kontur (2 kB)

wiking300. (17 kB)

Spływ kajakowy rzeką Nidą 2

3.05.2019

nida00 (91 kB) mapka-nida2 (64 kB)

Program spływu:


Totalny reset, czyli Wikingowie na Nidzie

nida01 (146 kB)

Mało istotne czy są chmury, czy słońce, czy pada

Piątek, 3 maja. Godzina 6.55. Pięć minut do odjazdu busa na spływ, a nie ma Miśka. Szok. Nigdy się nie spóźnia, nigdy nie mamra na pogodę, nigdy nie zawalił. Sprawdzamy łańcuch budzenia: ja o 5.30 do Anki, Anka o 6.00 do Ryśka, ja o 6.00 do Ewci. A Misiek? Zaspał? Nagle z piskiem opon nadjeżdża auto. Jest. To on i Agnieszka. Wszyscy zaczynają zrypkę, a ja krzyczę: - Stop! Zdążył! Jest punkt siódma.

Ruszamy wiec w pełnym składzie, czyli 16 osób. Co niektóre (kobitki) wymiękły, bo pogoda, bo pada, bo zimno. I prezes musiał w ostatniej chwili odwoływać kajaki. Inne przeciwnie - bały się, że spływ może być odwołany. Kasia na dzień dobry mówi do mnie: - Jak przeczytałam, że płyniemy niezależnie od pogody, to byłam szczęśliwa.

Ja też. Bo tak naprawdę, to nie chodzi o przepłynięcie iluś tam kilometrów. To nie tak. Chodzi o totalny reset całego organizmu, o zapomnienie się w środku natury, o przysłuchanie się ciszy, o popatrzenie na znajome gęby i utrwalenie myśli – na nich mogę liczyć. I przyjrzenie się nowym, tak zwanym świeżynkom. Nowa kumpela? Nowy kumpel? Co nowego wniesie do mojego życia? Czego się nauczę? Bowiem starzy ludzie mawiają – nie ma przypadkowych spotkań, człowiek zostaje nam dany po to, by nas czymś ubogacić, coś pokazać czy uświadomić. I tak naprawdę mało istotne jest czy są chmury, czy słońce, czy pada.

Wiesia – modelką, a my się uczymy

nida02 (146 kB)

No i dojeżdżamy do Wiślicy. Czeka na nas 8 kajaków i Marek Durlej, doświadczony kajakarz, organizujący profesjonalnie spływy po Nidzie. Prowadzi krótkie szkolenie dotyczące trzymania wiosła, zachowania się w czasie wywrotki na wodzie, ubierania kamizelki. Modelem jest nasza Wiesia, to na niej pokazuje jak prawidłowo zapiąć kapok.

Dobieramy się w dwójkami. Ja zarezerwowałam sobie Kasię – najmłodsza wśród nas dzisiaj, ale z dużym poczuciem humoru, otwarta na ludzi i bezpośrednia. Pasujemy do siebie. Ale jest jeden ból – pali. To umawiamy się, ja pozwalam jej palić, a ona pozwala mi robić zdjęcia kiedy zechcę. Nie jest to takie oczywiste, bo czasami trzeba odpowiednio ustawić kajak, płynąć pod prąd, bądź wychylić się, co grozi wywrotką.

Patrzę na koleżanki i kolegów w piankach – wyglądają kapitalnie, jeden z kumpli zyskał pseudonim Foczka, a tytuł Miss Pianki otrzymała Agnieszka Miśkowa. Ewcia natomiast - została zobowiązana do opracowania nowej diety o nazwie „Na Agnieszkę”. Tak to kajaki motywują…

nida03 (164 kB)

Co to jest duping?

Jako pierwsze zeszłyśmy z Kasią na wodę. Robię fotki. Kajak po kajaku płynie, a coś nie widać Królowej. Czekam z aparatem w pogotowiu. Jest, płynie z Edkiem, prawie na końcu. Potem dowiedzieliśmy się w czym był problem. Otóż ona przewidując, że siedziska w kajakach mogą być twarde, wzięła małą nadmuchiwaną poduszkę. Pod tyłek oczywiście. Ale trzeba było ją napchać. No to Misiek dmuchał. Dmucha i dmucha, powietrze mu wychodzi uszami, czerwony na buzi, spocony z wysiłku, a podusia – nic. Ani milimetr grubsza. Czas mija. Królowa zniecierpliwiona, Misiek zdziwiony, a tu podchodzi Ewcia i pokazuje: - Przecież tu jest zaworek bezpieczeństwa dla dzieci, trzeba go wyjąć. Wyjmuje. I poduszka w sekundzie nadmuchana.

Przed nami tylko 20 km, nie pada, słoneczko momentami przebija się przez chmury, jest ciepło. Łączymy kajaki i pozwolimy się nieść wodzie. Nurt minimalny to i prędkość żadna. Czasem znosi nas ku brzegowi, wtedy sielankę przerywa polecenie Miśka: - Rysiek grzebnij no dwa razy z lewej. Po chwili: – Gienek, grzebnij dwa razy z prawej. Gieniu tym razem płynie z Pawłem.
Śmiejemy się, że nie będzie miał teraz kogo wywracać i ratować, bo gdy płynął z kobietą, to był jego stały numer. Teresa staje w jego obronie, że celowo porzuciła go dla Pawła, by Paweł czuł się bezpiecznie po ostatnim zanurzeniu.

Kasia siedzi z przodu, bo ja jestem cięższa, niestety, i obserwuje wodę. Pokazuje wiry, które ją kręcą, pokazuje na zakrętach jak po kolorze wody rozpoznać mieliznę. To ważne, bo jak utkniemy, to zostaje duping, czyli… jednakowe i rytmiczne ruchy biodrami w przód i w tył razem z kajakiem. To jedyny sposób, by kajak wprawić w ruch i przepchać przez mieliznę nie wychodząc z niego. Dla tych, co wykonują jest to bardzo męczące, a dla tych co patrzą – to doskonała zabawa z czysto seksualnymi skojarzeniami. I takim sytuacjom zawsze towarzyszy śmiech obserwatorów i klikanie aparatów. Takie ujęcia zawsze wychodzą świetnie.

Ale tym razem nie mamy z tym problemu. Woda nas niesie. Kasia opowiada o spływie na Krutyni, uczy czym się różni kamizelka ratownicza od asekuracyjnej i dlaczego, gdy się nie ma pianki, trzeba ubierać stringi.

nida04 (92 kB)

Koło nas płynie Ania z mężem. Są z nami pierwszy raz, ale kajaki na Mazurach mają zaliczone, to nie nazywamy ich świeżynkami. Ania uśmiechnięta, cieszy się, chłonie przyrodę na maksa, a ja wołam do Ryśka, by zapisał ich na wszystkie spływy do końca sezonu. - A chcą? – niesie się po wodzie pytanie Ryśka.
- Jeszcze nie wiedzą, że chcą – odpowiadam.
- Chcemy, bardzo chcemy – przerywa mi Anka.
I zwierza się, że odpoczęła maksymalnie, a przecież jeszcze spływ się nie skończył. Że jest tak pięknie, zielono, cicho, że totalnie się zresetowała.
- Ty lepiej tak całkiem się nie resetuj, bo jedna tak wróciła zresetowana z urlopu, że zapomniała pinu do karty – mąż brutalnie przywrócił ją do rzeczywistości.

Królowa – główna zadymiara – w akcji

Płyniemy. A raczej woda nas niesie. Z brzegu poderwały się łabędzie. Przeleciały ponad głowami. Cicho. Tylko czasem chlupot wioseł przypomina o rzeczywistości. Tracimy poczucie czasu. Nagle głos niesie się po wodzie:
- Halo! Gdzie jest Zarząd! Składam zażalenie! Halo! – głos jakby Królowej, ale jeszcze nikogo nie widać.
Po chwili biała czapeczka z napisem: KTW Wiking zaczyna być widoczna. Tak to ona. Macha rękami. I krzyczy:
- Jestem głodna, chcę zjeść i iść w krzaki. Proszę zrobić przerwę. Natychmiast! Co to ma być! 20 km bez przerwy?!
Edek z tyłu za nią nie odzywa się. Zastanawiam się przez moment czy to na serio czy na żarty. Bo Królowej nikt nie rozszyfruje. Misiek też ją słyszy i tłumaczy:
- Tu nie możemy zejść na brzeg, bo jest wysoki po obu stronach, trzeba poszukać płaskiego, bo się wywrócimy. To szukamy. Ale naprawdę nie ma. Brzegi pionowe, oberwane przez wodę, porośnięte częściowo trawami.
- Ja chcę przerwę – znowu słychać żądanie Królowej.
- Tojtojkę Ci będziemy wozić na kajaku – Michał się śmieje.
- Trzeba będzie następnym razem wysłać umyślnego na kajaku z łopatą, by złagodził brzeg – też się śmieję.
Mijają nas. Teresa niby krzyczy, ale oczy się jej śmieją.

nida05 (116 kB)

- Totalna zadymiara – myślę, ale jedno jest pewne – z nią zawsze jest ciekawie! W sumie to ja też bym chciała przerwę, bo bukłak z jedzeniem i wodą mam za oparciem z tyłu kajaka i nie dostanę do niego (błąd, powinnam go mieć między nogami) – moja głupota, bo Kasia tak radziła, a nie posłuchałam jej, no i w krzaki pasowałoby iść. W końcu znajdujemy jakiś niższy brzeg, wbijamy w niego kajaki i idziemy rozprostować nogi. Czy Królowa zeszła gdzieś na brzeg? Nie wiemy. Nie mieliśmy jej już w zasięgu wzroku. O dziwo, gdy zeszłam z kajaka zrobiło mi się zimno i zaczęłam dygotać. Agnieszka Jackowa ratuje mnie gorącą herbatą z termosu, a Kasia tłumaczy, że zawsze w kajaku jest cieplej. Już nie pamiętam dlaczego. Po chwili wracamy na wodę.

No i co czarownice moje?

Parę uderzeń wiosłem i przyspieszamy, bo zaczyna kropić deszcz, ale przelotny, wiec przeleciał tak szybko, że nie zdążyliśmy zmoknąć i… widzimy Ryśka na brzegu.
- My nie chcemy wysiadać, my płyniemy do Wisły – wołamy jak opętane z Kaśką, bo do Wisły jest tylko 5 km.
Ale to już finisz, Edek z Jackiem pomagają zataszczyć kajak na brzeg, a prezes tłumaczy, że według prognozy pogody Miśka zaraz ma padać. Robimy sobie zdjęcie przy pięknej ruinie synagogi.

nida06 (179 kB)

Chłopaki wrzucają kajki na przyczepę, pan Marek pyta jak się płynęło, zaprasza na Nidę, wręcza nam książeczkę ”Świętokrzyskie i nadnidziańskie parki krajobrazowe”. Fajnie, tam są mapki, a Rysiek planuje powrót w te tereny. Bierzemy wizytówki i do busa.

nida07 (183 kB)

Oczywiście my z Kaśką mamramy, że mało, że niedosyt. Gdy zatrzasnęły się drzwi busa i kierowca włączył silnik, zaczęło padać. Rysiek popatrzył nas z politowaniem jakby chciał powiedzieć: - No i co czarownice moje, a nie mówiłem? Ale nie odezwał się ani słowem. Dobroć zwyciężyła. U niego to tak zawsze. I za to go lubimy.

Ewa Bugno

Relacja fotograficzna - Ewa Bugno
Relacja fotograficzna - Eugeniusz Halo
Powrót

copyright