrywa i idzie gdzie chce. Inni – słabsi trzymają się jeszcze Stefana (m.in. ja). Należałoby wspomnieć o wypracowanej dyscyplinie. A to przy wyjeździe na trasę, a to przy powrocie. Np. obiadokolacje – spóźnienia sekundowe. Inaczej traktowany jest koniec trasy szczególnie dla szybko biegaczy to meta i wszyscy walczą o przyjście przed wyznaczonym czasem, a która podgrupa przyjdzie wcześniej to jest wyżej klasyfikowana w hierarchii turystycznej. Podgrupy szybkobiegaczy [zasłyszane od jej uczestnika] opracowały metodę jedzenia i picia na trasie [żeby nie tracić czasu w trakcie biego - marszu] rozszerzenie metody w trakcie opracowań. Zygmunt mówi, że ja to piszę z zazdrości – coś w tym jest. Mimo moich utyskiwań widzę światło w tunelu. Grupa jest niepowtarzalna, zintegrowana i wszyscy pamiętają o imieninach i urodzinach uczestników. Nie obywa się bez tradycyjnego 100 lat. Wówczas chwila oddechu i możemy sobie poczytać pisma kolorowe – szczególnie Panie. Nie obca jest im również znajomość literatury pięknej (Pan Tadeusz), historii (Sobieski) a nawet geografii (Finlandia), ale są skromni i nie lubią się popisywać swoją wiedzą. Lubią ogniska z pieczeniem kiełbasek, śpiewaniem piosenek turystycznych. W tym wszystkim i ja biorę skromny, ale czynny udział. A teraz o wycieczce no jak by było inaczej udana pod względem opracowanych tras, które ku radości uczestników Stefan zmieniał na poczekaniu, pogody, która dopisała, zakwaterowania i wyżywienia. Nic dodać nic ująć - ku mojemu lekkiemu rozczarowaniu.

Dorota

Cztery majówkowe dni w Górach Stołowych w najlepszym czasie i towarzystwie.
A ja? Zobaczyłam to, co najpiękniejsze: Błędne skały z wąziutkimi do przejścia korytarzami, Szczeliniec z piekielną kuchnią, kamiennymi schodkami, skierowanymi w odwrotną stronę niż do nieba, śniegiem i mglistą aurą. Teplickie skalne miasto z pokonanymi trzystoma schodami do zamku Strzemię i zapomnianym bagnistym, omszałym szlakiem. Hvezda w Broumowskich Ścianach z przejściem kolejną zapomniana błotnistą ścieżką. Skalne Grzyby i Sanktuarium Matki Bożej w Wambierzycach. Do tego Stefanek poprzeganiał chmury na przeciwna stronę niż kierunek naszej wycieczki zapewniając słońce i lekki podmuch wiatru. Pokój z widokiem na Szczeliniec, smaczne, ogromne posiłki, imieninowo- urodzinowe ognisko z kiełbaskami, koreczkami, serniczkiem. Ucałowaliśmy dwie Moniczki, Bogusię, Zygmunta i nastoletnią Marylkę. A jak to wyglądało, jednym zdaniem ujął Tytus( patrz wyżej). Błyskawicznie przemieściliśmy się do Krakowa za sprawą „dyplomowanego” kierowcy pana Tadeusza. Przechodni „żółty” dyplom pozostał w rękach prezesa do następnego wyjazdu z braku ochotnika. Czy mogło być gdzieś piękniej niż tu i z ZA?

Przyjemniaczek
Relacja fotograficzna
Powrot
copyright