kontur (2 kB)

wiking300. (17 kB)

Spływ kajakowy Nidą

27 - 28.07.2019 r.

nida-025 (175 kB)

Program spływu:


Wikingowie na Nidzie po raz trzeci:
woda wrzała z emocji

Nida? Prosta jak stół. Zero nurtu, zero zwałek. O Jeeezu... Zanudzimy się na śmierć! - takie było preludium wyjazdu. A jednak nie. Po powrocie napisałam na fejsie: Było cudnie. Bajkowo. Bajecznie.

zdjecie_czolowe (92 kB)

A tak to wszystko się zaczęło…

Skrzypią drzwi od Krysi w schronisku na Bulwarowej. Wychodzi Teresa – nasza Królowa, a za nią Rysiu – prezes Wikingów. W rękach trzymają potężne białe storczyki. Iwonka rżnie na gitarze: 100 lat… Wszyscy śpiewają. Godzina 6.25, ciszy nocnej już nie ma, więc chór męskich i żeńskich głosów budzi Hutę do życia. To imieniny Anek. Sztuk dwie – Trojanka i ciocia Kasi. Obie jajcary totalne, to i jajcarskie życzenia biegną w przestrzeń. I pakujemy się do busa. Rusza kierowca i ruszają gitary – Iwonka i Michał II (Ślązak, ale już nasz). Razem brzmią pięknie. Artystyczne pokrewieństwo dusz. Ela rozdaje śpiewniki. Śpiewać każdy może trochę lepiej lub gorzej? Nie może, ale musi. W tej branży rządzi Ela. Od razu dostaję zrypkę za gadanie, a jeszcze tak naprawdę nie zaczęłam gadać…

Szybko dojeżdżamy do Starych Kotlic. Stąd płyniemy. Przebieramy się w trawskach, witamy z Markiem Durlejem. On przywiózł kajaki, próbuje nam powiedzieć co nieco o rzece, ale nie słuchamy go – toż to Nida, prosta jak stół… Kojarzymy w podświadomości tylko jedno jego zdanie: uwaga na trzy progi wodne. Ale… przecież Rysiu tam na nas poczeka.

Ociągamy się ze schodzeniem na wodę. Bo… jest z nami po raz pierwszy - Jacek – prezes Wędrowców, który zawsze zarzekał się, że żadne kajaki, że nigdy, że broń Boże, że tylko góry. Danusia popracowała nad nim co nieco i go skusiła. Ona potrafi. Więc czekamy… wpadnie do wody na starcie? Byłoby fajne zdjęcie… Niestety, nie wpada.

foto01 (132 kB)

Ja płynę z Iwonką. Jestem szczęśliwa, bo siedzę z tyłu i mogę decydować. I nikt mi nie zakazuje wiosłować. I mogę robić co chcę. I nawet jak się wyrypiemy, to z Iwonką nie ma stresa. Trzymamy się na ogonie, czyli na latarni z Miśkiem, który zamyka kajakowy peleton. Z Królową, Aneczką zwaną Boginią albo Krasną Jędzą, z Basią, Kaśką i Patrykiem - Panem Niezbędnikiem. Trzymamy się razem, bo w tym składzie jest szansa na atrakcje. Inni, nieświadomi straty, pognali do przodu. Przygoda się zaczęła. Przed nami dzisiaj 25 km. Jutro o pięć mniej.

Casting na romantycznego faceta

Śpiewamy z Iwonką piosenkę, którą kiedyś na wodzie ułożyłyśmy dla Miśka: „Płynę rzeką, ciesząc się życiem, oddać wodzie marzeń rozkosze...” Potem łączymy kajaki i robimy kajakową ucztę podając na wiośle rarytasy z bukłaka, czyli dzieląc się tym co mamy. Doganiamy leniwie płynących Wędrowców. Nagle…. przed ich złączonymi kajakami widzimy Henia. Siedzi dupą we wodzie, w zębach trzyma palącego się papierosa, w rękach wiosła i … wiosłuje. Dwa metry dalej samotnie w kajaku siedzi Ela i uśmiecha się tajemniczo. Wysiadł, czy wyrzuciła go? Oj Ela, nie wiesz co czynisz! Taaaakiego faceta wyrypać z kajaka?! Aż serce boli. Cóż – kobieta nieprzewidywalną jest…

foto02 (130 kB)

Aneczka chce kawy. Więc razem Wikingowie i Wędrowcy cumują na wysepce. Co Patryk ma w kajaku? Wszystko co niezbędne dla potrzebującej Bogini. Więc rytuał z Mierzawy – na piasku: butla, kawiarka, kawa, kubeczek, cukier. Po chwili zapach kawy przyciąga pozostałych. Na piasku przybywają bułki pokrojone na kawałki, batoniki, pomidory, ogóreczki, kabanosy, czekolada o tej porze już w stanie półpłynnym. Słońce pali. Podajemy sobie kubek z kawą z rąk do rąk degustując sprawiedliwie, a Patryk parzy następną. Do wyboru z cukrem i bez. Oczekiwanie na kolejną kaweczkę umilamy tańcem. W wodzie wiruje Misiek z Królową rozbryzgując krople po nas, po parzącej się kawie, po kromkach. To nic, że później piasek będzie zgrzytał w zębach. Jest przyjemnie. Za moment, po kolejnym łyku kawy, Teresa – Królowa wbiega na środek rzeki, podnosi ręce do góry, obraca się wokoło, tańczy i śpiewa: „Nasz lajkonik, ten lajkonik, po Krakowie ciągle goni”. Posuwistym krokiem dopada do niej Patryk, bierze ją pod rękę, obraca i wirują we wodzie, a my śpiewamy: „Lajkoniku laj, laj, poprzez cały kraj, kraj...” A kawa pachnie…

foto03 (112 kB)

Nie chce się wchodzić do kajaka. Minęło dwie godziny od startu. Pytam Aneczki:
- Ile km masz na GPS?
- Przepłynęliśmy dwa. Ciesz się, bo na kotwicy płyniemy... – objaśnia Mieciu.
- A z kim płynie Leszek? - pyta Anka.
- Z… nadzieją – odpowiada Heniu.
Patryk składa klamoty. Żartujemy i przekomarzamy się z nim, dziękując mu za takie atrakcje, a on patrzy na Aneczkę, na mnie, wypina pierś do przodu i mówi:
- Silna kobieta musi mieć romantycznego faceta.
- Jezu! a skąd ja wezmę romantycznego faceta w XXI wieku? Ogłosimy casting – postanawiam.

Przeniosek sztuk trzy i pierwsza zrypka od komandora

Jest pierwsza przenioska. Ogromny betonowy most z przepustami pod spodem. Omijamy go taszcząc kajaki na brzeg. Chłopaki nam pomagają. Patryk jest rzeczywiście Niezbędnik. Schodzimy na wodę. I dalej przed siebie. Niedługo płyniemy i znowu kajaki za linę i na brzeg. Tu przenioska wygląda na dłuższą. Ale… co to… samochód między kajakami? Tak. Podchodzimy. Nasze chłopaki wiążą kajak jeden za drugim. Szybko dopadam z naszym. Wiążą i nasz. Potem Aneczka poprawia węzły na swoim. Auto rusza, a my zaśmiewając się i komentując: Polak potrafi – patrzymy jak kajaki suną za autem po trawie, a my luźniutko i na pusto idziemy obok nich.
- Patrz - trącam Iwonkę ze śmiechem - i pokazuję... daleko za nami idzie ramię w ramię Kasia z Patrykiem, za nimi Michał II z Marzenką i wleką kajaki przywiązane za liny do wiosła. Jak konie zaprzęgowe. Dali się wyrypać. Nie zdążyli. Więc śpiewamy im: „Wio koniku, a jak się postarasz...”

Kierowca wysiada, odwiązujemy sprzęt, a on opowiada:
- Ten próg wodny to bardzo niebezpieczny odwój. Wielu kajakarzy na takiej przeszkodzie straciło życie. Odwój ściąga pływaka i kajak w pobliże progu. Uwięziony w odwoju pływak jest wciągany pod powierzchnię i utrzymywany w kręcącej się wodzie wracającej pod próg.
Michał II mówi cicho: - Ja coś takiego przeżyłem na górskiej rzece.
Patrzymy na niego w totalnym osłupieniu. Z podziwem i niedowierzaniem jednocześnie.

Schodzimy na wodę. Ponieważ rzeka jest łatwa, to robimy kolejną przerwę i baraszkujemy. Anka siada okrakiem na dziobie, Kasia zawiesza się na rufie, Misiek wiosłuje usiłując wprawić w ruch kajak z oboma nimfami-balastami.

foto04 (145 kB)

Wiesia z Basią i Królową zanurzone w wodzie po pas chlapią się jak dzieci. Anka i Patryk dołączają do pływających. Rzeka należy do nas. Tracimy poczucie czasu. Jest pięknie. Tu i teraz. Musimy zmusić się, by płynąć dalej. Ale wcześniej robimy masę zdjęć. Na kajaku. Na wodzie. Pod wodą. Na sobie. I dopływamy powoli do trzeciej przenioski.

Widzę jak komandor na brzegu ostro gestykuluje. Podniesiony głos. Powolny. Dobitny. Nie wiem o co chodzi. Podchodzimy bliżej. Dostajemy zrypkę za wolne płynięcie. Mamy dwie godziny straty do tych co wypłynęli pierwsi. Komandor ma rację. Totalnie. I podoba nam się szalenie – taki ostry, władczy, decyzyjny. Pierwszy raz widzimy go w takiej roli. I zakochujemy się wszystkie. Posłusznie wsiadamy do kajaków.
- Teraz rura – mówię do Iwony.
- Jak się Iwona wkurzy, to gitarą będzie wiosłować – dogaduje Misiek.
Widać Pińczów.
- Będzie z przodu dach kapliczki, most i po prawej meta. A na mecie powinna być Iwonka – mówię do Iwony, siedzącej przed mną w kajaku.
Kim jest ta druga Iwonka czekająca na brzegu?

Kim jest Iwonka?

foto05 (130 kB)

Widzę ją na brzegu. Jaką ją pamiętam? Inteligentną, ładną i z jajem. 33 lata pracowałam w szkole jako polonistka. W tym czasie postawiłam tylko dwie oceny celujące. Pierwszą – właśnie Iwonie. Szalenie zdolnej i bardzo niepokornej. Właśnie dzięki tym cechom zdobyła świat. Skończyła dziennikarstwo, a teraz na brzegu Nidy w Pińczowie wita Wikingów z Krakowa jako dyrektorka Pińczowskiego Samorządowego Centrum Kultury. Pamiętam jak obie pracowałyśmy w „Gazecie Gorlickiej”, a teraz...? Ja w kapoku ociekająca błotem. Ona w krótkich portkach, dalej piękna, dalej młoda, inteligentna i z jajem. Pomaga Ryśkowi rozbijać namiot, opowiada o Klubie Wodnym Kon Tiki w Pińczowie, o nartach wodnych, o Olku Dobie – przyjacielu naszego komandora, który odwiedził Pińczów, o urokach miasta. Jeszcze dobrze nie zdążyliśmy się rozbić, a już planujemy powrót do Pińczowa w przyszłym roku. My tutaj jesteśmy drugi raz. Czy będziemy trzeci? Iwonka zaprasza całym sercem. Kto wie? Rzeka jest urocza. Ale to mieliśmy odkryć dopiero następnego dnia.

Tyle szczęśliwych chwil, ile gwiazd na niebie

Fasolowa w kociołku dochodzi pod czujnym okiem Miśka, ognisko się pali, kiełbaski precyzyjnie nabijamy na patyki, Iwonka i Michał II grają na gitarach. Dołączył do gitarzystów Andrzej – tubylec, mieszkający w sąsiedztwie rozbitego przez nas obozu. I rodzice Patryka przyjechali kamperem. Między namiotami - wspólny długi stół. Aneczki częstują... Misiek patrzy na butelkę imieninowej wódki i nazywa ją szklaną pułapką...

Nagle Henio – mistrz dziwnych sytuacji – wylatuje z krzesełka jak z procy, pada na plecy, robi obrót przez głowę z papierosem w ręku i wstaje. To były sekundy. Nasz mózg zarejestrował tylko: tyłek i sandały w górze. Zaskoczenie, bo jakżeby inaczej, śmiech. Z Heniem to tak zawsze, z nim nie sposób się nudzić. Jemy, śpiewamy, rozmawiamy, tańczymy. Wszystko naraz, co kto lubi – i to jest fajne – integrujemy się do spodu.

Dowiadujemy się, że Kasia i Daniel mają dzisiaj 20 rocznicę ślubu. Nie wierzymy. Tak młodo wyglądają. A myśmy ich nazywali: Szczypiorki! Przed ciszą nocną petardy lecą w niebo. Komandor Ryszard składa życzenia Ankom, Kasi i Danielowi:
- Tyle szczęśliwych chwil, ile gwiazd na niebie.
A gwiazd przybywa, bo petardy rozświetlają zmrok nieliczoną ilością migających kolorowych ogników. Patrzymy w niebo urzeczeni.

Jak to prezes Wędrowców klękał przed Neptunem

Niedziela. Trudno jakoś wstać. Królowa mówi, że spała brutto (czyli w ubraniu, bo było zimno). Nawet szczepionka nie pomaga ani na przebudzenie, ani na rozgrzanie. A tu trzeba przygotować się do chrztu. Świeżynek czyli nowych jest 10, w tym trochę Wędrowców, to należy podkręcić atrakcje. No to myję zęby w rzece, poprawiam reszki urody, wcinam śniadanko przygotowane przez Wiesię i do dzieła.

Orszak Neptuna wykorzystuje kamper Patryka jako garderobę. Tylko moment i totalne przeniesienie w miejscu i czasie. Z kampera wychodzi Neptun, Prozerpina, dwie Rusałki i rubaszny Diabołek. Do wody na pierwszy rzut wciągnięty jest Jacek. Trzyma w garści flagę Wędrowców. Oblepiony błotem, przygnieciony do dna przez Rusałki i kompletnie przemoczony stara się zachować hardość. Dostaje w tyłek wiosłem, całuje Prozerpinę w kolanko, znacznie przekraczając tę część ciała, i wypija bez skrzywienia wódkę z parzącym dodatkiem.

foto06 (126 kB)

Potem Danusia – walczy z Diabełkiem, oboje tarzają się po dnie, oblepiając błotem.
- Harda sztuka – stwierdza Neptun, przyjmujemy ją do królestwa wodnego.
I następni… i kolejni… zapasy w wodzie, błoto w majtkach, na plecach, we włosach, przysięgi na klęczkach, obietnice, całowanie w dłoń, w kolano, boski nektar do ust. A Neptun bezlitośnie decyduje patrząc na chrzczonych mężczyzn – celibat czy zakaz celibatu. Przy niektórych facetach podpowiadamy...

Najbardziej niepokorny był Patryk, czyli Pan Niezbędnik. Trudno było przewidzieć czy szala zwycięstwa w okładaniu się błotem i zapasach we wodzie przeważy się na jego korzyść czy Michała-Diabełka. A jednak i Patryk został zmuszony do uległości wobec Neptuna. Ostatnim chrzczonym był Michał II i on to wyniósł Prozerpinę z wody na rękach.

foto07 (114 kB)

Na kajak Rysiek kazał wleźć

Schodzimy na wodę. Powolny nurt wyznacza minimalną prędkość. Nie wiosłujemy. Nie spieszymy się, bo dużo naszych z tyłu. Jest płytko, więc na zmianę z Iwonką wychodzimy z kajaka i ciągniemy go po piaszczystym dnie. Śmiejemy się – my jesteśmy z Wędrowców, to musimy wędrować… nawet po dnie z kajakiem na linie. Widzimy przed sobą piaszczystą wysepkę na środku rzeki. Na niej parasol, kocyk, dzieci budują zamki z pasku. Potem kolejna wysepka i kolejna. Pięknie tu. Uroczo. Wypoczywający ludzie uśmiechają się do nas, machają, pozdrawiają. Jakiś pan biegnie. Zatrzymujemy się. Pyta skąd jesteśmy i jak można się na taki spływ załapać. Werbujemy go ze śmiechem.
- Iwonka, czemu tak ludzie do nas lgną, zobacz już drugi gość leci z brzegu.
- Otwartość i uśmiech przyciąga. Popatrz na nasze wianki na głowach, popatrz jacy jesteśmy kolorowi – odpowiada.

Płynie komandor z Wiesią. Chcą nas minąć. Nie dajemy się. Doganiamy ich. Pozorujemy wyścig. Zabawa się zaostrza. Płyniemy na maksa. Oni też?
Mając w myślach wyimaginowaną metę komentuję na głos:
- Proszę państwa – do mety zbliżają się dwa kajaki! Rusałki i komandor z Wiesią! Uwaga, uwaga! Płyną dziób w dziób. Kajak Rusałek wysuwa się do przodu. Jeeest! Czyżby Rusałki pierwsze na mecie? Nieeee! Uwaga, uwaga! Po centymetrze wybija się na prowadzenie komandor! Różnica połowy kajaka. Rusałki wiosłują jak szalone! Wiosła rytmicznie tną wodę. Rusałki odzyskują stracone centymetry. Kajaki idą równo! Ale… Zmiana! A jednak komandor! Taaaaaak! Jeeeeest! Kajak komandora pierwszy na mecie! Woda wrze z emocji. Pieeeeerwsze miejsce! Jeeeest! Komandor i Wiesia! Zwycięzcy!
Niestety. Nie miałyśmy szans.
- Jak to Iwonka? - buntuje się wszystko we mnie – my wiosłowałyśmy na maksa obie, a tam sam komandor. Jasna cholera! Jak to możliwe? - dziwię się.
A jednak. Minęli nas. Na wymyślonym wyścigu. Ale zabawa była świetna! Wiesia rozbawiona naszym zdziwieniem śmieje się w głos, Rysiek też. Ich śmiech i nasz śmiech łączy się, potęguje i odbija na falach jak echo… w dal… w nieskończoność…

foto08 (131 kB)

Układamy z Iwonką piosenkę dla komandora. Śpiewamy w rytmie znanej melodii:


„Na kajak Rysiek kazał wleźć,
i nurt nas zaczął szybko nieść,
do przodu – krzyknął głośno – alleluja
kajak po wodzie lekko mknie
a ręka z wiosłem zgina się,
przyroda swoim pięknem nas rozczula
alleluja, alleluja...”

Z tyłu dolatuje krzyk Królowej: - A ja? A ja? A o co chodzi?
To przecież jej ulubiona melodia...

Tym razem komandor nie uprowadził Wiesi

Płyniemy obok Ryśka i Wiesi. I o dziwo, już nas nie wyprzedzają. Znowu mielizna. Dzioby wbijają się w piasek. No to stajemy. Jemy arbuza, opowiadamy kawały. Radość niesie się po wodzie. Za chwilę doczłapuje Misiek ciągnący po piachu Królową w kajaku. Jest i Aneczka z Basią. Przeciągamy tam, gdzie wydaje się lekko głębiej, łączymy kajaki i powoli suniemy po wodzie. Dopływamy do miejsca, gdzie rzeka zaczyna meandrować. Tam w zakolu jest głęboko. Stopujemy kajaki i wskakujemy do wody – chlapiemy się, pływamy, ciągniemy po wodzie, zanurzamy wzajemnie. Razem i każdy z osobna. Bawimy się, Wiesia i komandor z nami. Jest cudnie. Wychodzimy ledwie żywi na brzeg, padamy na piasek, suszymy się do słońca.

Nieważne czy wchodzisz do wody w stroju kąpielowym, czy bez, czy w spodniach czy w bieliźnie. Nieważne, że masz fałdki na brzuchu i kilo za dużo w tyłku. Zapomnij o kompleksach. My kompleksy mamy w dupie – cieszymy się życiem, chwilą. Powtarzamy na głos: kompleksy mamy w dupie!!! Śmiejemy się do rozpuku. Jest bosko.

Ania z Basią dzielą po ociupince resztki jedzenia między wszystkich. Odpoczywamy. I… wiosłujemy dalej. Nie ma przeniosek, nie spieszymy się. Gadamy, śpiewamy i bawimy się się płynąc. I dopływamy ostatni. A komandor i Wiesia z nami. Jak nigdy. Na brzegu, na murku siedzą rzędem Wędrowcy. Wyglądają jak ogórki w słoiku. Pozdrawiają nas. Przyczepa czeka na kajaki. Leszek z Dorotką siedzą znudzeni. Wory i bukłaki walają się po trawie.
Jacek dumnie mówi do nas: - Czekamy tu od półtorej godziny.
A ja patrzę na nich z politowaniem: - Żałujcie, bo nie wiecie co straciliście spiesząc się.

zdjecie 9 (141 kB)

Do naszej Wiesi mówię na ucho:
- Teraz rozumiesz czemu zawsze opieprzam komandora, że Cię porywa i gna do mety? Traciłaś śniadanko na wysepce, kawkę w kajaku, wygłupy na rzece, ploteczki, kąpanie, zabawy w wodzie…
- Rozumiem. To był mój najpiękniejszy spływ w życiu – stwierdza.

Ewa Bugno (Pirania)

Relacja fotograficzna - Ewa Bugno - sobota
Relacja fotograficzna - Ewa Bugno - niedziela
Powrót

copyright