kontur (2 kB)

BIESZCZADY NIEZNANE

w dniach 12 - 14 maj 2017 roku

Linia
Kierownik wycieczki: Jan Puzia i Zdzisław Gardziel
Pogoda: zmienna
Linia bieszczady-nieznane01 (81 kB) Linia

Program wycieczki:

Dzień I - 12.05.2017

Dzień II - 13.05.2017

Dzień III - 14.05.2017

Linia

Bieszczady nieznane

Uroki Bieszczad odkrywamy,
Tych na uboczu, opuszczonych,
Nieistniejące wioski odwiedzamy,
Cerkwiskom i grobom Łemków,
Z zadumą się kłaniamy.

Góry zielenią i błotem nas witają,
Ścieżki rozchodzą się, giną,
Krzaki złośliwie szlak zasłaniają,
Po torach i drogach grupa wędruje,
Zawsze autokar swój odnajduje.

Stare cerkwie słowackie,
Gościnnie nas przyjmują,
Piękno swych kształtów i ikon,
Chętnie nam pokazują.

Na koniec niespodzianka-
w Stępinie schron zwiedzamy,
Cały pociąg wojskowy w swym
Wnętrzu schować gotowy.
Tu Hitler z Mussolinim,
Podali sobie ręce, nie wiedzieli,że
Wkrótce nie zobaczą się więcej.

(Rzepedź, dnia 14.05.2017r.)

Tak w skrócie można opisać trzy dni kolejnej urokliwej wycieczki w Bieszczady Nieznane przygotowanej przez Klub Turystyki Górskiej WIERCH. Trasę opracował specjalizujący się już w tym temacie Janek.

Było wędrowanie we mgle po bieszczadzkim błocie i w słońcu po pięknym lesie i widokowych łąkach. Było zwiedzanie z przewodnikiem murowanych i drewnianych cerkwi polskich i po stronie słowackiej. Wieczorem gitarowy tandem czyli Agatka i Paweł, rozśpiewali wycieczkową brać przy ognisku. Potem już śpiewy trwały do późna w nocy w przytulnej salce gościnnego Ośrodka Pod Suliłą. Przewodnik Bogdan, który opowiadał o cerkwiach w Bieszczadach Zachodnich zasiał w nas niepokój, z że przecież jeszcze nie widzieliśmy kilku pięknych cerkwi w przygranicznych Bieszczadach Wschodnich. Na pewno Klub uwzględni w swoich planach taką wycieczkę, koniecznie z oprawą muzyczną.

J.K.

bieszczady-nieznane02 (48 kB)

Wycieczka o nr 035 którą mieliśmy przyjemność odbyć, nosiła tytuł BIESZCZADY NIEZNANE.

Jakże trafne określenie "NIEZNANE" ujawniło się już na samym początku wycieczki. Rześki poranek tego dnia przywitał nas nadciągającymi ciężkimi chmurami.
Złowieszcze barwy nieba nie pozostawiały złudzeń na lepszą perspektywę dnia.
W chwili wyjazdu autokaru na trasę, w ślad za nim podążały również deszczowe chmury, które towarzyszyły nam całą trasę nie szczędząc wody aż do Łupkowa.
Miejsca z którego turystyczna brać pędem wyruszyła w jednym kierunku, aby po kilkuset metrach się rozdzielić.

Ci bardziej wytrawni - w lewo - po wysokiej trawie skąpanej strugami deszczu, kałużach wody, rozmokłej ziemi i polnymi drogami pełnymi błota - przed siebie! - dokąd zmierzają?
W nieznane? A wyższe partie wyznaczonego szlaku spowite gęstą mgłą, szybko weryfikują umiejętności poruszania się w trudnym terenie, jak i wymagających warunkach.

Dla tych pozostałych, bardziej ostrożnych w uniesieniach górskich pozostało - w prawo!
Droga również zabłocona i z zastoinami wodnymi, ale podłoże szutrowe dostarczające komfortu stabilności.
Miałam przyjemność znaleźć się w tej grupie "ryzyka ograniczonego przesilenia".
Po dotleniającym spacerze i przejściu przez zabytkowy dworzec kolejowy w Łupkowie, dotarliśmy do schroniska agroturystycznego SZWEJKOWO.
Gdzie po krótkim jego zwiedzaniu, ruszyliśmy w drogę powrotną do czekającego na nas autokaru. Sympatyczny pan kierowca Józef przetransportował nas do Balnicy skąd liczną sześcioosobową grupą postanowiliśmy wyjść na przeciw "oczekiwanym". W satysfakcjonującym nas tempie wyruszyliśmy na trasę spotkania. Po drodze zwiedziliśmy KAPLICZKĘ Z CUDOWNYM ŹRÓDŁEM oraz CERKWISKO I CMENTARZ w Balnicy.
Tutaj właśnie dobiegł kres naszej dalszej wędrówki, ponieważ rozmokła błotnista droga ją uniemożliwiła.
Z pełną dozą pokory dla zaistniałych warunków, wróciliśmy do autokaru, aby na miejscu już oczekiwać na powracających z trasy.

Nasi niestrudzeni, niebawem grupkami na umówione miejsce zaczęli powracać - radośni, zmęczeni, obolali, ale szczęśliwi że ogromne wyzwanie i trudy wędrówki pokonali.

Dnia następnego - sobotniego - wyruszyliśmy na podbój słowackich cerkwi. Pogoda sąsiadów przyjęła nas bardzo gościnnie, zapewniając bezdeszczowy komfort.
Piękno drewnianych cerkiew należących do grupy najstarszych świątyń na Słowacji w BODRUZALU, MIROLI, NIŻNYM KOMORNIKU i innych miejscowościach, dostarczyło nam wiele wrażeń i westchnień.
Niezależnie czy zwiedzaliśmy cerkwie w całości, czy tylko na zewnątrz, pan przewodnik Bogdan, z ogromną wiedzą, opowiadał o nich tak malowniczo i interesująco, że dodatkowym pytaniom nie było końca.
Po tak wielu wspaniałych doznaniach duchowych, na zakończenie zwiedzania poczyniliśmy zakupy, które po powrocie do Rzepedzi pozwoliły nam przetrwać zimny wiosenny zmrok, aż do późnych godzin nocnych.
A dla rozśpiewanego bractwa nawet jeszcze dłużej. Wszak tę głuchą nocną ciszę trwającą pomiędzy zakończeniem wieczornego ptasiego śpiewu a zaczynającymi się trelami bladym świtem - należało jakoś wypełnić.

Wczesnym porankiem rozpoczęliśmy dzień trzeci - niedzielny - od nabożeństwa w kościele parafialnym w Rzepedzi poranną mszą św.
Ubogacani słowem Bożym - jedni przeżywali to w "głębokiej zadumie", drudzy jak gąbka chłonęli słowa listu biskupa do parafian, a kolejni jeszcze walczyli o odrobinę tlenu, krążącego pomiędzy gęsto zasnutą duszącą wonią pięknych lilii, unoszącą się w powietrzu z kompozycji kwiatowych.
Żeby nie wszystko było tylko dla ducha z rana, to prosto z kościoła popędziliśmy na pyszne i obfite śniadanie dla ciała. By jednak obżarstwo niestrawnością się nie stało - więc czym prędzej towarzystwo na trasę poleciało!
Jak to już wcześniej kondycja wskazywała - wytrawni wyruszyli w "nieznane" - a przezorni w "przemyślane." Jedni i drudzy powracali szczęśliwi, zadowoleni a zarazem wygłodzeni. Więc ponownie na stołówkę się udali, utracone kalorie pouzupełniali. By tym razem ich nie tracąc i błogiemu relaksowi się poddając - do domów powracali.
W ramach urozmaicenia monotonii drogi powrotnej do Krakowa zwiedziliśmy jeszcze w Stępinie największy na świecie schron kolejowy z czasów drugiej wojny światowej. Po czym pełni wrażeń i osobistych przemyśleń wróciliśmy do Krakowa.
Zdrowi, zadowoleni i szczęśliwi z pobytu w tak malowniczym miejscu, gdzie fascynująca przyroda obsypywała nas swoim pięknem. Lasy mieniły się nieprawdopodobną paletą barwy zielonej o różnorodnym nasyceniu, podkreślane punktowo bielą kwiatów kwitnącej tarniny i rudą lekko wpadającą z daleka w róż buczyną o delikatnie rozwijających się pąkach liści.
Całość zatopiona w morzu zielonych soczystych traw, umajonych kwitnącymi w pełni żółtymi kwiatami mniszka lekarskiego, po których dostojnie stąpały bociany - w poszukiwaniu zdobyczy.

Nad całością piękna, dominowały promienie słońca pobudzając do życia płazy, owady i gady.
A na błękitnym niebie subtelnie, szybowały szponiaste, w wznoszących prądach ciepłego powietrza - patrolując okolicę.
Serdeczne podziękowania dla wszystkich, którzy przyczynili się do zorganizowania tak wspaniałej wycieczki.

Z wielkimi wyrazami uznania - zadowolona turystka.

Linia
Relacja fotograficzna - Agata Karwowska
Relacja fotograficzna - Ala Obrzut
Relacja fotograficzna - Jadwiga Kwiecień
Relacja fotograficzna - Halina Kubat
Linia
Powrót
copyright