kontur (2 kB)

PALMY WIELKANOCNE
POGÓRZE CIĘŻKOWICKIE

1 kwietnia 2012 r.

Linia
Kierownik wycieczki: Agata Karwowska
Pogoda: ...trochę zimy, trochę lata...

Palmy Wielkanocne - Lipnica Murowana Linia

Palmy Wielkanocne  Ciężkowice

Linia

Po co wy tam jedziecie?

"Po co wy tam jedziecie? Nie dość, że trzeba wstać o piątej, to będzie cały dzień lało, zmarzniecie, palmy i tak wiatr połamie... a jeszcze potem wycieczka, przemokniecie do suchej nitki..." mówili ludzie ostrożni i rozważni. Ci odważniejsi postanowili stawić czoła niesprzyjającej aurze i potencjalnym katarom.

Wiało chłodem, kiedy wsiadaliśmy do autokaru nad zalewem w Nowej Hucie, ale im dalej od miasta, tym więcej było białego puchu na polach, w przydrożnych rowach, w załomach dachów. W Lipnicy - poinstruowani przez niezawodną i doskonale przygotowaną kierowniczkę wyprawy - Agatę - wszyscy sprawnie i szybko ruszyli w stronę Rynku. Nie padało, sypał lekki śnieg. Najpierw oglądamy z zewnątrz kościółek św. Leonarda, przyprószony białym pudrem dach, soboty, otaczający świątynię cmentarz - dopiero w drodze powrotnej na własne oczy przekonamy się, jakie skarby kryje ta drewniana budowla. Polichromie, w których życie i śmierć jednostki okazują się elementem psychomachii, Chrystus ucztuje z apostołami, a ołtarz osadzony jest na palu z pogańskiej gontyny... Na razie czekają nas emocje związane ze "stawianiem palm": jak się okaże około południa, najwyższa tegoroczna palma ma aż 32,65 m długości. Lipnicki rynek zastawiony kramami pełnymi wszelakich dóbr: od słodkich przysmaków po kiełbasy, od drewnianych zabawek po palemki. Nie brakuje, rzecz jasna, pisanek - zachwycają zwłaszcza te wykonane techniką igłową: aż się nie chce wierzyć, że na nietrwałym materiale można precyzyjne narysować kwiaty, baranki, pejzaże, trzy lipnickie kościoły - co natchnienie artyście dyktuje. Na mszy w kościele św. Andrzeja tłumy: turyści i mieszkańcy w skupieniu słuchają ewangelii o męce Pańskiej. Wszyscy uśmiechnięci, choć na dworze raz śnieżna zawierucha, raz wiatr.

Z Lipnicy Murowanej przez Ciężkowice jedziemy pod skałę "Grunwald". Kładką nad szosą przechodzimy do punktu widokowego, żeby się przyjrzeć kamiennej Czarownicy. Czarownica jak to czarownica: straszy nas śnieżycą, z trudem udaje nam się wypatrzeć skalny profil tej damy. A po kwadransie w barze (cóż, niektórzy z nas, przyznaję rumieniąc się, "bom sam nie bez winy", bez pieczątki w książeczce - GOT, OTP, Turysta Przyrodnik - na trasę nie ruszą, więc czas przeznaczony na kawę spędzamy na wesołym pieczętowaniu) mamy nad głowami błękitne niebo. Ruszamy na szlak (niebieski do Rzepiennika), weryfikując stosowność nazw, jakimi obdarzono poszczególne twory skalne...Baszta Paderewskiego, Piekiełko, Skała z krzyżem... tylko Cyganka nie przypomina ani Papuszy, ani żadnej innej pani. Chmury raz po raz zasnuwają niebo, a my szukamy Wodospadu. Jest! W wąwozie zalega dosyć gruba warstwa lodu, ostrożnie stawiamy stopy, żeby nie się pod nami nie załamał. Kilka zdjęć pod skałami - ustępujemy miejsca nadchodzącym za nami grupkom kolegów. Droga prowadzi teraz lasem, polami - nad przydrożnymi rowami uważny obserwator zauważa pierwsze wiosenne kwiaty: zawilce w lesie, prymule, fiołki i podbiały na terenie otwartym. Słońce! Popas na pniach leżących przed tartakiem, w zapachu świeżego drewna. Potem szlak prowadzi drogą asfaltową - kiedy pokonujemy długie wzniesienie między Ciężkowicami a Rzepiennikiem, znów zmienia się pogoda. Śnieg zacina, a białe plamy na fotografiach to nie błąd matrycy, ale gigantyczne płatki, którymi nas obsypało niebo. Wraz z powracającymi promieniami słońca otwiera się kolejny wymiar wycieczki - historyczny: najpierw mijamy dość rozległy cmentarz z I wojny światowej - to groby z 1915 roku: przysypane śniegiem krzyże wyglądają trochę jak z obrazów Caspara Davida Friedricha. Potem pomnik partyzantów (oddział AK "Regina 2"), którzy zginęli - zdradzeni - 17 października 1944 - i którzy dostali się wówczas do niewoli, by służbę Polsce zakończyć śmiercią w Gross-Rosen. Naprzeciwko pomnika nieprawdopodobnie niebieska chata, w oknach różowe pelargonie. Za przysiółkiem cmentarz tych, którym poświęcono pomnik; zadbany, na każdej mogile krzaczek bukszpanu. Szlak łagodnie prowadzi ku dolinom, jednak skręcamy na moment w głąb lasu - tu z kolei zatrzymujemy się na chwilę nad zbiorowym grobem 364 osób zamordowanych przez Niemców. Nie wiem, czy to ofiary jakiejś pacyfikacji, czy Żydzi zwiezieni tutaj z okolicznych miejscowości, ile było wśród nich kobiet, dzieci, mężczyzn, w jakim wieku? Wracamy na drogę - w oddali coraz wyraźniej majaczą wieże kościoła w Rzepienniku Biskupim. Fotografujemy po drodze kwiaty, przyspieszając kroku, gdy wiatr silniej zawieje. Już czeka na nas pan Rafał w autokarze: dopijamy resztki herbaty z termosu, kończymy kanapki... Trzeba wracać. Przywozimy ze sobą palmy z bibułkowymi barwnymi kwiatami, wiktuały, pisanki, a przede wszystkim - poczucie, że był to dobrze spędzony dzień: z chwilą zadumy, odrobiną zabawy i odpowiednią dozą aktywnego odpoczynku.

"Strasznie wymarzłyście?!" zagaduje sąsiadka. "Wcale" odpowiadamy...

Olga Płaszczewska     

Linia

UROKI NIEDZIELI PALMOWEJ

Dzień 01.04.2012 w tym roku przypadł w Niedzielę Palmową. I jak co roku, spotkaliśmy się na wycieczce zmierzającej do upamiętnienia tego dnia właśnie. Naszą przygodę z kapryśną pogodą rozpoczęliśmy o godz. 630 w Mistrzejowicach. Pogoda jaka jest, każdy widzi. Tak powiada ludowe porzekadło. Ale każdy widzi tak, jak patrzy. A patrzy tak, jak podpowiada mu wyobraźnia. Ile spojrzeń, tyle spostrzeżeń (i nie tylko pogodowych). Otóż w moim odczuciu, aura spłatała nam niezłego psikusa, jak na prima - aprilisowy dzień przystało.

Na początku podróży, roztoczyła nad nami ciemne chmury, pozbawiając nas promieni słonecznych zupełnie. Potem w jej trakcie, delikatnie rozsuwając chmury, ujawniała nieśmiało promienie słoneczne, nastrajając nas tym samym optymistycznie, na dalszą część dnia. I tak bawiła się nami, przez całą podróż do Lipnicy Murowanej, żeby potem z pełną przekorą i premedytacją, dopaść nas na Starym Rynku i zasypać wielkimi płatami śniegu z deszczem, dorzucając do tego silne porywy wiatru, utrudniające skutecznie, podziwianie wyrobów miejscowego i okolicznego rękodzielnictwa.

Ale turysta nie zając i tak łatwo wypłoszyć się nie da, zwłaszcza z miejsca w którym najbardziej uaktywnił mu się gen chomika, czyli gromadzenia dóbr na zakupach. Przez naturę wyposażeni w mocne charaktery, przystąpiliśmy do ataku na dobra tego regionu. Na pierwszy plan, wysuwały się Palmy Wielkanocne przepięknej urody - symbol szczęścia i powodzenia. I to nie tylko te największe startujące w konkursie najpiękniejszych, z których najwyższa mierzyła sobie 32,65m. Ale wiele innych, mocno zróżnicowanych w swych kształtach, wielkościach i barwach.

Drugoplanowym, ale jakże wymownym symbolem tych świąt były jajka - symbol życia. Ich ogromna różnorodność począwszy od wielkości czyli kurze, kacze, gęsie i strusie, po ich sposoby dekorowania, przyprawiały o zawrót głowy. Wszystko, czym natura nas obdarzyła, w dekorowaniu wydmuszek, że tak nazwę, (bo ze względu na rodzaj zastosowanej techniki, nie znam prawidłowej nazwy) - zostało skrzętnie wykorzystane. I tymi rękodzielniczymi cudami najbardziej ekscytowały się kobiety, dokonując niezbędnych zakupów zapewniających potem, miłe akcenty na Wielkanocnych stołach. Natomiast mężczyźni jako przedstawiciele rodu łowieckiego, postanowili również zadbać o znak symbolizujący kończący się post, czyli - wędliny.

W tym że celu, udali się do straganów, oferujących różnorodne wyroby wędliniarskie, czyniąc tam duże spustoszenie. Nie mogło być inaczej, gdyż unoszący się w koło zapach tychże wyrobów, nie pozwalał na obojętność. Jeżeli do tego dodamy równie intensywny zapach świeżutkiego pieczywa, no i słodziutki aromat ciast, ciasteczek i bab wielkanocnych, który również zawładnął naszymi zmysłami, to nie sposób było oderwać się od takich smakowitości.

I tu znów z pomocą przyszła aura. Po niewielkim rozpogodzeniu, ponownie przyszło zachmurzenie, niebo pociemniało, a z chmur sypnęło na bogato - śniegiem, deszczem, gradem, i porywistym wiatrem. Pakiet wszystkich zjawisk uświadomił nam czas ewakuacji do autokaru. I tak mocno wzbogaceni wyrobami Lipnicy Murowanej, udaliśmy się w dalszą podróż.

Naszym kolejnym obiektem zwiedzania były Ciężkowice czyli zwiedzanie Rynku. Ze względu jednak na panujące warunki atmosferyczne, omietliśmy go tylko wzrokiem z autokaru, udając się bezpośrednio do rezerwatu "Skalne Miasto".

Miło było zwiedzać rezerwat przyrody nieożywianej, w którym znajdują się malownicze skałki zbudowane z piaskowca ciężkowickiego. Skały te posiadają swoje nazwy i związane z nimi historie np. Grunwald, Czarownica, Ratusz, Piramidy i inne. Według jednej z legend zamianą w skały zostali ukarani mieszkańcy miasta za swoją chciwość i rozwiązłość. Tak naprawdę to skały te narodziły się z osadów prehistorycznego dna morskiego. W śród zwiedzających byli tacy, którzy usilnie próbowali ożywić martwą naturę, jednak bezskutecznie. Skutecznością natomiast wykazały się piekiełkowe klimaty, przyciągając do siebie spragnionych wrażeń ognistych. I tak pochłonięci odgadywaniem kształtów poszczególnych form skalnych, przemierzaliśmy kolejne odcinki naszej trasy.

Po wyjściu z rezerwatu udaliśmy się malowniczą drogą do Rzepiennika Strzyżewskiego. Tu również pogoda pokazała nam swoje oblicze. Kiedy my staraliśmy się odnaleźć pierwsze wiosenne kwiatki, wówczas aura znów zabawiła się z nami w pryma-aprilis mówiąc, "myślicie że już wiosna rządzi? to ja wam pokarzę, cieszycie się z wiosny? akurat - zaraz ją pomaluję na biało. I sypnęła tak, że natychmiast się zabieliło. Całe szczęście że był to krótkotrwały pokaz zimowej siły natury i szybko zniknął, a my mogliśmy kontynuować nasze poszukiwania kwiatów, które zaowocowały znalezieniem; zawilców, miodunki,lepiężnika, pierwiosnka, żywca, śledziennicy skrętolistnej, podbiału, szczawiu zajęczego i czegoś jeszcze nie zidentyfikowanego przez nas do tej pory. Nasza bystrość obserwacji pozwoliła nam namierzyć również ujmującą zieleń soczystych traw, bazie kwitnących wierzb, pąki na krzewach i drzewach, a całość wizualnych doznań, zwieńczył śpiew ptaków i przelot gromady bocianów. Również pogoda pod koniec wycieczki wykazała się swoją łaskawością, obsypując nas promieniami słonecznymi. Z jednej strony, raczyła nas na całej trasie zimnym, przeszywającym nasze ciała wiatrem, a z drugiej strony fantastycznie dotleniła je, ożywiając jednocześnie. A ożywione i dotlenione komórki, są bardziej wrażliwe na piękno i pozwalają dostrzec więcej. Dlatego niesamowicie przyjemnym uczuciem było znalezienie się w centrum śnieżycy i obserwowanie spadających płatków śniegu. Niesamowite zjawisko przyrody.

Nasz szlak turystyczny dobiegł końca przy kościele w Rzepienniku Strzyżewskim. Wnętrze kościoła podglądnęliśmy tylko ukradkiem, gdyż odbywało się tam nabożeństwo popołudniowe. Zauroczeni wnętrzem kościoła i jego otoczeniem, dotarliśmy do autokaru stojącego na pobliskim parkingu, skąd wyruszyliśmy w drogę powrotną.

Była to wycieczka pełna niesamowitych wrażeń i odczuć duchowych. Każdy czerpał garściami doznania dla siebie według własnych potrzeb. A to wszystko zawdzięczamy naszej przeuroczej Agatce Karwowskiej jak zwykle profesjonalnie przygotowanej, która uprzyjemniała nam podróż, ciekawie opowiadając o miejscach, do których zmierzaliśmy aby je poznać i pięknie tę trasę poprowadziła. Nasza podróż również nie zaliczała by się do tak przyjemnych i bezpiecznych, gdyby nie wysokie umiejętności prowadzenia pojazdu przez naszego ulubionego kierowcę pana Rafała. Jego pewność w ocenie sytuacji i szybkie reagowanie na nią powodowały, że my pasażerowie beztrosko oddawaliśmy się podziwianiu, migającej nam przed oczyma - przyrody.

Zadowolona turystka     

Linia

Trochę zajęta obowiązkami zawodowymi i pracą, nie napisałam relacji z wycieczki do Lipnicy Murowanej i Ciężkowic zaraz po przyjeździe, ale za to bardzo pięknie uczyniły to uczestniczki tej wycieczki. Bardzo dziękuję Oldze i "zadowolonej turystce" za wspaniałe, szczegółowe i ciekawe relacje z tego dnia wycieczkowego. Jest w nich zawarte wszystko, co widzieliśmy, co przeżywaliśmy, jaka była pogoda. Słowem trudno wyrazić takie odczucia, a Koleżanki zrobiły to profesjonalnie. Bardzo dziękuję za podzielenie się z nami swoimi spostrzeżeniami. Dziękuję również, za piękne relacje fotograficzne wszystkim którzy przysłali zdjęcia.

Agata Karwowska     

Linia

Trasa turystyczna:

Trasa górska:

Skała Grunwald - Rzepiennik Biskupi - 01.04.2012

Data
odbycia
wycieczki
Trasa wycieczki Nr grupy
górskiej
wg reg. GOT
Punktów
wg reg.
GOT
Czy
przodownik
był obecny
01.04.2012 Skała Grunwald - Skamieniałe Miasto BW.01 4 Tak
01.04.2012 Skamieniałe Miasto - Rzepiennik Biskupi BW.01 8 Tak
  RAZEM 12  
Linia
Relacja fotograficzna - Palmy Wielkanocne - Grzegorz Szczotka
Relacja fotograficzna - Skamieniałe miasto - Grzegorz Szczotka
Relacja fotograficzna - KTG WIERCH
Relacja fotograficzna - Olga Płaszczewska
Relacja fotograficzna - Ala Obrzut
Relacja fotograficzna - Halina Kubat
Relacja fotograficzna - Ela Czader
Linia
Powrót
copyright