kontur (2 kB)

wiking300. (17 kB)

Spływ kajakowy Mierzawą i Nidą

06 - 07.07.2019 r.

mierzawa (250 kB)

Mierzawa - rzeka, prawobrzeżny dopływ Nidy o długości 64,18 km i powierzchni zlewni 563,6 km². Źródła znajdują się w miejscowości Bryzdzyn (woj. małopolskie). Rzeka uchodzi do Nidy w okolicach Pawłowic k. Pińczowa (woj. świętokrzyskie).

Program spływu:


mierzawa01 (225 kB)
mapa_sobota (164 kB)
Mapka spływu - sobota
mapa_niedziela (78 kB)
Mapka spływu - niedziela

Jak zawsze spływ na każdej rzece inny, łatwiejszy lub trudniejszy.
Czy ta rzeka była trudna?... Z pewnością wymagająca, nie łatwa.
Dużo przeszkód, typu drzewne zwałki przez które trzeba było przejść lub przenieść kajak górą, przepłynąć pod składając się w kadłub kajaka.
Było na pewno wesoło, miło, każdy z nas pomagał jak mógł sobie i innym nawzajem.
Nasz Patryk a mój partner kajakowy gotował, serwował kawę na kajaku ugotowana wodą na butli w trzcinie, a potem na polance.
Były także bardzo uroczyste okrągłe urodziny Kasi, torty, petardy, gitary, śpiewy i tańce.
Dla mnie i dla dziewczyn paru noc zaczęła się o świcie jezyk (21 kB) bo przecież zielona noc także być musiała.
Esencja w skrócie spływu moimi oczami.

PS. Krasna Jędza jezyk (1 kB)

Dziką Mierzawą do Nidy,
czyli totalna walka z przeszkodami

czolowe (169 kB)

No i Kaśka chłopa skusiła

Początkiem maja, podczas spływu na Nidzie, Kaśka kusiła komandora:
- Popłyńmy Mierzawą, to piękna rzeka, taka jak Drzewiczka tylko płytsza, spodoba się Wam… znam ją z dzieciństwa...

No i skusiła chłopa. Na stronie PTTK pojawiło się ogłoszenie o spływie i prawie natychmiast 28 chętnych. Bo skoro jest tak piękna jak Drzewiczka? To czemu nie?
I wszyscy pytali: A jest taka rzeka? Gdzie toto?
A toto jest – w małopolskim i świętokrzyskim, 2,5 godziny jazdy z Krakowa.
A Kaśka opowiadała:
- Jeździłam tam do babci. Ta rzeka dla mnie to taka magiczna kraina dzieciństwa. Na Mierzawie nauczyłam się pływać, jak miałam 6 lat. Pontonem pływaliśmy i na dętce od traktora. Na rzece działały młyny, a okoliczni rolnicy zastawiali stawidła, by nawodnić łąki, więc stan wody był zróżnicowany. Brzegi porośnięte olchami zwieszającymi się nisko nad lustrem wody, stwarzały atmosferę tajemniczości. Przy niskim stanie tworzyły się wysepki z piasku, na których znajdowaliśmy mikroskopijne muszelki. Rzeka była dzika…

foto_1 (493 kB)


Skoro dzika – to jak najbardziej dla nas – myśleliśmy rozochoceni czekającą nas przygodą.

To jest nasza Amazonka Ponidzia

Marek Durlej, organizujący profesjonalne spływy po Nidzie, przywiózł nam kajaki i już na starcie ostrzegł:
- Rzeka jest wymagająca. Naprawdę. A zarazem piękna. To jest nasza Amazonka Ponidzia. Niesamowita, bo za każdą meandrą nie wiadomo co nas czeka. Koryto obficie zarośnięte – drzewami, chaszczami, pokrzywami. Będzie około 13 zwałek. Nie rozpływajcie się, musi koło siebie płynąć trzy, cztery kajaki. Musicie sobie pomagać, bo różne sytuacje mogą się zdarzyć…
A nam wyobraźnia zaczęła pracować. Jednego byliśmy pewni: oj! Będzie się działo!

Pod mostem w Niegosławicach schodzimy na wodę. Ruda, o nowym pseudonimie - Krasna Jędza - zadecydowała, że dekoracją wiodącą na tym spływie u kobiet Wikingów będą wianki we włosach. No więc najpierw gorączkowe przypinanie wianków, potem hasło: czuj nurt i w… rzekę. Kajakowy peleton zamykał Misiek z Ewcią, my byliśmy tuż przed nim, obok nas rządziła na wodzie Ruda pod czujnym okiem Patryka. Już w dziesiątej minucie spływu zaczął się pierwszy zator, a zaraz potem zwałka poprzedzała zwałkę. Nawet nam się nie śniło, że może być tego o wiele, wiele więcej..

Jak to chłop Wiking dba o kobitę w kajaku…

No to trzymamy się trzciny. Bo zator. Słoneczko grzeje. Twarze ku słońcu. Nogi na dziobie. Luzik. Lajcik. I nagle Ania stwierdza: - Kawy bym się napiła. Marzenie rozrywa ciszę. Szuranie po dnie kajaka. I Patryk wyjmuje kuchenkę, patelnię, kubeczek, ustawia kuchenkę w trzcinie, gotuje wodę na patelni, wsypuje do kubeczka kawę, zalewa wrzątkiem i podaje Ance. Zapach kawy miesza się z zapachem przybrzeżnej mięty. Patrzymy jak urzeczone w Patryka, smakujemy po łyku z kubka Anki i podajemy go z kajaka na kajak.

foto_2 (545 kB)

Zaopatrzenie Patryka w sprzęt na wyprawy górskie i kajakowe przeszło do legendy. Partner w kajaku – niezbędnik.

Płyniemy. Nurt szybki, zakręty, zwałki. I co rusz słyszę komendę: - Nie wiosłuj! To nie wiosłuję. Ileż można? Co ja Marzenka? Mam opalać paznokcie u nóg? Chwytam za wiosło. Znowu: - Nie wiosłuj! Nie to nie. Wiem… rządzi ten z tyłu. No to słucham. Z trudem. Taka była umowa. Mój partner rządzi na wodzie. Ja na lądzie. Ale moje ADHD nie wytrzymuje. Przy kolejnym zatorze wyskakuję z kajaka i biegam jak szalona po rzece pstrykając fotki. Muszę gdzieś sprzedać energię. Znowu do kajaka. - Mogę wiosłować? - Możesz. Krótka radość. Znowu zza ucha: - Nie wiosłuj. Mija mnie Tomek na jedynce. Skarżę mu się. A on patrzy z zaskoczeniem na mnie i stwierdza: - Ozdoba dzioba.
Wkurzam się. Patrzę w tył. Partner – terrorysta.

Totalna zwałka. Konar na konarze, a spod nich kolejny wystający konar. Drapie po twarzy, rąbie po głowie, zahacza o kapok. Przeszliśmy. Z trudem. Oglądam się. Ruda się zawiesiła. Widać roześmianą twarz i nogę w ortezie w kajaku. Patryk wskoczył do wody. I buja kajakiem. W górę i w dół. Rytmicznie. Raz za razem. Sztuczna fala idzie spod kajaka. Anka unosi się z kajakiem w niebo i spada na konar. I znowu: góra – dół. Słychać śmiech i plusk wody. Przyjemności nigdy za dużo.
- Patryk, puść ją… niech się kobieta puści… ku nam… - wołam.
I Patryk kończy bujanie, popycha kajak z Aneczką. Partner – bujak.

Przy jazie patrzę za Wiesią. Jest. Wreszcie mogę jej zrobić fotkę. Jest z tym problem. Na starcie Rysiek wsadza ją troskliwie do kajaka i rura. Znikają. Nikt nie ma szans ich dogonić. Komandor musi być pierwszy na mecie. I biedna Wiesia – ani śniadanka na kajaku, ani ploteczek, ani kąpieli w rzece tylko rura i do przodu. Jedynie przeszkody zatrzymują komandora. Zawsze czeka na ostatnich. Wtedy Wiesia ma sesję fotograficzną. Na Ryśku wzoruje się Mirek. Uprowadził Królową. Na stracie podobnie – rura i do przodu.
Dostał zrypkę: - Proszę nam oddać Teresę! Kaweczka na kajaku bez niej? bułeczki Miśkowe nie dla niej? Żarty Tomka zwanego Tomaszkiem nie do niej? Toż to skandal.
Wysłuchał, jak to chłop i zrobił swoje: - Królowa, do kajaka! Płyniemy! I znowu zniknęli. Parter – porywacz.

Wikingowie na drzewie jak baletnice na linie

fot_3 (527 kB)

Znowu zator. Totalna zwałka. Widać drzewo w poprzek rzeki i tylko nogi chłopaków. Za nimi – kolejne drzewo. Patryk – ratownik nr 1 i Misiek – ratownik nr 2 – kierują akcją. Głos po wodzie niesie:
- Głęboko?
- No. Powyżej kolan.
Po zwalonym drzewie idą pomalutku gęsiego z prawej: Iwonka, Basia, Patrycja, Kasia. Po lewej stronie na tym samym powalonym drzewie stoi Ania i Asia.
- Jeeezu, jak nie wytrzyma ciężaru i się złamie, to ja nie wiem...? - mówię.
- Ale wiesz jaki będziesz miała materiał reporterski – przekomarza się Dawid.
Wyglądają jak baletnice na linie, przesuwają się pomaleńku stawiając delikatnie stopę za stopą.
- Widzisz ten kwiatek? Widzisz? Idź tam nogą – mówi Kaśka do Asi.
- Nie poganiaj jej – ktoś przestrzega.
- Jak ja przejdę? Nie wychodzę z kajaka! - stwierdza Ruda.
- Nie wejdę na to drzewo – oznajmia Ania Ryśkowa.
- Spokojnie nogę włóż do wody – przekonuje Rysiek.
- Jakby się podparły wiosłem to by se spokojnie poradziły…
Ale wiosła zostały w kajakach, które chłopaki przepychają pod drzewami. Błąd. W powietrzu czuć lęk. Minimalny. Dawid wychodzi z kajaka, pomaga dziewczynom. Ja pilnuję, by kajak nie odpłynął. Ale jakże to tak – i robić zdjęcia, i pilnować kajaka? Jedynie Ewcia z rozwianymi na wietrze włosami siedzi spokojnie w kajaku, czeka aż Misiek ogarnie sytuację i patrzy roześmiana, i jak zawsze piękna. Dajemy radę. Pokonujemy przeszkodę. Razem. Brawo My.

40 lat minęło… jak jeden dzień…

Zazdrościmy Kaśce. Dzisiaj obchodzi urodziny na rzece dzieciństwa. I taaaaka młoda. Szykujemy imprezę. Najpierw Misiek w kociołku gotuje fasolową na ognisku. Po 8 godzinach na wodzie burczy nam w brzuchach, a zapach nęci…kusi... rozdrażnia… Co rusz zaglądamy do gara, a Misiek stwierdza przekornie: - Miałem wziąć grochówkę wojskową, ale potem unosiłyby się namioty razem ze śledziami…
Zupa znika zanim tak naprawdę poczuliśmy jej smak. Niewielu załapało się na repetę.

I do dzieła: Mirek z Tomaszkiem ustawiają wiosła na sztorc, ja z Agnieszką przywiązujemy do nich baner (z prześcieradła) z napisem: Kochamy Kaśkę, chłopy dymają baloniki, Rysiek od Anki wiesza je na drzewach, Wiesia zbiera podpisy pod życzeniami, Królowa układa przemówienie, Patryk przygotowuje wyrzutnię do petard, Ruda zapala niegasnącą świecę na torcie, Iwonka i Michał II grają na gitarach: 100 lat i … naprzód marsz… Impreza się zaczyna. Misiek wciąga na Kaśkę czerwone stringi z napisem Wiking – to docenienie Kasi w promowaniu mody, komandor z Miśkiem delikatnie podrzucają ją na rękach, petardy walą w niebo, tysiące iskier rozrywa mrok, Królowa nakłada kawałki tortu do menażek, szepczą się kolejne życzenia… Jest pięknie.

foto_4 (88 kB)

Impreza trwa do świtu, najbardziej rządzą kobiety Wikingów: jedne ładują się późną nocą do cudzych namiotów niby w gości, inne przyjmują 30 letniego tubylca nad ranem w myśl zasady – adoratorów nigdy za dużo, co niektóre wciśnięte sztuk pięć w jeden namiot prowadzą niekończące się Polaków rozmowy, niestety za głośno. A Michał II o trzeciej nad ranem podsumowuje:
- Spanie jest mocno przereklamowane, jak ja jestem taki wyspany to się źle czuję…
Więc co niektórych wschód słońca zastał... przy rozmowach.

Komu w drogę, temu aviomarin (jak mawia Nosorożec)

Niedziela. Totalny luz. Wypływamy dopiero w południe. Jest czas na śniadanko, kaweczkę, maseczkę na twarz z ogórków, wysuszenie namiotu i antykomarową piosnkę Dawida i Michała II: „Pierd…. muchy, komary je…...”. Ale piosenka nie działa, bo komary wpierdzielają nas rosnąco, natężenie ich dziobania zwiększa się wprost proporcjonalnie do naszej irytacji.

Nagle… pojawia się na naszym polu biwakowym sołtys Michałowa. Niepokój – czyżby zrypka za głośną noc? Otóż nie! Sołtys z rodziną przyszedł nas powitać, powiedzieć, że mieszkańcy zauroczeni są naszą radością życia, umiejętnością zabawy, organizacją. Miło w takiej sytuacji się rozstawać.

foto_5 (151 kB)

Sprawnie zwodowaliśmy kajaki. Cudnie wyglądają z kolorowymi balonikami poprzyczepianymi do dziobów. To pozostałość po urodzinach Kaśki. Tym razem przed nami tylko 8 km, a z atrakcji to jeden jaz i wpłynięcie Mierzawą do Nidy. Celem ostatecznym dnia jest Pińczów. Marzy nam się knajpka z gorącym jedzonkiem.

Dzień dobry Nido

Czy lżej jak wczoraj? To samo. Niezliczona ilość powalonych drzew, meandrujacy nurt, mielizny, wystające konary i ukryte kamienie. Czyli kolejny dzień pełen niespodzianek. Nie spieszymy się, bo dzisiaj krótszy odcinek. Czas biegnie pomiędzy przechodzeniem nad drzewami lub składaniem się w kajaku, przeciąganiem kajaka po mieliźnie lub dupingiem, czekaniem aż zator minie lub wpakowaniem się w lukę między kajakami na przeszkodzie.

Na jazie Rysiu czeka. Pomaga dziewczynom wciągnąć kajak na betonowy most. Jak zawsze w pogotowiu. Uczynny. Troskliwy. Tu wieje. Jest zimno. Okrywamy się folią termiczną, przytulamy do siebie, Królowa częstuje szczepionką, a Patryk… - parzy kawę. W zagłębieniu mostu ukryty od wiatru. Wszyscy nasi dopłynęli. I znowu na wodę. Tam niżej. Nie wieje. Cieplej. Kolejna zwałka. Kolejny zator. Nagle… rzeka się poszerza. Wpływamy na Nidę. Nasi na brzegu, chlapią się, wygłupiają, my biegniemy do nich, włazimy po pas do Nidy, witamy się z rzeką, zmarznięci poddajemy się pieszczocie ciepłego prądu Nidy. Radość.

foto_6 (99 kB)

I przed siebie. Teraz bez zwałek, jazów i innych przeszkód, można wiosłować do bólu. Rozluźniamy się. Jakoś tak… nudno. Powoli przed nami wyłania się Pińczów. Kopuła kaplicy odznacza się wśród drzew, widać znaki wodne przy brzegu, zabudowania. I na brzegu pod mostem Rysiek i przyczepa. Nasi. Meta. Finisz.

Przebieramy się w suche rzeczy, komandor obiecał godzinkę w mieście na zwiedzanie lub obiad. Większość wybrała jedzonko w lokalnej knajpeczce. To jest dobre zakończenie dnia. Potem pożegnanie Tomka i do Krakowa.

Kim jest Tomek? Kolega ze spływu na Litwie adoptowany wraz z Dawidem do Wikingów. Zrobił totalną niespodziankę – przyjechał z Torunia z własnym kajakiem, by spędzić z nami dwa dni na wodzie. Ma się kumpli z jajem, no nie?

A na Nidę wrócimy za trzy tygodnie. Już Rysiek prowadzi zapisy...

Ewa Bugno (Pirania)

Relacja fotograficzna - Anna Trojan
Relacja fotograficzna - Ewa Bugno (sobota)
Relacja fotograficzna - Ewa Bugno (niedziela)
Relacja fotograficzna - Katarzyna Nowaczyńska
Relacja fotograficzna - Dawid Lasociński
Powrót

copyright