Dziś też byłam w górach. Biorąc pod uwagę przepowiednie wszystkich pogodowych znawców miały się spełnić moje spacerowe plany do schroniska w Dolinie Chochołowskiej. Tam kawa, truskawki, zebra i decyzja - idziemy na ile czas pozwoli do Grzesia. No, ale jak na niego nie wyjść, gdy już jest w zasięgu ręki. Robimy to mimo brakującego czasu. A tam tylko wiało, dalej wiało i jeszcze raz wiało. Jak na taką pogodę widoki śliczne. Miniaturowe storczyki spotkane w drodze powrotnej-cudo!. A na koniec już tylko jazda rowerem do parkingu. Zdążyliśmy nawet na gorące oscypki. Wysycona pięknem wróciłam do domu.
Juranova obroniła się kolejny raz, za co przepraszam. Mam nadzieję że nie w pełni zrealizowany program wycieczki spowoduje tylko ciekawość do dalszego poznawania Orawy. Dziękuję wszystkim uczestnikom.